No właśnie – święta, wolne, pogoda bez większego znaczenia… Więc tym razem podreptaliśmy na Klimczok.
2*C na dole, wszechobecne mleko, trochę śniegu, trochę wiatru, parę osób w schronisku i fajne 10 kilometrowe kółko udało się zrobić (z małymi offroadami). Warte odnotowania jest jeszcze spotkanie z koziołkiem na parkingu i poczęstunek wielkanocny w schronisku (bardzo sympatyczna inicjatywa).

Na początek było strome podejście obok Chaty Wuja Toma (uwaga na literówki)

Ścieżka się zwężyła, a Ewa później powiedziała, że zna skrót… poszliśmy

Małe nóżki poniosły na sam szczyt – do hymnu!

„Przynieś kamień ze zdobytego szczytu” - czyli ogródek Taty Filipa

Flagowisko przed schroniskiem

Schronisko na Klimczoku i rewelacyjna przejrzystość powietrza
_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.
http://summitate.wordpress.com/