Planując tegoroczny alpejski wyjazd stwierdziliśmy, że trzeba lepiej pomyśleć o aklimatyzacji, którą w zeszłym roku całkowicie pokpiliśmy. Jakieś trzytysięczniki z noclegiem na około 3k powinny być optymalne by potem spokojnie spać w wyższych partiach Alp. Wybór austriackich gór na aklimatyzację był dość oczywisty, sporo ciekawych rejonów, dość blisko i po drodze, więc długą drogę można podzielić na pół. O Wenecjaninie i jego północnej grani myśleliśmy od jakiegoś czasu, niestety szybka weekendowa akcja w tamtym rejonie odpada z uwagi na bardzo długą dolinę, którą można przebyć lokalnym transportem tylko w sezonie, podejście poza sezonem to prawie dzień z głowy. Drugim celem w tym rejonie ma być Grossgeiger i jego północna grań. Baza wypadowa to schronisko Kürsinger Hütte. Startujemy w sobotę nad ranem, leje jak w dżungli amazońskiej i tak prawie przez dziewięć godzin jazdy, cały czas deszcz. Zjeżdżamy na stację benzynową przy jeziorze Mondsee, do Salzburga mamy 50km, do celu 2h jazdy, jest południe.
Niestety po powrocie do samochodu okazuje się, że samochód nie chce odpalić, po kilku minutach kombinacji odpala, ale na desce od groma komunikatów o różnych awariach, dalsza jazda może być ryzykowna, nie wiadomo co się wysypało i co jeszcze może się zdarzyć. Dzwonię do ubezpieczyciela jakie mamy możliwości, burza mózgów, kilka szybkich decyzji i dzięki kumatemu laweciarzowi nie tracimy za dużo czasu. Z Oświęcimia podjeżdża do kolegi pod dom, zabiera jego samochód i o drugiej w nocy robimy przepak do gitlerwagena a volviak na lawecie wraca do domu.
O piątej nad ranem jesteśmy na parkingu Hopffeldboden, można uciąć komara, taksę mamy ustaloną koło dziesiątej. Rano na parkingu ruch straszny, resztki feralnego frontu "amazońskiego" odchodzą, więc szwendamy się w okolicy parkingu. W sumie ten dzień obsuwy wyszedł nam na zdrowie, nie musieliśmy targać w deszczu do schroniska
Zjawił się też austriacki poczet powitalny
W koło krowy i z każdej ściany wodospady, urokliwie.
Na parking koło dziewiątej przyjeżdża taryfiarz, ale na pierwszy kurs nie ma wolnych miejsc, więc czekamy na pierwotnie ustalony. Przychodzi w końcu nasza kolej, pakujemy się do Viano i ruszamy szutrową drogą w górę doliny. Dolina Obersulzbachtal niesamowita z mnóstwem atrakcji, strasznie długa, samochód pokonuje dwa niebanalne progi, jak na nie terenowy pojazd to szacun dla drajwera. Taksa dostarcza nas pod stację kolejki materiałowej, gdzie nasze plecaki jadą wagonikiem do schroniska a my na lekko podziwiając górną część doliny idziemy ku alpejskim lodowcom
Po drodze jeszcze kilka kwitnących krzaków rododendrona, pierwszy raz widzę w Alpach
Szlak po obszernym trawersie wyprowadza ciekawą galeryjką na stoki szczytu Keeskogel, które trawersuje się w kierunku schroniska z widokiem na przeciwległe zbocza doliny i na górujący nad doliną szczyt Grossgeigera.
Po około godzinie marszu docieramy do schroniska, nasze plecaki niestety nie
Widać nie tylko w Archeo mają burdel
Przed schroniskiem pasie się obiad, więc wypadałoby coś zjeść
Meldujemy się w recepcji, po czym udajemy się na małe co nieco zalewane browarem. Przy obiadku kminimy co zrobić z dalszą częścią tak dobrze rozpoczętego dnia, zapada decyzja, że pociśniemy na ultralekko na szczyt górujący nad schroniskiem.