Postanowiłam założyć nowy wątek, aby nie zaśmiecać wątku o wypadkach w Tatrach i tutaj odpisuję Maziowi (mam nadzieję że takiego wątku jeszcze nie było) :
Mazio napisał(a):
Owszem Basiu, wiem, że takie metody istnieją, czytałem o paru, choć nie miałem okazji probować. Ale czy to jest miarodajna ocena w zrożnicowanym terenie?
Czytanie to nie to samo co sprawdzenie w terenie.
Ja miałam okazję być na dwóch dwudniowych kursach lawinowych prowadzonych przez zupełnie różnych ludzi (co sporo daje, bo każdy ma trochę inne metody przekazywania wiedzy) , a mogę rzec tylko, że nic nie umiem
Mazio napisał(a):
Idąc na Rysy - gdzie wykonać taką probę? Na podejściu pod Czarny Staw? Z tego co rozumiem większość tych lawin (w tym ta?) schodzą jeszcze na obejściu Stawu gdy ludzie są na płaskim terenie.
One schodzą z Rysy lub spod Buli pod Rysami, ale faktycznie obszar lawiniska jest obok stawu lub w samym stawie tak też było z tą lawiną, która zabiła licealistów z Tychów.
Trzeba jednak pamiętać że lawiny (zwłaszcza przy I) rzadko kiedy schodzą samoistnie, najczęściej ktoś wyżej musi spowodować jej oderwanie się, np. poprzez wlezienie na poduchę śnieżną.
Dlatego taka ważne jest doświadczenie - obserwacja koloru śniegu, jego konsystencji, odgłosów przy stąpaniu itd.
Ja bym próbę wykonała w miejscu o podobnym nastromieniu, wystawie i zacienieniu jak to przez które chcę dalej iść. Choćby jeszcze poniżej stawu.
No i metoda "Stop or go" która w zasadzie sprowadza się do prostego stwierdzenia "jeżeli masz jakiekolwiek wątpliwości - wycofaj się".
http://pl.wikibooks.org/wiki/Skialpiniz ... p_or_Go%22Mazio napisał(a):
Choć mi brakuje doświadczenia kompletnie i jestem przy Tobie zielony
No nie żartuj.
Mazio napisał(a):
to wydaje mi się, że warunki śniegowe mogą się rożnić w zależności od wysokości i stopnia nachylenia zbocza. Trzeba by więc takie proby robić parę razy w miarę posuwania się do gory?
Podstawową próbę (taką z kopaniem wielkiego dołka) robi się zazwyczaj raz, a potem stosuje inne prostsze metody kilka razy.
Mazio napisał(a):
Myślę, że dla większości dość miarodajny jest stopień zagrożenia lawinowego podawany przez TOPR.
No właśnie jak widać - nie.
Mazio napisał(a):
Z innej strony - czytałem niedawno poradnik w czasopiśmie Trail, gdzie pisano też, że najlepiej prześledzić dla danego rejonu pogodę z ostatnich paru dni - jak zmieniała się temperatura, jakie były opady.
To już jest wg mnie zdecydowanie lepsze.
Najgorsza jest czego mnie uczono na kursach "warstwa poślizgowa" czasem ukryta nawet bardzo głęboko.
Ona była prawdopodobnie przyczyną zejścia tej ogromnej lawiny z Rysów, wtedy co zginęli licealiści z Tychów. Na "warstwie poślizgowej" leżało wtedy dobry ponad metr śniegu.
A ten stary śnieg, który dawał tą warstwę ostał się tylko w niektórych miejscach wysoko, wiec próba (nawet z dokopaniem się do gleby) zrobiona nisko nic by nie dała.
Decydująca przy zejściu lawiny wtedy było chyba gwałtowne podwyższenie się temperatury.
Mazio napisał(a):
Pytam o to wszystko dlatego, że odnoszę wrażenie, że jedynym stuprocentowym sposobem zapewnienia sobie bezpieczeństwa zimą w gorach jest... w nie nie chodzić. A przecież gory zimą potrafią być tak piękne.
Bywają takie warunki że jest bezpiecznie (betony) ale najczęściej dopiero w miesiącach kwiecień - maj.
Prawdopodobnie tym żlebem, którym wczoraj zeszła lawina do Dolinki Strwolskiej kiedyś zjeżdżałam na dupie i był to chyba najfajniejszy w życiu dupozjazd jaki zaliczyłam.
I wtedy oceniam warunki jakie były jako całkiem bezpieczne. Ale to był kwiecień.
B.