Po całkiem solidnej sobotniej wycieczce Ukochana na niedzielę dalej wykazywała chęć wędrowania, tylko na coś mniejszego i krótszego.
Namówiłem ją na Baranią, argumentując, że warto wybrać się wyżej, bo dopiero powyżej 1000 metrów robi się fajnie. Jeszcze się odgrażała, że rano nie wstanie, ale wstała i o dziwo wyruszyliśmy z domu wcześniej niż poprzedniego dnia. Trasa z Kamesznicy, południowe stoki, żeby cieszyć się słonkiem cały dzień.
Pierwsza obserwacja, w B.Śląskim śniegu jest dużo więcej niż w Wyspowym, już od samego dołu słuszne ilości. Do tego mocny poranny przymrozek i szlak na dzień dobry - ściana płaczu.
Po ostrym początku na dobudzenie robi się przyjemnie.
Kombinuję trochę bezszlakowo po nieznanych terenach.
Jestem z tych kombinacji zadowolony, bo całkiem fajne widoczki.
A potem wchodzimy na szlak czarny i cieszymy oczy dalej. Mała Fatra.
Klak... i obłędnie wystający z nad mgieł Veľký Vreteň (819 m)
Wieża na Baraniej po remoncie poraża żółtym kolorem.
Fajna przejrzystość.
Wycieczka miała być krótka, więc z Baraniej był plan zejść bezszlakowo w dolinę wprost do samochodu. No ale szkoda było takiego dnia, więc przekonałem Ukochaną, że będzie lepiej powędrować dookoła szczytami i dopiero na koniec zejść do auta bezszlakowo. Niewątpliwą zaletą takiego wariantu jest większe bezpieczeństwo, bo jak wiadomo na szlaku jest bezpiecznie. Zataczamy więc kółko szczytami. Pięknie jest.
Przysiedliśmy na skałkach przed Magurką Radziechowską. Słońce operowało tak mocno, że czarne spodnie parzyły jak się ich dotykało dłonią.
Góra na której jeszcze nie byłem - Mała Barania. Pamiętam, ze kiedyś była w planach, ale się pogubiłem.
Rycerzowe i Rozsutce.
Hala Radziechowska.
Dokładnie tu tydzień temu było ekstremalnie i każdy krok kosztował sporo wysiłku.
Wychodzimy na Cebulę, potem na Glinne, gdzie podejście nieco zaskoczyło.
A potem bezszlakowo. Śniegu już mniej i nawet ktoś szedł, więc jest lepiej niż mogło się trafić.
Cudna romantyczna końcówka dnia.
Romanka, Rysianka.
Teren w okolicach Wielkiego Żaru, Małego Żaru i Czerwieńskiej Grapy jest wymagający nawigacyjnie. Podejmuję prawie same dobre decyzje, a ze złych wycofuję się szybko. Stajemy pod Małym Żarem, który płonie w ostatnich promieniach słońca.
Ostatnie podejście i zwątpienie Ukochanej w moje talenty przewodnickie... zupełnie niepotrzebnie, bo wszystko było prawie pod kontrolą
Przy aucie jesteśmy jeszcze po jasnemu
Super wycieczka!