W zasadzie nie wiem od czego mam zacząć. Aha wybierałem się z kolegą Jackiem na tak zwane Rohacze. Niestety mój kumpel stwierdził, że priorytetem w tym momencie jest szkoła a nie wyprawy górskie, więc jak się domyślacie plan strzelił w łeb.
Na całe szczęście niejaki Kaytek poinformował mnie że kręci się niezły wypad do Żywca, łaczący wejście na Babią Górę z urodzinami niejakiego Łukasza.T.
Błyskawiczna decyzja, jadę do Żywca i na Babią tam nas jeszcze nie było
Okazało się, że kroi się na ten wypad niezła ekipka: Córeczka, Ania.S, Stan, Pylo, Tomek.I, Kaytek, Robert18
, Gofer, ,JB Pinki oraz nasz solenizant Łukasz.T.
Ku wielkiej uciesze przed samym wyjazdem, dowiedziałem się że towarzyszem mojej niedoli będzie również w/w Jacek.
Podjął jedyną słuszną decyzję, obrał kurs wraz z nami w stronę Babiej Góry
Kole 9 rano wszyscy spotykają się u Łukasza w Żywcu, przepakowywują się i ruszamy w stronę Zawoji.
Niestety docieramy tam z opóźnieniem( ale to opowieść na inną porę kto był z nami wie co się stało i zdaje sobie sprawę że, nie chcemy do tego wracać),
Około 12. wyruszamy na szlak. Grupa rozrywa się niczym peleton kolarski, kolega Jacek popyla do przodu niczym mały parowozik (normalne brakuje tu tylko Anki- Kamzik
), Kaytek ćwierka po drodze z Córeczką, imponują mi w tym momencie Pylo ze Stanem idą dostojnie bez wysiłku pokonując kolejne wzniesienia – szacuneczek
Łukasz T wraz z Anią s zamykają korowód jak mniemam dbają o to by nikt z przyjezdnych się nie zagubił.
Po około 40 minutach docieramy na Sokolnicę, oczom naszym jawi się Babia Góra, mamy farta pogoda jest wymarzona,
Na Sokolnicy nawiązuję przynajmniej tak mi się wydaje wspólny kontakt z Pylem, mamy tych samych idoliw postaci Pana Andrzeja Pęczaka
Kaytek wyjawia nam w tym samym czasie swe ukryte pragnienia,
Dowiadujemy się, że do pełni szczęścia potrzebuje małego chrum, chrum.
W tym miejscu nasza grupa dzieli się na dwie części, Kaytek pozostaje z Córeczką czekają na JB Pinkiego, który niestety wyruszył na trasę z ponadgodzinnym opóźnieniem
Idziemy teraz zbici w grupkę przemykając przez szlak biegnący pośród kosodrzewiny.
Rewelacja, od czasu do czasu pojawiają się prześwity, widzimy przed sobą Babia Górę aha no i jeszcze plecy naszego sprintera Jacusia.
A z oddali……….. dobiega delikatne chrum, chrum.
Kolejne pół godzinki i wychodzimy z kosodrzewiny.
Po lewej ręce widzimy piękne chmury a nawet czasami zarys naszych ukochanych Tatr.
Rewelacja. Jest bosko Tomek.I zbliża się do Jacka, Pylo łapie za rękę Stana po prostu robi się nastrojowo i romantycznie.
Przerywam tą sielankę i idziemy dalej. Przed nami już tylko Babia Góra, niecałe pół godzinki i osiągamy szczyt.
Oczom naszym ukazują się przecudne widoki, z boku dobiega śpiew uczestników oazy...........
Każdy z osobna podziwia w ciszy i skupieniu rozciągającą się wokół panoramę.
Dla takich chwil warto żyć.
Pylo ze Stanem robią wszystkim kawkę, dzięki wam i chwała Panowie, stawia ona nas na nogi, Łukasz.T, częstuje nas jakimś soczkiem śliwkowym
Jest super.
Po chwili szczyt osiąga reszta ekipy. Chwila odpoczynku i ruszamy, robi się poźno a do schroniska Markowe Szczawiany jeszcze kawałek drogi chcemy się tam dostać przed zmrokiem
Walimy na Przełęcz Brona, dalej pędzimy po śliskich kamorkach do schroniska. Tym razem peleton otwiera Pylu, kawa dała mu niezłego kopa, jest nieżle,natomiast moja skromna osoba zabezpiecza tyły, muszę pilnować by nikt się nie zgubił
Docieramy do schroniska , większość nas uzupełnia brakujące w organizmie płyny, zajmuje na to kolejne pół godziny.
Ze schroniska wyruszamy o zmroku.
Na całe szczęscie przed nami do pokonania pozostaje tylko ceprostrada.
Zapitalamy jak małe przeciągi. Dzielimy się ponownie na dwie grupy, pierwsza z Pylem na przedzie, który odpala swoją lansową czołówkę i prowadzi córeczkę , Anię , Jacka i mnie przez ciemność.
Jest super, ta cisza, wprawdzie od czasu do czasu potykamy się o wystające kamienie i korzenie , ale cóż taki jest urok chodzenia w nocy bez czołówek.
Czasami martwą ciszę przerywa rozbawiony Pylu. Rzucając pod nosem idu ja idu maja komanda……..
Jeszcz chwilka i wszyscy zrąbani ale z uśmiechem na ustach docierają do naszych pojazdów.
Gaworzymy chwilkę po czym udajemy się w drogę powrotną do Żywca.
Gdzie czeka na nas uczta przygotowana przez nie ocenionego Łukasza.T.
Ale to już miejsce na inną opowieść, w innym dziale
Dzięki wam wszystkim, że mogłem wdrapać się na tą górę i usiąść na niej okrakiem
Z tego co się orientuję zdjęcia zamieści reszta ekipy:)