W długi weekend listopadowy zamiast odpoczywać musiałam pracować i uczyć się, ale mimo tego jakoś udało mi się umknąć na 2 dni w góry
W planach miałam nocleg w Murowańcu i jakąś Świnię tudzież Granat (ale nie wys:) )
piątek, 12 listopada
Przyjeżdzam ostatnim pks-em do Bukowiny Tatrzańskiej i ruszam na nocleg do Kesi, gdzie integrujemy się z kilkoma osobami do 6.00 rano
soboa, 13 listopada
godz 8.00 rano
Dzwoni budzik. Zdaje się , że nie słyszę
godz 8.05
Do naszego pokoju wpadają dziewczyny z zapytaniem czy idziemy, po czym od razu znów zapadam w sen
godz 9.00
Dziewczyny znów wpadają do nas do pokoju, z zaskoczeniem patrzę na zegarek, nie wierząc że przespałam właśnie godzinę, hehe, zwlekam się z wyrka, robię herbatę, przepakowuję plecak i ruszamy w stonę Palenicy
godz. 11.00
Startujemy z Palenicy
W planach - dojść do Piątki. Jestem strasznie niewyspana, umieram na tym asfalcie, odżywam dopiero gdzieś w połowie drogi do Piątki. Nie będę ściemniać, idzie mi się strasznie. Po prostu mi się nie chce hehe
Trochę fot:
Jakaś Turnia:
Kozi Wierch
Na początku pogoda jest bardzo fajna:
Zajebiste widoki naokoło:
Potem się trochę chmurzy i już do końca dnia całe niebo jest w chmurach....
godz. 2.00
Docieramy do celu!
W Piątce kila fot, szybki obiadek i spdamy na dół bo mamy tylko 2 czołówki na 6 osób
Końcówkę schodzimy już po zmroku, pakujemy się do auta i wracamy na kwaterę
Tego samego dnia ustalmy z Kesi, że w niedzielę koniecznie musimy coś zrobić fajnego w górach (w planach Starorobociański jeśli dobrze pamiętam), tymczasem integracja robi swoje i tego dnia idziemy spać koło 4.00 rano
niedziela, 14 litopada
godz 7.30
Dzwoni budzik. Mówię, że nigdzie nie idę, po czym po 5 min wstaję, żeby się doprowadzić do stanu używalności. Kaśka gdzieś znika na godzinę, więc ja w międzyczasie myję wszystkie gary po imprezie
godz 8.30
Kesi wraca i radośnie oznajmia mi , że jedziemy na Słowację! Cieszę się strasznie, bo na Słowacji byłam ostatnio 10 lat temu....
Pakujemy się w auto i radośnie przemykamy przez granicę po drodze obmyślając jakąś fajną (prostą) trasę.
Widoczki po drodze:
W międzyczasie zatrzymujemy się w Smokowcu na śniadanie:
Po czym jedziemy jeszcze kawałek do Tatrzańskiej Polianki, gdzie zostawiwszy auto koło dworca PKP kierujemy się do Wielickiej Doliny
Fajne miejsce na znak
Przerwa na herbatę:
Mamy zajebiste humory, śmiejemy się ze wszystkiego chociaż wiemy że pewnie dalej jak nad Staw nie dojdziemy ;p
Jak na środek listopada jest strasznie gorąco ok. 20 stopni, zawijamy więc nogawki od spodni i od koszulki i idziemy dalej w ciepłych promieniach ostatniego słonecznego dnia
Po drodze spotykamy starszego pana z psem. Próbuje on z nami gadać w 3 językach: francuskim, słowackim i angielskim, ale niestety nic z tego nie rozumiemy ;p
Lajtowo, w ogóle się nie spiesząc (no bo do czego, przecież mamy cały dzień ;p) podchodzimy sobie do góry....
W końcu zjawiamy się nad Wielickim Plesem.
Schronisko jest w remoncie, ale podążając za tajemniczymi znakami docieramy do małego budynku z tyłu schroniska, które wygląda w środku tak:
Można tam zjeść chyba 3 dania, napić się kawy, herbaty i piwa.
Miejsce ma świetny klimat (jak byłyśmy to się nawet w kominku paliło) niestety hatar nie chciał nas przenocować ;p
Jeszcze kilka fot na zewnątrz po czym zbieramy się na dół:
Wielicki Staw:
Auto w barany
Po drodze nastaje zmrok:
Robi się cholernie zimno. Zakładam polar i kurtkę. Rękawiczki. Czapkę i kaptur i nadal mi zimno. Kesi tak samo. Więc przyspieszamy. Potem już tylko odbieram resztę betów od Kesi i spadam do Krakowa
Można powiedzieć, że był to jeden z lepszych wyjazdów, mimo tego że nic ciekawego nie zrobiłam ;p
Trochę żałuję, że w niedzielę nie poszłyśmy gdzieś dalej, ale i tak nie było czasu....
Ponieważ miało być mroźno i śnieżnie, więc pierwszego dnia miałam okazję przetestować nowy nabytek, tj. zimowe butki (które notabene okazały się za ciepłe na taką pogodę) ale za to bardzo wygodne