Jednak i mnie jakiś wirus przeziębieniowy w końcu dołapał. Co gorsza, poza gardłem, katarem -trochę pada na głowę i wczoraj wkleiłem tę relację w niewłaściwym miejscu. Dziś tylko ją przenoszę. ::::::::
Już od 3 lat w połowie Lipca wybieram się na tydzień w góry z Sewą i jego córką , Wiktorią. W zeszłym roku mimo deszczowej pogody kręciliśmy się z rowerami po Beskidzie Żywieckim, z dwójką dzieci Wiki, teraz znów byliśmy w Javorinie z jej 11-letnią córką. Właściwie zaczęliśmy bez Wiki, która dopiero wracała z Kirgizji, gdzie działała jako tłumacz dla grupy wałęsającej się po górach Tien Szan. Pewnym problemem jest dla mnie planowanie tras, bo oni nie uznają w Tatrach turystyki poza-szlakowej. A ileż szlaków można zaliczyć z Javoriny? Na rozgrzewkę podjechaliśmy rano autobusem do wylotu Monkowej Dol. w Żdziarze, przechodząc przez Szeroką Przeł. Bielską i wracając przez Zadnie Koperszady . Próbowałem namówić Sevę na Jagnięcy, granią 1-kową, bądź kopczykowaną ścieżką obchodzącą grań po Pn stronie. W końcu na panelu bez trudu robi dorogi "za V+" Nawet zabrałem 2 kaski i ze 30m liny, ale mimo wczesnej pory Seva nie dał się skusić. Żal mi się zrobiło i na Przeł. Pod Kopą oddzieliłem się - to był jedyny szczyt (poza Rakuską Czubą i dwoma nielegalnymi z T.B.), jakie tym razem odwiedziłem. Dzień później Andrzej, nasz gospodarz w Javorinie, postanowił zabawić się w przewodnika (ma zresztą uprawnienia państwowe i trójkątną blachę SKPG). Aby się nie za bardzo przemęczać wychodzeniem powyżej 2000 zaproponował Pustą Ławkę, podejście od Kaczego Stawu, powrót Dol. Ciężką. Tym razem Seva dał się jednak namówić. Miało być krótko - Andrzej nie zabrał czołówki- a wcale nie było. Ze względu na problemy z sercem u Sevy mieliśmy słabe tempo na podejściach - zaś Andrzej mocno spowalniał w zejściach, nawet w terenie 0+ i łatwiejszym. Na zejściu z progu Ciężkiej dałem więc swoją czołówkę Andrzejowi, (Seva przezornie zabrał swoją) ale i tak niewiele to poprawiło. W butach chlupiąca woda- bo wszędzie przy ścieżce mokre trawy i zarośla, później do tego deszcz. A następnego dnia taka zlewa, że nie żal było wracać na 3 dni do Krakowa, gdzie musieliśmy coś pozałatwiać.
Seva wrócił z Krakowa w góry już z Wiką i z wnuczką w sobotę, ja z Andrzejem- dopiero w poniedziałek wieczorem. I dowiedzieliśmy się, że na pierwszej wycieczce złapała całą trójkę wielka ulewa w okolicach Białego Stawu (podchodzili przez Chatę Plesnivec) i dziewczyny dołapała jakaś grypa. W poniedziałek Wika postanowiła przezwyciężyć infekcję jakąś sporą wycieczką, tylko córka została sama w domu. Tempo podejść Sevy jest bardzo wolne, ale Wika podobno tym razem ledwo dawała radę go dogonić. Po wyjściu z tatą na Krywań poczuła się lepiej i poprosiła mnie o jakąś wyrypę na wtorek. Bez Sevy i bez córki. Coś powyżej 12 godzin. W okolicach Javoriny trzymając się szlaków można faktycznie zrobić turę przez 3 przełęcze, podchodząc Dol. Jaworową a wracając z Rohatki na Łysą Polanę. Wyruszyliśmy trochę późno, bo po 8 rano i z godziny na godzinę widać było, jak Wika odzyskuje siły. Z początku prosiła, bym nieco zwolnił, a pod Przełęczą Lodową role się zaczęły odwracać. Tym razem pogoda była łaskawa, nic nie padało, buty suche, widoki wspaniałe, miłe towarzystwo- czego chcieć więcej? Więc może tylko trochę zdjęć:
1) Wreszcie jest nowy mostek w górnej części Jaworowego Potoku - bardziej minimalistyczny, niż poprzedni

2) Przechodząc przez Jaworowy Ogród prawie zawsze można liczyć na spotkanie kozic (przynajmniej jedna tym razem).

3) Mijając Sobkowy Żleb wspominam zakończoną porażką zimową próbę sprzed jakichś 5 miesięcy (z Anią i z Tiborem)

Trochę dalej warto popatrzeć wstecz na Jaworowy Mur i głęboki, choć do połowy zasypany piargiem staw

Na przełęczy zdrowo powiało chłodem, jeszcze przeziębiona Wika ubrała kurtkę, ja nie lubię się w trakcie wycieczki przebierać, wiedziałem, że jakieś 20m za rzełęczą żleb będzie osłonięty od wiatru. Tylko nie przypuszczałem, że będzie w nim tyle śniegu.


Na przestrzeni jakichś 150m schody są pod śniegiem i obchodzi się po przykrym, ruchomym piargu

Jeden z najwyżej położonych stawków, wciąż pływa po nim kra. Trochę poniżej stawku odbija ścieżka na Czerwoną Ławkę- czyli nasze kolejne podejście.

wa lata temu -podchodząc od południa- przemierzyliśmy tę przełęcz z Wiką w pomrukach nadciągającej burzy. Wtedy postanowiliśmy nie dotykać żelastwa - trochę ze strachu. Tym razem -bardziej dla sportu. Początek łąńcucha po prawej stronie jest urwany i tamtędy chciała się wspiąć Wika -dobrze, że z góry zobaczyłem, że miałaby 2 bardzo problematyczne chwyty na tarcie, głupio by było na wstępie się zapchać. Dalej już bezproblemowo, bo rzeźba tam bogata.


I mamy już widoki na Dolinę Staroleśną:

Ja cały czas z kijkami - nawet przy łatwym wspinaniu z nich korzystam.
Niżej w paru miejscach przechodzi się po śniegu - ale nie jest on stromy, ani twardy.

Krzesany Róg - a za nim po prawej Zawracik Rówienkowy

I wreszcie ciepła zupa w schronisku, chwila odpoczynku, widoki na kibelek przy Zbójnickiej Chacie -u stóp Nowoleśnych Turni.

I jeszcze ostatnie podejście - na Rohatkę. Po drodze widok na kotlinkę pod Świstowym - zawsze wydawało mi się, że jest znacznie mniejsza.

I wreszcie Rohatka, pułap chmur się obniżył, ale jeszcze sporo widać

Nawet kawałek Zmarzłego Stawu wygląda spoza skał

Po nim też śnieg z lodem pływa - w końcu nazwa zobowiązuje

Jeszcze parę progów tej dłuuugiej doliny: pierwszy poniżej Zmarzłego Stawu:

Z tegoż progu -widok w dół, na Staw Litworowy

W tej dolinie stosunek ilości turystów do spotkanych kozic, to 1:1 (może ze względu na dość późną porę

Chmury jakby na pogorszenie pogody - a nazajutrz mamy w planie trasę: Łomnicki Staw - Zielony Staw Kieżmarski - Przeł. Pod Kopą -Javorina (już w pełnym, 5 osobowym składzie) Na szczęście, pogoda wytrzymała jeszcze 2 dni, starczyło i na moje TB

Gdy dochodzimy do Polany Biała Woda - już wiemy, że tym razem nie trzeba użyć czołówek. Na Łysą podjechał po nas Seva. Kuracja okazała się skuteczna - następnego dnia Wika byłą już w pełni sił (a ma ich na prawdę sporo).
