Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest N lis 24, 2024 7:16 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 13 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: N sie 27, 2023 2:58 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14940
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
21 sierpnia 2023 wybrałem się w góry, z szalonym planem przejścia Wielkiej Korony Tatr "w ciągu",
w stylu alpejskim to znaczy bez schronisk, depozytów i jakiegolwiek wsparcia z zewnątrz.
Plan sam w sobie był szalony i spalony już na stracie z różnych powodów: pesel, hondromalacja, BMI, ogólna kondycja i jeszcze parę,
ale przede wszytkim z powodu błędu podstawowego oceny ile żarcia powinno się zabierać w góry.
Tak sobie teraz siedzę i myślę, że co do zasady połowę tego, co myślisz, że się powinno,
przynajmniej dotyczy do takich wyjść jak to: na kilka dni z biwakami i codziennym wysiłkiem zaplanowanym na cały dzień, gdzie całe żarcie to te, które się niesie samemu.

Już pierwszego dnia "wycieczki" zrozumiałem, że z takim plecakiem jaki wziąłem nie da się chodzić kilka dni w trudnym i kruchym terenie tatrzańskich kolosów WKT.
Przeszedłszy przez Kieżmarski Szyt i zaliczywszy biwak na nie najlepszej półce niewiarygodnie kruchych terenów na jego północnych zoboczach podszczytowych,
do tego ukraszaony burzą, deszczem i gradobiciem, już musiałem pójść na kompromis i sprytnie podrzucić jedną trzecią całego mojego żarcia
do kosza na śmieci szczęśliwie dla mnie wystawionego na tarasie górnej stacji kolejki na Łomnicę (serdecznie dziękuję i przepraszam!).
Sam nie znoszę marnowania jedzenia, ale nie było wyjścia, kilka "snickersów", trochę makaronu, torebka z ryżem poszło do śmieci ot tak...
"Styl alpejski" poszedł się czesać, cóż, można jeszcze dalej iść w nieco gorszym.
Plecak się istotnie "poprawił", ale jak się okazało potem chyba nie byłem dostatecznie zdecydowany w tym "odchudzaniu".
Pierwszy łańcuch w Kominie Franza (który na marginesie mozna sobie pobejść po lewej" w zasadzie jasno pokazał,
że po prostu nie dam rady utrzymac się łańcucha na samych łapach,
żeby nie zlecieć muszę mieć wciąż dobre podparcie pod nogami, o co w kominie nie zawsze tak łatwo.
Ale oczywiście nie jest niemożliwe. Miałem na szczęście dwie pary butów: Boreal Bulnes,
do "terenu tatrzańskiego ogólnego" ale też moje stare baletki do terenu wspinaczkowgo, więc przed kominem założyłem oczywiście baletki.
Mimo wszystko ów schodzący w dół gabaryt (na moje oko razem około 120kg) zrobił wyraźne wrażenie na podchodzącym z dołu przewodniku z klientem, nie dziwię się.
Szczęśliwie jednak nie odpadłem. Baletek nie zdjąłem, bo do przejścia miałem jeszcze jedynkową grań,
a na koniec coś, co od poprzedniego dnia stresowało mnnie najbardziej, uskok kopuły szczytowej Durnego Szczytu, wycenianiy za WHP na II.
Tyle tylko nikt chyba nie wie, co ćpał Paryski pisząc opis tejże "dwójki" ("...cały czas idziemy po stronie Pięciu Stawów Spiskich..." Polecam spróbować :) ).
Frapowało mnie to od dawna, czytałem różne przewodniki, oglądąłem rózne zdjęcia i filmy i uznałem,
że najpopularniejszym i chyba najbezpieczniejszym wariantem jest wejście tak jak się zjeżdża,
przy czym na pewno nie jest to II, co najwyżej II z miejscem IV, bo start wspinaczki zaczyna się małą przewieszką.
Wyżej jest już łatwiej ale jednak kilkanaście metrów spionowanym, dwójkowym kominem.
Wchodzenie z moim bagażem nie wchodziło w grę. A to oznaczało, że muszę zostawić plecak na Klimkowej Przełęczy,
ostatniej w grani przed uskokiem, wejść na żywca, ale potem jeszcze zejść tą samą drogą, a to jak wiadomo zawsze trudniejsze.
Logistycznie nie było to taką złą opcją, bo z Klimkowej Przełęczy można zejść do Doliny Pięciu Stawów Spiskich słynna "Jordanką",
drogą znana mi z dwóch poprzednich przejść - co ciekawe zawsze jakoś tak były to "zejścia".
Udało się! Pokonałem uskok, zdobyłem Durny Szczyt, "zewspinałem się", przeżyłem, chociaż naprawdę było emocjonująco.
Pełna radość na przełęczy. Teraz na dół jakies dwie i pół, trzy godzinki, w dolinie do koleby i jutro dalej, dobrze idzie.
Na przełęczy trochę odpoczywam, co już było błędem, bo zrobiła sie godzina osiemnasta, późno trochę.

Na nogi Boreale, bo Jordanka w górnej części to luźne, osuwające się piargi, trawy, skalne uskoki, jakieś kominki, zacięcia do duposchodzenia itd.
Okropny teren. Schodzę, klnąc cały w myślach ten wymysł Karolego Jordana.
OK, lepszej drogi do Doliny Pięciu Stawów Spiskich z grani Łomnica-Durny po prostu nie ma.
Bardziej jednak sobie myślę, nad planami na jutro, którą kolebę wybrać itd.
Mam nie za duzy zapas wody, zostało mi raptem półtora litra.
Ja bardzo dużo piję w górach i wiem, że tyle powinno mi starczyć w sam raz na dno Doliny,
ale wiadomo, w Dolinie wody top akurat pod dostakiem, tam uzupełnię.

Kiedy kończą się pola przetykanych trawkami osuwających się piargów dochodzę do znanego mi miejsca, gdzie żleb rozwidla się,
a szlak "przykleja" się do skał ogranicajćych go z prawej orograficznie strony.
Tyle to pamiętałem i w sumie się ucieszyłem, znak, że już niedaleko "przewinięcie" w prawo do sąsiednie żlebiku za granią po prawej,
który sprowadza już wprost do stawów.
Tymczasem robi sie juz troche późno i szarawo, dochodzi dwudziesta, a zapas wody skurczył mi się do pół litra. Ale wszystlo jest "pod kontrolą",
stąd już pewnie góra coś jak pół godzinki, w sam raz.
Pragnienie robi się dokuczliwe, zmęczenie powoduje że po paru krokach musze odsapywać, ale przewinięcie do upragnonej Doliny juz blisko.

Dochodzę do miejsca gdzie droga robi sie dość eksponowana i "wchodzi" w zbocze żlebu.
Poznaję takie "zakrzywione zacięcie" w ściance, która swoją drogą kiedyś była czarna, a teraz jest biała jak śnieg.
Nawet sie troche waham, czy to jest to samo miejsce.
Czytałem o tym gdzieś, Jordankę "nawiedziły" duże ścieki wody, które zmieniły w kilku miejscach konfigurację terenu.
Ten charalterystyczny kształt pamiętałem, ale kolor się nie zgadza, może to nie to?
Dokonałem, "duposchodzenia" hokejowatym zaciątkiem w ekspozycji i dotarłem na mały system trawiastych półek, tu ślady prowadziły w dół w stronę potoku.
No to w dół, wszystko się zgadza, przeciez cały czas idę w dół włąśnie.
Tak więc schodze systemem nietrywialnych uskoków i półek i jednak coś mi się nie zgadza...
Dochodze do miejsca gdzie system półek przechodzi w wypolerowaną wodą ścianę potoku spadającego Żlebem Breuera.
Nie da się nijak dojśc do tego potoku, bo wypolerowana ściana ma na oko coś jak 10 metrów,
a cały czas jestem w terenie nachylonym jakies 45 stopni.

Kurna chata, zgubiłem się chyba...
Nawet takiej korzyści nie ma, że chociaż wody nabiorę.
No i co teraz... Z powrotem do góry i "korekta".
Tylko w którym miejscu ta korekta? Zakładam na nogi baletki. W tym miejscu akurat nieco łatwiej sie schodzi niż wchodzi,
bo na progach w dół można sobie zeskoczyć, ale gorę to tak nie za bardzo.
Wracam małą wspinaczka do miejsca, "z hokejowatym zaciątkiem".
To raczej to zaciątko, zresztą nie będę sprawdzał, gdzieś tu musiałem coś pomylić, ale gdzie...
Pochodze do żeberka w poprzek drogi.
Wyhylam się i patrzę w dół. Uskok kila metrów a pod niem wypolerowana wodą, biała, stroma ściana!
I co teraz? A może Jordanka jest zwyczajnie "uszkodzona i nieczynna"? Coś takiego chyba nawet słyszałem.
Kurczę, woda mi się skończyła, no przecież nie będę teraz szedł do góry. Emocje wskakują poziom wyżej.
Schodzę znowu tam gdzie już byłem, przy czym znowu zmiana butów, żeby się w baletkach nie pośliznąć na trawiastych półkach.
Przyglądam się uważnie uskokowi.
U dołu jest miejsce gdzie robi się niższy, a po drugiej stronie teren nie jest aż tak wypolerowany, tuż przy progu jest jakas rzeźba, są stopnie.
Niestety właśnie dzień się skończył i czas na czołówkę.
Przewijam się i ruszam pod rugiej stronie "żeberka" z powrotem do góry. Kilka metrów widze słynną klamrę wbitą w żeberko od drugiej strony.... Uff!
Jestem na dobrej drodze a w dodatku już niedaleko.
Docieram do półki, teren robi się łatwiejszy, trochę się uspokajam.
Emocje wysuszyły mi gardło, dopijam resztę wody, już przecież niedaleko.
Na nogi Bulnesy i w dół. Tu gdzies odchodzi się w prawo. Jest już ciemno i niestety musze dość uważnie się rozglądać, żeby nie minąć tego skrętu i nie zejść za daleko.
Staram się wypatrywać śladów poprzedników. Póki co schodza wyraźnie w dół.
Pamiętałem z poprzednich przejść, że należało skręcić za taką ostrogą skalną nachodzącą z prawej.
Jest ostroga! To musi być tu. Podchodze więc w prawo trawiastą półka w stronę przełęczy.
60 metrów, 40, 20, 5...
Zaglądam na drugą stronę przełączki, świecę czołówką.... Czarna czeluść.
Światło czołówki o zasięgu 60 metrów rozświeca załamaujący stożek w pustej przestzreni.
Bulwa, to nie tu....
Co zrobiłem źle? Emocje wskakują na poziom wyżej. Wracam w dół do węgła.
Jest kopczyk! Droga idzie dalej w dół. OK, może skręciłęm za wcześnie, są Wyraźne ślady.
Ponieważ znudziła mi trochę samotność w górach, postanawiam dalej nie schodzić sam, zapraszam Pana Jezusa, żeby mi trochę potowarzyszył.
Rozmawiamy sobie o różnych takich tam sprawach, tak się na zmęczeniu i stresie schodzi trochę łatwiej.
Idę niżej, za chwilę dochodzę do takiego rodzaju kilknastometrowej niezbyt nastromionej ścianki przetykanej źlebikami.
Ścianka ścieka wodą i jest solidnie pokryta mchami, więc przy duposchodzeniu dupa robi mi się coraz bardziej mokra. Co tam.
Męczące duposchodzenie jednym z tych żlebików, a ja jestem już, co tu mówić, solidnie zmęczony.
Kolejna trawiasta póła, nachodząca z prawej ostroga i wyraźne ślady w górę. Uff...
Po drodze jakiś taki rodzaj murków przeciwwietrznych wokół poziomego kamienia, ktoś tu wyraźnie spał, a przynajmniej przysypiał.
Tylko te ślady w górę to jakieś takie słabe... A co jak to nie tu? No ale sprawdzić muszę, może tu.
60 metrów, 40, 20, 5, światło czołówki....
To nie tu.
Co teraz? Schodzę z powrotem, a właściwie to już zataczam się z tego wszystkiego, zmęczenia, stresu, braku picia...
Gardło wyschło mi na wiór a z migdałka zrobiło się jakies dziwne ciało obce, czasem mam wrażenie, że mógłbym go połknąć.
Przy czym najgorsze jest w tym to, że przez cały czas szum potoku spływającego Żlebem Breuera dwadzieścia metrów ode mnie świdruje w uszach głośnym chlupotem.
Innymi słowy woda jest, tylko ja nie mam jak się do niej dostać...
Schodzę do kamienia z murkiem i kłade się.

Niebo gwiaździste nade mną, delikatny wk.v.rw we mnie.
I zmęczenie, potworne zmęcznie...
Zaczynam podejrzewać, że musiałem właściwy skręt po prostu minąć.Pewnie był jakoś zaraz za klamrą, zmyliły mnie wyraźnie wydeptane ślady, pewnie nie byłem pierwszym, który je "wydpetuje".
Trochę wygarniam mojemu Towarzyszowi, że jakiś taki mało aktywny jest...
Mógłby coś do wspólnej wycieczki dołożyć, jakiś mały cud, kamienie w wodę (albo w wino), może nagłe pojawienie się własciwej przełączki tam gdzie jej wcześniej nie było czy coś w tym rodzaju.
No nie, nie nie mogę tak leżeć, coś muszę robić., Damy radę! Może zacznijmy od napicia sie wody po prostu...
Czołówka przełącza mi się się w tryb oszcędny. No jasne. tego barkowało. Mam baterię zapasową, ale...
Nie mam sił na wymienianie tej żarówki, jeszcze mi z rąk poleci...
Na razie spróbuję zejść do strumienia po wodę, bo inaczej "nie wytrzymam".
Schodze w stronę potoku.
A może jednak w dół? Nie wiem, na razie woda.
Schode skałkami tak cos jak 45st. ślisko, mchy.
Zastanaia mnie co tak właściwie widzę po drugiej stronie potoku. Drzewa? Tak wygląda.
Niestety mam oszczędny tryb czołówki. Najgorsze że jak patrzę, to tutak co do zasady jest fragment wymytycj ale jeszcze jakoś urzeźbionej ścianki 45st,
a potem, jakieś 10m nad korytem uskok ze dwa trzy metry a niżej gładka jak to na wymyciach płyta schodząća do spadającego stromo potoku.
Mijam... Stanowsiko z haków... Ktoś tu już był i też chciał wody, ale w przeciwieństwie miał line,taśmę i haki.
Tak w ogóle kurna, to się robi trochę niebezpiecznie bo nie wiem czy ten próg to dam zejśc i czy nie "skoczę na główkę" do potoku a potem jeszcze kiklkaste metrów w dół razem z nim.
Nawet kasku nie mam..
Staram sie oświetlić teren niżej i w końcu to staje się jasne.
Stoję a właściwie kucam na pieciu punktach ( od dołu: nogi, d..a, ręce ) jeden metr nad mniej więcej trzy metrwym pionowym progiem,
na stromej, wymytej śliskiej ściance, pod progiem jest gładka, stroma ścianka wiodąca prosto w czeluśc potoku stromo spadajcego w dół właściwie to wodospadem.
To po drugej stronie to żadne drzewa, to skały z drugiej strony, też pionowe i potrzaskane, wie≥c z daleo w świetle czołówki może przypominąły drzewa.
Na nogach mam Boreale.
To co teraz? A może by tak skoczyć, mnoże się uda? Spadnę w dół ale to tylko trzy metry, sturlam się skałą do potoku, przynajmniej się napije może...
Do góry nie pójde bo juz  nie dam rady, nie mam sił, mam kompletnie wyschniete gardło...
ZWARIOWAŁEŚ???
No. Chyba tak. I dlaczego nie mam na nogach baletek? Dlaczego wcześniej nie wymieniłem baterii, to może bym zobaczył ten teren z daleka.
WYŁĄCZ EMOCJE, MUSISZ ZACZĄĆ MYŚLEĆ LOGICZNE.
No tak. Podobo jestem typem aspergerowca, chociaż ja uważam, że to nie prawda.
Jakbym był aspergerowcem, to bym się chyba tak nie stresował, tylko już od dawna myślał logicznie.
A dałem sie chyba ponieśc uczuciom. "Wody, wody..."
No jasne bez wody żyć się nie da, ale to jeszcze nie powód, żeby z tego powodu tak samemu od razu kończyć z życiem.
Niemal na pewno minąlem własciwy skręt, jest pewnie jakieś sto metrów wyżej, trzeba się tylko zmusić i do niego dostać....
Tylko trochę nie wyobrażam sobie, jakbym miał to zrobic teraz.
Póki co...
Spięcie mięścni w sobie ostatnią resztką sił, będe się obracał metr nad progiem. Ostrożnie, powoli... Udało się. Dalej powoli, ale już łatwiej.
Kilka metrów wyżej jest mała skalna pozioma półka. Mocno mokra i omszała.
RURKA!!
Co rurka? No rurka, mam w plecaku rurkę. Odcięłem kiedyś ze szpejarki demontując moj starą uprząż (bo mi obwód wzrósł...).
Gdzies kedyś czytałem, że w górach trzeba mieć rurkę. Chodziło o to, że rurkę przystawia się do ściany tam gdzie woda ścieka po ścianie.
Jest szansa, że poleci rurką i będzie można nalać do butelki.
Ale zrozumiałem też coś innego.
Stałem na niewielkiej ale poziomej i nierównej półce pod obrośniętą mchami i ociekająca wodą ścianką.
Na takiej półce robią się takie małe kałużki...
Pełen nadziei zdejmuję plecak, wyjmuję rurkę (była na szczęście na wierzchu), odpowiednie ułożenie ciała, rurka w zęby czołówka tak żeby świeciła przed usta..
Woda.... Cały pełny łyk. Od razu lepiej.
Spędzam na tej uczcie trochę czasu. To cała "technologia wydobycia", najlepiej zneleźć taką zasilaną kałużkę, pozwolic błotku opaść,
nadpić z góry obserwujc czy błotko się ni podnosi,
gdy już zaczyna przerwać ssanie, zaczekać aż ściekająca kałuża uzupełni ubytek itd.
Wypiłem jak sądzę szklankę wody. Uczta! Naprawdę, lepiej, może jednak dam radę.
Próbuję nawet zrobić mały zapas: ssanie, zatkanie językiem, rurka do butelki puszczamy jęzku - w butelce pojawia się jakieś 3 ml wody.
Jakby rurka była dłuższa, to by było więcej, no ale szpejarki w uprzęży miałem krótkie. A chyba jeszcze sam dociąłem.
W międzyczasie Zastanawiam się czemu mi tak mokro i zimno w d..ę.
Macam, no jasne. Duposchodzenie. Musialem o coś konkretnie zaczepić i delikatne spodnie Black Diamond poszły w poprzek takim trójkątem, mam goły (no, z majtkami) półdupek na wierzchu.
Co tam. Lepsze "czucie skały".
Wracam wyżej na ten kamień z murkami z kamieni. Rozkładam sobie karimatę, odpocznę trochę.
Niebo gwiaździste nade mną... Muszę wejść do góry o "dwa poziomy".
DASZ RADĘ.
Podziwianie nieba trwało około minuty bo niebo mi nagle zniknęło...

****

Spałem po gołym niebiem pewnie jakieś cztery godziny.
Nie wiem czy mi było od tego lepiej, bo jak się obudziłem to oczywiście od razu chciało mi się pić.
Generalnie mam do przejścia "dwa poziomy" do góry.
No rozsądnie całkiem wymienaim w końcu baterię w czołówce przświecając telefonem trzymanym w zębach,
wracam jeszcze w dół trochę "podpić" i nawet zrobić 30 ml zapasu i ruszam do góry.
O dziwo idzie nie najgorzej, może dwadzieścia minut i jestem tam gdzie powinien był skręcić.
nie wiem jak to przeoczyłem, kopczyki i wyraźna, duzo wyraźniejsza niż na półkach niżej wydeptana ścieżka.
60 metrów, 40, 20, 5, światło czołówki....
Tak.
Wygląda na to, że przeżyłem.
Podziękowałem Towarzyszowi za pomoc i pozwoliłem Mu się oddalić do innych zajęć.
Przewinięcie, mały trawers w prawo i w dół małą depresją.
Wszystko się zgadza, pamiętam tu nie może być pomyłki.
Właśnie zaczęło lać i błyskać, ale jakoś mnie to już nie rusza.
Myślę nawet, czy wystawić menażkę... :) Ale juz sie napiłem, a za chwilę to w ogóle.
Zafoliowuję się jako tako, do schroniska Teriego, uprzednioo w strumieniu nabrawszy cztery litry wody i wypijając ze dwa, docieram o czwartej rano,
Rozkładam się ostatecznie na krótki sen w przedsionku. A! Przecież to miało być przejście WKT "w stylu aplejskim" :D
No to nie będzie. Ale życie będzie sie toczyło dalej, może nawet fajnie?

Dla kronikarskiego zapisu - miedzy 21 a 25 sierpnia byłem na Kieżmarskim, Łomnicy, Durnym, Lodowym, Baranich Rogach i Pośredniej Turni.
Przeżywcowałem w górę w i w dół komin na progu między Klimkową Przełączą a Durnym
Ale zapamiętam głównie pieprzone zejście Jordanką.


Dedykuję wszystkim, którzy pobłądzili na Jordanca, a wiem, że tacy byli.



Cytuj:
Co zrobisz jesli spadasz
Masz 30 stopni i przeciągasz 24 mile do radiolatarni
nieoczekiwany trzask w eterze

Nie nurkuj znowu
przejdź przez strefę deszczu

Odległość 5 mil tylko trzymaj kurs zrób to najlepiej jak umiesz, jesteś najlepszy, wiem , że wyjdziesz z tego tylko trzymaj kurs
zrób to najlepiej jak umiesz jestes najlepszy, wiem

mayday, mayday, mayday
wzywam wszystkie bazy tu Golf-Mike-Oscar-Victor-Juliet Imc Cu.nimb...Icing(kod trudnych warunków atmosferycznych)
Wielkie trudności-odbiór

Tu Kontroler lotów Twój kod Victor-Juliet
Zgubiłem cię w gwałtownej burzy przekazuję kody ratunkowe
Nie nurkuj znowu przejdź przez strefę deszczu

Zagubiony w kwadracie18 burza na ukończeniu pilot automatyczny 18!
przebijaj się uwięziony w piekle
jestes więźniem ciemnego nieba
śmigła milkną a diabelskie oko cyklonu nadchodzi by zabić

Nasza nadzieja w tobie Jeźdźcu błękitu.
wierzymy , ze cię powitamy,
bedziemy świętować, gdy wylądujesz
wyjdziesz z tego, Odległość 5 mil

Wznszenie! Wznoszenie!
Odległość 5 mil tylko trzymaj sie kursu
zrób to najlepiej jak umiesz wyjdziesz z tego... ,,,,,,
tylko trzymaj sie kursu zrób to najlepiej

Uda ci się


Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,maggie ... s_out.html
Oryginał: Five Miles Out, Mike Oldfield

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sie 27, 2023 8:45 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10410
Lokalizacja: miasto100mostów
Mocna rzecz, fajnie że to opisałeś.
W Tatrach z łatwością można pobłądzić w miejscach, w których już się było, a idąc solo to już w ogóle. Ja zabłądziłem kilka lat temu schodząc z Wysokiej. Nie mogłem trafić na Przełączkę pod Kogutkiem, a szedłem tamtędy w górę 1.5h wcześniej...
A jakie fikołki wtedy robi wyobraźnia? Stojąc na niewłaściwej szczerbince i patrząc w dół na syfiasty trójkowy na oko żleb, niżej widziałem łańcuchy, Kogutek też się zgadzał. Nawet zacząłem parę metrów tamtędy schodzić.

Tak czy inaczej życzę Ci żeby to WKT w końcu siadło bo prób chyba już kilka popełniłeś.
Pozdro i dobrze że przygoda zakończyła się szczęśliwie

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sie 27, 2023 10:09 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1513
Lokalizacja: W-wa
Świetna relacja, myślałam, że minęły już czasy, gdy tego rodzaju relacje pojawiały się na naszym forum, a tu niespodzianka.
(Ja bym została do rana na tym kamieniu z murkiem.)

Krabul napisał(a):
A jakie fikołki wtedy robi wyobraźnia? Stojąc na niewłaściwej szczerbince i patrząc w dół na syfiasty trójkowy na oko żleb, niżej widziałem łańcuchy, Kogutek też się zgadzał.

Mnie kiedyś w Alpach Nadmorskich tak zakręciło pod wieczór we mgle, że następnego dnia, po nocnym biwaku, przez pomyłkę, nieświadomie wróciłam do miejsca, z którego wyszłam poprzedniego dnia, a znaki/charakterystyczne skały, które wskazywały, że to droga powrotna, przerabiałam natychmiast w głowie tak, żeby pasowały do mojej wersji wydarzeń (dalekiej od rzeczywistości, jak się okazało).

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 28, 2023 10:24 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sty 25, 2007 9:48 am
Posty: 7573
Wielki szacun! Wielki!

Wczoraj schodząc z Kieżmara rozmawialiśmy z kumplem o WKT ciągiem - uznałem, że nie dałbym rady, przede wszystkim ze względu na wagę plecaka (do tego lubię jeść dobrze, tzn. zdrowo i wartościowo, również w górach). Jeszcze raz szacun!

Swoją drogą ciekawe, czy będzie Ci chodzić po głowie kolejna próba. :)

Luźno nawiasem:
grubyilysy napisał(a):
wymienianie tej żarówki
baterii
grubyilysy napisał(a):
Pośredniej Turni
Grani

Pozdrawiam!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn sie 28, 2023 11:42 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14940
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Dzięki za słowa uznania i zachęty! :D

Pisałem w pośpiechu i stąd błędy z "żarówką" zamiast baterii czy ortografy. Poprawię w wolnej chwili.
Miałem nie pisać ale tu emocje były naprawdę wysoko i w niedzielę zwyczjanie nie wytrzymałem, bo bym do roboty nie wrócił :).
W sumie chyba po raz pierwszy w życiu piłem wodę wprost z kałuży, w dodatku kałuży wielkości jednego łyka wody.
Historia jak widać dość typowa, stąd uzupełniam dedykację:

"Dedykuję wszystkim, którzy pobłądzili na Jordance w szczególności, czy w ogóle na jakiejkolwiek drodze w górach"

Czy jeszcze będą "takie" relacje na forum? Jak sądzę rzeczywiście coraz mniej,
bo nowe pokolenie to tylko fejs, obrazki, uśmiechnięte buzie albo napięte muskuły i "I like it".

Czy jeszcze spróbuję WKT w ciągu?
W "stylu alpejskim" to już chyba jednak nie :). "Styl alpejski", który swego casu sam promowałem, to dla tatrzańskich łańcuchówek, zwłaszcza tych dużych, jednak bajka dla naprawdę najlepszych,
Wszelkie przejścia w tym stylu powinno się zaliczać do osobnej, najwyższej klasy osiągnięć.
Mi to pesel kręci się już zbyt niebezpiecznie w stronę sześć zero, a asem nigdy nie byłem :) .
Może ze schroniskami, jak Paweł Orawiec (acz oczywiście bez Wideł solo...) przy pierwszym przejściu?
Się zobaczy.

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Ostatnio edytowano Wt sie 29, 2023 7:13 am przez grubyilysy, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 29, 2023 7:10 am 
Kombatant

Dołączył(a): Pt wrz 27, 2013 2:48 pm
Posty: 616
grubyilysy napisał(a):
Czy jeszcze będą "takie" relacje na forum? Jak sądzę że rzeczywiście coraz mniej,
bo nowe pokolenie to tylko fejs, obrazki, uśmiechnięte buzie albo napięte muskuły i "I like it".


No co Ty ?!!
Przecież taka focia z picia przez rurkę z mikrokałuży na skale idealnie nadaje się na fejsa czy innego insta... :shock:
Tak piszę, generalnie bez sensu i wiedzy, bo nie mam ani fejsa ani insta (ale mam pewnie jakąś rurkę :wink: ), więc co tam, się wypowiem... :oops:
Poważniej, świetna relacja, taka trochę trącąca Dżekiem Lądonem i jego "niedźwiedzim mięsem". Jest moc, to i jest szacun! Fajnie, że to przeżyłeś - w podwójnym znaczeniu tego słowa.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 29, 2023 7:59 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 7:46 am
Posty: 2267
Trochę czuję się niegodny wpisywania tutaj, jako przedstawiciel młodego pokolenia od uśmiechniętych buziek na FB i spacerów z pieskiem... ;)
Chociaż metrykalnie jestem po 50-tce ;)
Ze dwa razy się zgubiłem w górach, nie w skałach, ale w takim terenie, że było realne zagrożenie życia. Dawno to było, ale pamiętam to uczucie doskonale, a samo wspomnienie powoduje ściskanie w dołku. Też działało to u mnie w ten sposób, że wiedziałem dokładnie gdzie jestem, rozpoznawałem najmniejsze szczegóły terenu, aż do momentu, kiedy odkrywałem, że jestem kompletnie nie wiadomo gdzie i nie mam zielonego pojęcia co dalej.
Niby należy: "WYŁĄCZ EMOCJE, MUSISZ ZACZĄĆ MYŚLEĆ LOGICZNE." Ale w praktyce to jest najtrudniejsze. Umysł podpowiada mnóstwo fatalnych rozwiązań, które w tamtym momencie wydają się całkiem dobre. Racjonalizowałeś sobie wskoczenie do strumienia, na szczęście nie posłuchałeś tej podpowiedzi. Te pomysły biorą się chyba ze zmęczenia. Stres daje mnóstwo dodatkowych sił i mobilizuje, ale mózg przestaje działać. Ja kiedyś ze zmęczenia racjonalizowałem sobie przeskoczenie wąskiej kilkumetrowej przepaści, na filmach z Sylwestrem takie rzeczy się udawały ;)
Fajnie się potem w domu analizuje sytuację. Nauka na własnych błędach jest najbardziej skuteczna.

_________________
SPROCKET
viewtopic.php?f=11&t=17068


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt sie 29, 2023 8:08 pm 
Stracony

Dołączył(a): Śr cze 20, 2007 5:51 pm
Posty: 10096
Lokalizacja: Moszna
Jakby ktoś się mnie pytał - gdzie iść w Tatrach żeby się zgubić- to bym polecił Jordankę.
Niby prosta droga a ile razy szedłem tyle razy inaczej :)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn wrz 04, 2023 9:09 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4482
Lokalizacja: GEKONY
Przeczytałem z zapartym tchem i cieszę się, że było co czytać. Na początku idealne podsumowanie cholernie ambitnego planu. Styl alpejski ma swój klimat, ale noszenie odpowiedniej ilości jedzenia i picia na plecach skutecznie ograniczają możliwości działania w trudnym terenie. Do tego wyliczyć ile czego potrzeba na kilka dni...
Szacun! Faktycznie dawno nie było takiej relacji na forum.

Może to nie to samo co droga KwaQa do Morskiego Oka, ale widać te odczucia adrenaliny :)

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt wrz 05, 2023 3:27 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn mar 05, 2007 8:49 pm
Posty: 6331
Lokalizacja: Kraków
Zastanawiałem się co słychać na forum. I czy w ogóle coś słychać.
A tu taka relacja jak za starych dobrych czasów.
Przeczytałem z zapartym tchem, czując tę ciemność, widząc tę ledwo świecącą czołówkę i czując to wyschnięte gardło.

Było "grubo" i do tego trochę "łyso", ale wszystko dobre co się dobrze kończy.
Dobrze, że Towarzysz Cię nie opuścił, bo bez jego pomocy mogło być gorzej.

Cieszę się, że mogłem to przeczytać. Gratulacje ciekawej wycieczki i powrotu w jednym kawałku (chociaż z dziurawymi spodniami) ;)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt wrz 05, 2023 8:54 pm 
Stracony

Dołączył(a): Śr cze 20, 2007 5:51 pm
Posty: 10096
Lokalizacja: Moszna
Rohu napisał(a):
dziurawymi spodniami

Teraz takie modne, choć chyba niekoniecznie z dziurami w "tym" miejscu.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr wrz 27, 2023 6:56 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Pt wrz 02, 2011 8:03 am
Posty: 1748
Lokalizacja: Podkarpacie
Chyba najlepsza relacja od baaardzo dawna.

_________________
Najlepszy reset tylko w górach


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz paź 05, 2023 5:15 am 
Kombatant

Dołączył(a): Wt mar 10, 2009 2:07 pm
Posty: 622
Fajnie opisane emocje. Twój towarzysz też mi czasem towarzyszy:)
Relacja sprzed ponad miesiąca, ale czy bedą kolejne sezony?:) Z innych miejsc?

_________________
Pewnego przyjaciela poznasz w niepewnej sytuacji...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 13 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL