Tym razem będzie kumulacja kilku akcji górskich, które zaczęły się już tydzień temu (przynajmniej dla Ewy).
Na dobry początek Ewa korzysta z urlopu wbiegając na Babią Górę podczas gradobicia.
Kilka dni później, w czwartek przebiega 20 km z Żabnicy przez hale Redykalną, Lipowską, Rysiankę i dalej niebieskim trawersując masyw Pilska. Dla odmiany tym razem był zaduch przed burzą. Kiedy Ewa się męczy na podbiegach błotnych szlakach, ja miałem ochotę wyrównać porachunki z Łoskiem.
Bieganie przy takich widokach jest lepsze niż między blokami po mieście
Niestety i tym razem nie udało mi się wejście na te 868 m n.p.m.
Zaczęliśmy od tego, że zrobiliśmy sobie popas przy forcie Wędrowiec (mamy szczęście i załapujemy się na zwiedzanie tuż po otwarciu) i poznawaliśmy trochę historię regionu i walk jakie się tutaj toczyły, a kiedy już wszystkie moździerze, działa, karabiny i helikopter zostały sprawdzone pojechaliśmy szukać żółtego szlaku na dzisiejszy cel. Trochę nam zeszło zanim przez zarośnięte pola dotarliśmy tam gdzie chcieliśmy, ale przecież co to za wycieczka bez offroadu? Uszliśmy może 500 metrów szlakiem i dostajemy informację od Ewy, że w sumie już niewiele jej zostało… nie było szans zdążyć na szczyt, więc podjechaliśmy na przełęcz Glinne i wyszliśmy na powitanie po błotnym SPA.
Fort Wędrowiec – Westerplatte południa
Zbieg do przełęczy Glinne
Dzień wolnego.
I dzień na dobicie.
Ewa znowu biega, tym razem Gorce w temperaturze zdecydowanie za wysokiej jak na taką aktywność (o czym świadczy chociażby opróżniony kamelbak przed końcem trasy). Kolejne 20 km po górach na trasie przełęcz Knurowska, Kiczora, Jaworzyna Kamienicka, Przysłop, Ochotnica Górna.
Ja testuję nawigację w Suunto… miałem iść wyznaczoną trasą na Magurki podziwiać wieżę, ale okazało się, że wieża na Magurkach jest tak na prawdę na Borsuczynach… całe szczęście, że od głównej drogi były szlakowskazy i oznaczenia którym zaufałem zamiast błądzić leśnymi drogami które sobie zaplanowałem. Spod kościoła w Ochotnicy do wieży jest niecałe 6 km, najpierw idziemy boczną drogą między zabudowaniami, następnie zielonym szlakiem dydaktycznym. Po drodze parę widokowych polan z tablicami opisującymi roztaczającą się panoramę.
Pierwsza większa polana oferuje widok na Lubań
Spojrzenie w tym samym kierunku, ale z wieży
Restauracja na najwyższym poziomie
Wieża jest nie tylko dobrym punktem widokowym, ale może służyć również jako schronienie w razie załamania pogody.
Wysoka temperatura sprzyja parowaniu, więc Tatry widać ledwo, ledwo i zadowalamy się widokiem na okoliczne pasma. Na wieży urządzamy sobie biwak i o dziwo prawie nie ma ludzi.
Zregenerowani podążamy dalej za zielonymi znakami w stronę pozostałości bombowca Liberator. Ta część trasy była wyjątkowo błotnista, natomiast plus jest taki, że od wieży do parkingu już cały czas się obniżamy.
Kolejny wrak samolotu w górach
Przy samolocie kolejny popas, Ewa daje znać, że już atakuje otwarte sklepy w Ochotnicy w poszukiwaniu izotoników i będzie wychodziła w naszą stronę. Słońce cały czas mocno grzeje i trochę nas spiekło (mnie i Norberta trochę, Ewa ratowała się ketonalem i panthenolem). Spotykamy się za ostatnimi schodami, że tak określę „już na normalnej drodze”. Powrót już razem, Norberta biorę na barana i przyspieszamy kroku bo alarm burzowy w zegarku się aktywował, a kilka kilometrów jeszcze zostało.
Zmęczeni i opaleni zdążyliśmy do auta, Ewa zadowolona i zmęczona, Norbert też zadowolony (tym bardziej, że po górach była jeszcze bajka), ja zadowolony bo tym razem gdzieś wszedłem (parafrazując „gdzieś weszliśmy, chyba nawet na grań”), ale przyznam się, że najbardziej z całej wycieczki podobała mi się… kałuża. Na prawdę była taka mega kałuża z dużą ilością kijanek, jakąś żółto-pomarańczową żabą i traszkami. Pierwszy raz widziałem traszki na wolności:)
Kałuża jest the best:)