I tu się zgodzę. Załamanie pogody to konkret.
O ile mgła w lesie czy na schodkach to nic strasznego, to wolałbym, żeby chmurzyska nie zakryły mnie na Pilsku albo Czerwonych Wierchach.
Deszcz, wiatr i chłód - wiadomo. Mój kolega stary łazik, wspinacz i przewodnik zawsze nosił ze sobą parę kostek cukru i valeriane na takie okazje. Ale nie miałem okazji sprawdzić jak pomaga.
Burza - tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć, raz mi wystarczy. Jeden taki opowiadał mi co się z ludźmi działo jak szli na Popa Iwana zamiast zejść na dół bo myśleli że zdążą. Krok do obłedu. Aż nie wiem czy mówił prawdę.
Nawałnicę z oberwaniem chmury przeżyłem raz pod Piątką, nocą w kosówce. Nic niebezpiecznego w tym nie było, ale za to jaki cyrk, jak te szmaty, karimaty w powietrzu zaczęły latać i ci wszyscy trawowicze cali mokrzy, ubłoceni, jak kto prawie gołkiem ze śpiwora wyskoczył z tym co zdążył załapać do budynku się pchał. Totalny burel ! Tylko koła przyprawić i pojedzie.
Silny wiatr może być nieprzyjemny na grani. W Karkonoszach się tak raz z halnym pocałowałem. Nie to, żeby mnie do kotłów zdmuchnąć chciało, ale ciężko się idzie i nogi trudno stawiać tam kaj się chce. Pewne niebezpieczeństwo się z tym na pewno wiąże. Nogę chyba skręcić łatwo można.
Tyle mi sie jeszcze oprócz otarć, psa i bagnetu przypomniało. Czy wy wiecie co te juhasy robia z takom łowieckom, co to w cołkim kierdlu najpikniejsa ? Hej !
Nadal twierdzę, że pisanie o ogólnikach mija się z celem. Tak samo krzywdę może sobie zrobić ktoś niedoświadczony jak ten co popłynął na rutynie, bo robił to setki razy i poszedł na pewniaka. A tym czasem, innemu co się przestraszył i zawrócił nic się nie stało.
Czasem o jednym co zleciał i się poturbował powiedzą "bo był pijany" a o innym takim, że "go chyba cudem wóda uratowała" że jakiejś takiej miękkości członków dostał tam, gdzie trzeźwy na miejscu by zginął.
Ja tam od wódki stronię, bo od tego to się małpiego rozumu dostaje, wiadomo, widać.
I może właśnie w tym kierunku trzeba rozwinąć ten temat. Jak każdy wspomni, co takiego przeżył albo o czym słyszał, że mu się aż skóra na plecach i poniżej zmarszczyła, to może stworzymy pewne takie Kompendium Wiedzy Praktycznej o Górskich Niebezpieczeństwach. Ktoś przeczyta i będzie wiedział, co go może spotkać. Przyda mu się. A nie jakieś tam banały z cyklu "znacie to posłuchajcie" o brawurze, głupocie odgrzewane setki razy bum tara ra bla bla bla...
To może być na prawdę ciekawy, wartościowy i rozwojowy temat. Z życia wzięty.
Jak mam choć troche racji, to bardzo mi miło. Jak nie, to po raz drugi wnoszę o wciagnięcie mnie w poczet członków Klubu Kabotynów. Gombrowicz mnie nie zachwyca, a teraz jeszcze takie rzeczy...
ps. Olka nie płacz, ja na prawdę nie chciałem. Gdybym wiedział, to bym sobie te reke, co to napisała wcześniej drzwiami przytrzasnął