Od siebie mogę powiedzieć, że moje pierwsze trekkingi to były McKinleya w promocji za 150 zł... Bardzo byłam z nich zadowolona, materiał wygoda... Z drugą parą McKinleya nie trafiłam, za to potem zakochałam się w Salomonach.
Pierwsze Salomony zapewniały mi niezwykły komfort. Nie było mi w nich zbyt ciepło mimo upałów, podeszwa odpowiednio mocna, otok na palcach, świetnie leżały na stopie, żadnych otarć. Z braku laku stały się butami "psimi", więc rok temu musiałam poszukać nowych i znowu postawiłam na Salomony. Trochę bardziej toporne, mniej mi się wizualnie podobały, ale znów podeszwa mocna. Świetnie sprawdziły się na skale i w upale, trochę wyższa cholewka niż w poprzednich, więc dobrze chroniły kostkę, też otok na palcach.
Za obie pary płaciłam 350-370 zł i uważam to za dobry zakup. Chodziłam po Tatrach latem. A te drugie przetestowałam też ostatniej zimy w lesie i w mieście, kiedy śniegu mnóstwo, dobrze się trzymały podłoża nawet jak ślisko było
Faktycznie, koniecznie trzeba przymierzyć... I jak mierzy się na sucho, to delikatny luz w palcach musi być, bo jak będzie na styk, to przy schodzeniu potem place mogą ucierpieć, a jak stopa napuchnie, to ciasno i otarcia murowane...