Cytuj:
A tak z ciekawości zapytam Śpiochu dlaczego nie polecasz wypraw z R.Pawłowskim? Pytam, bo znam ludzi, którzy mają trochę inne zdanie. Sam z jego usług nie skorzystam bo jednak mam dużą satysfakcję jak wspólnie ze znajomymi zorganizujemy wyprawę.
Na wyprawę pojechałem z rysiem bo nie było innych alternatyw. Samemu się przecież nie pojedzie. Dlaczego nie polecam:
- kiepska logistyka, kupi bilety i pakiet z agencji a resztę ma w dupie.
- taktyka wejścia, termin wyprawy zbyt późny, za krótka aklimatyzacja w drodze, brak jakiegokolwiek zainteresowania losem uczestników. Tzn. "jak ktoś nie jest w pełni sił to niech jedzie do domu"
- ściema, bajera i przechwalanie się
Przykład 1
Z Warszawy ekipa leci sama, bez lidera bo jemu wygodniej z Krakowa. Na lotnisku okazuje się że nie mamy wiz indyjskich co powoduje sporą drakę. Udaje się polecieć ale mnóstwo straconych nerwów. O mojej akcji z nadbagażem już nie wspomnę - ogólnie horror na lotnisku. W Delhi kilkanaście godzin czekania na przesiadkę, oczywiście sami musimy ogarnąć, gdzie można przeczekać bo lider przylatuje dopiero rano.
Przykład 2
W drodze aklimatyzacja jest za szybka (co prawda wiele wypraw tak robi) ale część osób choruje. Na propozycję by Ci chorzy zostali w Tingri(4300m) dzień dłużej pada odpowiedź, że nie ma takiej opcji. Jak ktoś się źle czuje to niech jedzie do domu. Mnie na szczęście przeszło, jednemu koledze też ale jedna dziewczyna pojechała do bazy chińskiej (4900m) i dzień później zjeżdżała w dół z obrzękiem płuc.
Dodam jeszcze, że bezpośrednio przed wyprawą byłem się aklimatyzować na Mt. Blanc a mimo tego miałem spore problemy zdrowotne. wystarczyłby 1-2dni więcej i by ich nie było.
W bazie jesteśmy ostatnią wyprawą (a było ich min. kilkadziesiąt), więc oczywistym jest że termin też nie jest idealny. Zanim się zaaklimatyzowaliśmy to większość już się zwinęła.
Przykład 3
Tym razem dość błahy ale zacytuje rysia "Kalu to najlepszy kucharz w Nepalu, lepszego jedzenia na żadnej wyprawie nie mają'
Rzeczywistość jest taka, że z żarciem nie było najgorzej tylko dlatego że nie znany nikomu pomocnik kucharza stawał na rzęsach. Kalu okazał się wyjątkowo leniwym i niezbyt miłym człowiekiem a zaopatrzenie bazy było delikatnie mówiąc kiepskie i nieporównywalne do większości sąsiednich wypraw, nie tylko tych najdroższych. Osobiście miałem ze sobą kilkanaście kg swojego prywatnego jedzenia, gdyby nie to mój los byłby marny. Wyposażenie apteczki lidera zawierało tylko leki przeterminowane o minimum 5lat.
Jak widzicie nie oceniam stricte działalności górskiej (powyżej bazy) bo lider się rozchorował i go nie było. (Dla mnie to nawet lepiej bo mogłem działać po swojemu i nikt mi nie truł dupy). Nie mam tez żalu o nie wejście na szczyt, w sumie mogłem wejść ale nie zdecydowałem się na to. Jednak porównując logistykę nawet do Extreka (z którym też wyjeżdżałem) to rysiu wypada bardzo blado.