Czas na drugi dzień walki z Orrrłłąąąą.
W piątkowy wieczór, poza Baczewskim, dołączył do nas kolega Tadeusz. Dostarczył lekkie jedzenie, wodę w cukrze i coś tam jeszcze. Nastał sobotni świt. Przespaliśmy go. Nastał poranek, wstaliśmy. I poszliśmy walczyć. W trochę innym składzie niż w piątek. Cóż - Orrrłłłaaaa wymaga ofiar. Plan był taki - od Przełęczy Zawrat do Przełęczy Krzyżne w 172 minuty. Chcieliśmy zdążyć na mecz Polska - Szwajcaria. Udało się !!!!! Przeszliśmy do historii !!!! Ćwierćfinał jest nasz !!!!
A co do Orrrłłłeeejjj to trochę nam się plany zmieniły. Marcin i Tadek poszli wcześniej, weszli na Koziego, Dominik, Łukasz i Łukasz poszli w stronę Granatów. Nazwa straszna. Teraz już wiem dlaczego tam odrywają się kawałki skały spod stóp. Ten szlak jest rozerwany granatami !!!!
Nasza trójka dociera do czerwono - czarnego rozstaju, z Koziego dociera dwójka szturmowa. Zasiadamy obok szlaku i myślimy nad przyszłością. Sprawdzamy wodę, lekkie jedzenie, czas, buty oraz skarpetki. Bo one też są ważne. Na każdy miesiąc powinny być inne. U nas wszystko wg norm więc ruszamy ku Przełączce nad Dolinką Buczynową. Szlak się obrywa całymi głazami, łańcuchy nie chcą się rąk słuchać. Co prawda żadnych łańcuchów ( do Kominka pod Czarnym Mniszkiem ) tam nie ma ale tak mi się napisało dla podkreślenia dramaturgii walki za Kozim. W pełnym składzie przenikamy na stronę Gąsienicowej. Aaaaaa !!!! Beeeee !!!! Ceeeee !!!! Szlak tak się oberwał, że przerobił się w żleb. Kulczyńskiego. Trudno. Co robić. Poszliśmy i doszliśmy do Kominka pod Czarnym Mniszkiem. Złomiarze wystąp !!!! Metalstwa tu tyle co na koncercie zespołu Slayer. Czasami w okolicy można spotkać ducha Jeffa. Udało się. Po walce wydostaliśmy się na powierzchnię. Przed nami Granaty.
"Oznakowanie szlaku tragiczne. W wielu miejscach zatarte lub nieczytelne znaki. Łańcuchów albo nie ma, albo są w miejscach gdzie są czasem zbędne. Wielokrotnie pomaga obserwacja skał i szukanie "zardzewiałych" występów skalnych, gdzie od rękawiczek widać, gdzie najłatwiej się złapać. Sam stan szlaku też marny. Skały się sypią na potęgę. Kilka razy spod butów leciały mi wielkie kamulce jak tylko na nie stanąłem i kończyło się zawisem na rękach. W paru miejscach za drugim granatem szlak oberwany. Nie ma zbytnio gdzie nogi postawić. Trzeba kombinować jak podejść. TPN nie robi tam nic, a szkoda." - Whitedany
Do tej pory nie wiem jak to przeszliśmy. Ocknąłem się na skrajnym Granacie. Tadek tak się rozpędził ( oszalał od wielokrotnego wiszenia na rękach; na nogach wisiał raz ), że popędził do Murowańca. A Dominik został na Zadnim. Za to Marcin ...
"Bliżej Krzyżnego szlak sypie się już strasznie." - Whitedany
"Zejście do Pięciu Stawów, jakieś 2.5h po tragicznym zejściu żółtym czymś, co ciężko nazwać szlakiem." - Whitedany
Wrócił posiwiały. Jak na osobnika z rocznik 74 wyglądał strasznie. Kolejna ofiara Orrrłłłeeejjj.
Zostało nas dwóch. Trzeba było się ratować co by nie skończyć źle. Podjęliśmy próbę ponownego przejścia Granatów. Wiedzieliśmy, że grozi nam sieczka ale nie poddaliśmy się. Było ciężko ale wygraliśmy ... Zdążyliśmy do schroniska przed meczem.
Ale oczywiście po drodze byliśmy rozważni i pamiętaliśmy o zasadach. Jedynie słusznych i uznawanych przez wszystkich.
W schronisku zasiadliśmy przy stole w jadalni i wdaliśmy się w dialog na temat klimatu schroniskowego. Jak to telewizor może zabić ducha. Niestety, dialog szybko się skończyć. Rozmówcy oddalili się po trzecim zdaniu. Dalsza część wieczoru odbywała się nad brzegiem, przy stole na polu i w pokoju. Dochodziliśmy do siebie po walce z Orrrłłąąą. Co prawda nie zarżneliśmy jej w bohaterskim czasie ale jeszcze tam wrócimy. W piecu napalimy, nakarmimy Whitedany lekkim jedzeniem i pobijemy wszelkie rekordy. Najlepiej te najgłupsze i najbardziej medialne.
Dobranoc.
Niedziela to już zupełnie inna bajka. W trzech udaliśmy się do Popradzkiego plesa w celach po prostu relaksowych. Marcin poszedł na Osterwę, a Łukasz i ja obserwowaliśmy Go z tarasu schroniska. Twoje zdrowie Marcinie.
Dziękuję za uwagę.
P.s. Oczywiście ten bełkot jest napisany z przymrużeniem oka lewego. Proszę za poważnie do tego nie podchodzić, błędów nie wytykać, nie unosić się w uduchowionym szale
Ale żeby nie było tak za wesoło ...
...
Od lat potwornie drażni mnie czarno - białe podejście do Orlej Perci ( oraz podejście sportowe - kto szybciej, z większym plecakiem, na rękach, itd. ). Jedni widzą w niej szlak mordercę, inni piszą jak to łatwo i przyjemnie wręcz przebiegli po tym odcinku. Kolejni czują w sobie potrzebę poinformowania innych w czym tam wolno chodzić, czego nie wypada zabrać, kto tam przeszkadza, itd. Ludziska ... zostawcie te przemyślenia dla siebie ( albo zmieńcie styl pisania z pouczającego na bardziej akceptowalny ), inni mają swój rozum, od lat chodzą po górach i nie zawsze zgodzą się z np. taką myślą przewodnią :
"Twarde, wysokogórskie buty za kostkę, na Vibramie, to podstawa. Obiwiązkowo za kostkę."
Dodam jeszcze, że też potwornie drażnią mnie osobniki gadające w górach tylko o górach ( wychodzi na to, że wiele mnie drażni
). Zwłaszcza jak gadają nie pytani.
Dla Marcina ( rocznik 74 ) i dla mnie ( ten sam rocznik ) to była 5 wizyta na Orlej, znaliśmy ją wcześniej całą, Tadek ( 77 ) był wcześniej na dwóch odcinkach, Łukasz ( 84 ), Dominik ( 87 ) i Oktaw ( 85 ) byli tam pierwszy raz.