Namówiona przez koleżankę z koła przewodnickiego postanowiłam wziąć udział w projekcie "Razem na szczyty":
http://razemnaszczyty.pl/
Pierwszą wycieczką, na którą się wybrałam był Turbacz, jak się okazało jako jedyna osoba spośród wolontariuszy mam formalne uprawnienia do prowadzenia wycieczek w Gorcach, więc objęłam "szefostwo" tej wycieczki od strony doboru trasy i prowadzenia grupy na trasie.
W sobotę deszczowym rankiem przyjechała po mnie pod dom koleżanka z koła - Magda, pojechałyśmy do Sosnowca, gdzie przesiadłyśmy się do większego samochodu Kasi i Krzyśka i dalej pojechali razem we czwórkę.
Około południa byliśmy w Nowym Targu - Kowańcu, gdzie przed willą "Jodła" była już ekipa z Wrocławia. Jeszcze dłuższą chwilę poczekaliśmy na osoby dojeżdżające od strony Lublina oraz z Krakowa i około 13 wyruszyli drogą pod górę.
Trasa nasza prowadziła początkowo drogą dojazdową do schroniska (wg wskazówek Smolika, za co dziękuję
), a dalej żółtym szlakiem.
Ekipa liczyła łącznie 26 osób.
To zdjęcie podczas krótkiego postoju na szlaku.
Uczestnicy z rożnymi dysfunkcjami ruchu, po amputacjach nóg lub niewidomi poruszają się nieco wolniej niż osoby całkiem zdrowe ale nieźle sobie dają radę na szlaku.
Np. Ania jechała większość trasy na specjalnym rowerku, a w miejscach gdzie ten rower już całkowicie nie dał radę przejechać schodziła z niego i szła o kulach.
Pogoda niestety nas nie rozpieszczała, tu zdjęcie przed "papieską" kaplicą pod Turbaczem:
Cały czas gadaliśmy, żartowali, opowiadali różne historie. Poznałam wreszcie legendarnego Dzika
który zdobywa "Koronę Gór Europy", wcześniej znałam go tylko z forum turystyka-gorska.
Właśnie Dziku był organizacyjnym kierownikiem tego wyjazdu.
Około 18 dotarliśmy do schroniska całkiem przemoczeni i zmarznięci, więc z Dzikiem zadecydowaliśmy, że tego dnia nie idziemy już na szczyt a zrobimy to kolejnego dnia rano, licząc trochę na to, że pogoda będzie nieco lepsza.
Wieczorem w schronisku były różne gry i zabawy:
Rankiem kolejnego dnia pogoda była nieco lepsza, przynajmniej nie lało, więc podeszliśmy na szczyt.
Tutaj Mateusz i Krzysiek na szczycie:
Z mgły wyłaniają się kolejni uczestnicy:
"Strażackie" zdjęcie na szczycie:
A to taki charakterystyczny dla tej wycieczki motyw:
Schodzimy do schroniska, zabieramy plecaki i schodzimy do kaplicy, gdzie tego dnia jest akurat odpust.
Uroczysta msza zaczyna się o 11, udaje się nam zająć dość strategiczne miejsca na trawie.
Przygotowania do odpustu, tutaj sztandary Związku Podhalan i innych organizacji:
A tak to wyglądało w całości, nasza grupka na pierwszym planie:
Po mszy na chwilę niebo zrobiło się niebieskie i nawet wyjrzało słońce.
Jedna z dziewczyn tak to skomentowała - tam na górze Ktoś usłyszał że Dziku był na mszy, więc stwierdził "niemożliwe - muszę to zobaczyć".
Po krótkim "pikniku" i zjedzeniu kanapek rozpoczynamy zejście na dół. Niestety znów zaczyna lać, po błocie idzie się ciężko.
Ostatnie 500 m część osób zabierają gazikiem "na stopa" strażacy OSP z Nowego Targu, którzy przyjechali likwidować taśmy wokół kaplicy.
Po herbatce lub kawie w willi "Jodła", przebraniu się w suche ciuchy i czułych pożegnaniach, około godziny 16 wyruszamy w drogę powrotną. Wracamy znowu razem w tym samym składzie - to jest Magda, Kasia, Krzysiek i ja.
W domu jestem około 20.30.
Dawno nie byłam w górach w tak fajnym i tak ciekawym towarzystwie.
Z wszystkimi osobami mogłabym gadać bez końca, z każdym mam wspólny temat do rozmów.
Zdobywanie "korony gór Polski" zawsze uważałam za jakąś bzdurę, bo nie po to chodzę po górach aby cokolwiek "zdobywać". Ale wejście na te szczyty w tak miłym i ciekawym towarzystwie to sama przyjemność
Myślę, że jeszcze nie jeden raz się z nimi wybiorę.