Dziś pogadam sobie o bardzo tajemniczej ścieżce. Niewiele osób wie, że ona istnieje, nie jest uwzględniona na mapach, nie ma o niej wzmianki w przewodnikach. Na ostatnim szkoleniu na licencję parku zaproponowałam połażenie po niej, Koledzy przewodnicy w większości z PTTK Rzeszów byli zdziwieni, nawet Oni nie wiedzieli o wytyczeniu tej trasy . Na szczęście zgodzili się i prawdę powiedziawszy wszyscy byliśmy zauroczeni tym miejscem jakże znanym, a jednocześnie jakże tajemniczym.
Szkolenie prowadziła pani Grażyna Holly, krok po kroku odkrywała nam uroki doliny Prowczy, "odczytywała" krajobraz, gawędziła o przeszłości, która mimo, że przeminęła to jednak trwa w podmurówkach chat, śladach dawnych zagród, w zdziczałych sadach, w pozostałościach po dawnych traktach itd.
Ścieżka dendrologiczno-historyczna "Berehy Górne" nie jest wytyczona w tradycyjny sposób. Jej przebieg w terenie oznaczają tyczki z tabliczkami z numerem przystanku i z symbolem trasy czyli kwitnącą gałązką dzikiej jabłoni. Liczy 18 przystanków znajdujących się pomiędzy dwiema przełęczami: Wyżniańską i Wyżną. To jedno z nielicznych miejsc, gdzie można w miarę swobodnie, "pozaszlakowo" wędrować po Bieszczadzkim Parku Narodowym. Oczywiście jest to strefa ochrony częściowej i chyba w pewnej mierze krajobrazowej. Trasę można też obserwować z drogi, wielkiej obwodnicy. Łaziłam tam tylko wiosną, trochę obawiam się tej trasy w czasie bujnej wegetacji. Mam lekkiego bzika, który trochę podsycił jeden z moich Kolegów, były pracownik parku narodowego. Nigdy bowiem nie chciał nas zabrać na wędrówki dolinami Prowczy czy ścieżką Ustrzyki Górne - Wołosate latem czy wczesną jesienią z powodu obecności w tych miejscach dużej ilości żmij zagzakowatych. Sama niegdyś wpakowałam się w niebezpieczną sytuację w czasie, gdy te węże opuściły zimowe kryjówki. Odeszłam na bok na jednej z carynek na Połoninie Caryńskiej, tam, gdzie są duże ilości zebranych jeszcze przez Bojków kamieni i wlazłam w żmijowisko. Na szczęście instynktownie zamarłam, gdy usłyszałam charakterystyczny syk kilku osobników dobrze widocznych na stosie kamoli i pod brzózkami. Zwierzaki dość długo uspokajały się, a potem rozpełzły. W podobnych okolicznościach został ugryziony jeden z Kolegów przewodników. Wolę nie kusić losu. Wiosną za los trasa typu cud, miód i malina.
Nie wyobrażam sobie zwiedzania tej trasy bez przewodnika. Na szczęście została wydana niezwykle interesująca broszura opisująca krok po kroku całą trasę. "Przewodnik Ścieżka dendrologiczno-historyczna "Berehy Górne" Grażyny Holly i Beaty Szary to maleńka, napisana "lekkim piórem" monografia tej nieistniejącej wsi. Jest to ścieżka historyczna więc bardzo dużo miejsca Autorki poświęcają Bojkom, ich zwyczajom, sposobie życia, gospodarowaniu. To swoista gawęda przewodnicka wprowadzająca czytającego w arkana historyczno-przyrodnicze.
Ścieżka jak wspomniałam liczy 18 przystanków:
- panorama gór - historia, a przyroda (855 m n.p.m.)
- ślady dawnej zagrody (850 m n.p.m.)
- zdziczały sad owocowy (850 m n.p.m.)
- stara wiejska droga (854 m n.p.m.)
- dwór w Berehach Górnych (795 m n.p.m.)
- rola potoku górskiego w życiu dawnych mieszkańców (795 m n.p.m.)
- ślady dawnej struktury wsi (815 m n.p.m.)
- wypas owiec i bydła - dawniej i dziś (820 m n.p.m.)
- buczyna z popastwiskowymi formami drzew (810 m n.p.m.)
- nieistniejąca cerkiew (760 m n.p.m.)
- ślady dawnej karczmy wiejskiej (750 m n.p.m.)
- pastwiska dawniej i dziś (770 m n.p.m.)
- bacówka (780 m n.p.m.)
- budowa fliszu karpackiego (785 m n.p.m.)
- odkrywanie śladów dawnej zagrody (795 m n.p.m.)
- widok na dolinę dawnej wsi (850 m n.p.m.)
- dawna droga do Wetliny (870 m n.p.m.)
- Przełęcz nad Berehami (880 m n.p.m.)
Przewodnik jest bardzo bogato ilustrowany, zawiera 47 ryc, część z nich stanowi cykl, tak że ilość rysunków jest znacznie większa, mapy katastralne, plany np. cerkwi, wkładkę z 26 kolorowymi fotografiami. Na okładce jest mapa z przebiegiem trasy.
Autorki w opowieść o Bojkowszczyźnie wplotły fragmenty pamiętników: prof. Schramma i Marcina Smarzewskiego. Całość jak wspomniałam jest bardzo atrakcyjna, także wizualnie. No i bardzo tania. Ten przewodniczek kosztuje w punktach kasowych BdPN 1.30 zł
"Przystanek 8. wypas owiec i bydła - dawniej i dziś (820 m n.p.m.)
Spoglądając na dolinę możemy obserwować elementy dzisiejszego pasterstwa: stada owiec, koszary i bacówkę. A jak było dawniej? Pod koniec maja gospodarze oddawali watahowi swoje stada na letni wypas, który odbywał się na połoninach. Ludowym sposobem liczenia było używanie tzw. "rawaszów", czyli deseczek, przeciętych na dwie części, na których wyryte były karby oznaczające ile owiec lub bydła daje gospodarz na wypas oraz jakie są wzajemnie zobowiązania.
Nad całością czuwał watah, który otaczany był wielkim szacunkiem. Watah wskazywał miejsca na wypas, przyrządzał i wydawał jedzenie dla wszystkich pasterzy, on także wyrabiał bryndzę. Przy wypasie pomagali mu pasterze, którzy opiekowali się stadem. Zarówno watah, jak i pasterze, nosili napuszczone tłuszczem koszule, poczerniałe od dymu. Chroniły one przed pasożytami oraz były nieprzemakalne. Pasterze mieszkali w niewielkich szałasach zwanych kolibami (ryc.24). Często były one budowane na płozach, co ułatwiało ich przemieszczenie. Miało to istotne znaczenie, gdyż co pewien czas zmieniano miejsce wypasu. Według dawnej tradycji pasterskiej wszystkie ważniejszym czynnościom towarzyszyło granie trombit (ryc.24). Są to 3-metrowe drewniane trąby, na których granie wymaga niemałych umiejętności.
Na podstawie badań prowadzonych przez Jana Baszanowskiego, dotyczących dziejów polskiego handlu wołami w XVI-XVIII w. wynika, że na terenach bieszczadzkich wsi wypasano w przeszłości bydło stepowe, zaliczane do bydła rogatego, wywodzącego się od rasy turowej (ryc.24). Bydło stepowe charakteryzuje się jednolicie siwym ubarwieniem, o licznych odcieniach: płowym, popielatym, srebrzystym. U samców przez grzbiet przebiega zwykle ciemna pręga. Charakterystyczne są dla tej rasy długie rogi, dochodzące u byków i wołów do ok. 120 cm. Bydło to cechuje się ponadto wysokim wzrostem oraz dużą wagą, dochodzącą do 800 kg. Jest przy tym silne i wytrzymałe. Węgierskie bydło stepowe było wysoko cenioną siłą pociągową, dlatego też za pomocą jarzma zaprzęgano je do pługów i wozów.
woły sprzedawano jesienią na dorocznych targach w Lutowiskach. Stamtąd stada prowadzone były dalej wzdłuż tzw. szlaków wołowych, wiodących dolinami Sanu, Bugu i Wisły. Wiosną natomiast ponownie kupowano młode bydło po stronie węgierskiej , by przez lato wypasać je na połoninie. Z upływem lat również hodowla zwierząt uległa przemianom, a dawne rasy zastępowano nowymi. Kiedy w latach trzydziestych XX w. wędrowali tędy dwaj badacze - Jan Falkowski i Bazyli Pasznicki, odnotowali, że "Kazdy przeciętnie zamożny gospodarz posiada parę lub kilka sztuk bydła czerwonego (najczęściej łaciatego, czerwono-białego) dość nędznego i nie dającego wiele mleka (...) Dziś sprzedają też, ale są to, jak wyżej wspomniano, woły rasy czerwonej, dość małe, które zwłaszcza przy obecnym kryzysie nie osiągają nawet połowy tej ceny, co przedtem bydło siwe".