Wulkan pierwszy - MOUNT ARAGACAragac jest najwyższym stratowulkanem Armenii. Posiada cztery wyodrębnione wierzchołki, położone mniej więcej na planie kwadratu i nazwane od stron geograficznych tworzących je wierzchołków.
Najwyższy jest szczyt
północny N o wys. 4095 m npm, będący zarazem najwyższym szczytem Armenii. Dalej mamy wierzchołek
wschodni E 3916 m npm,
południowy S 3879 m npm i drugi czterotysięcznik - szczyt
zachodni W o wys. 4007 m npm. Wspomniane wierzchołki otaczają głęboki na ok. 400 metrów krater, który jest rozerwany od strony południowo-wschodniej tworząc opadającą w tym kierunku długą dolinę. Stoki zewnętrzne wulkanu są na ogół dość łagodne, w odróżnieniu od często pionowych ścian opadających w stronę krateru, które tworzą piękne skaliste urwiska.
Najłatwiej dostępny jest najniższy wierzchołek południowy. U jego stóp na wys. 3200 m npm leży jezioro Kari Licz, nad którymi brzegami wybudowane zostało w czasach ZSRR działające do dziśl obserwatorium astrofizyczne, do którego ze wsi Byurakan u podnóża wulkanu prowadzi całkiem niezła, asfaltowa droga. Jest też hotel, ale bardzo drogi i kiepskiej jakości. 90% osób zdobywających Aragac decyduje się na szczyt południowy nocując nad Kari Licz, na który można wejść łatwą drogą w 2-2,5 godz, nawet gdy na górze leży już sporo śniegu. Wierzchołek zachodni jest znacznie trudniejszy, ponieważ od przeł. pomiędzy wierzchołkami S i W (przeł. S-W 3800 m npm) jest bardzo strome i kruche podejście, co w przypadku zalegającego śniegu może uniemożliwić zdobycie tego szczytu. Jeszcze gorzej jest w przypadku wejścia na najwyższy szczyt północny, gdyż ze wspomnianej przeł. S-W należy zejść 300 metrów w pionie na dno krateru, aby potem podejść na przeł. pomiędzy szczytami północnym, a wschodnim (przeł. N-E 3730 m npm), wejść na szczyt N (ostatni krótki odcinek dość trudny w kruchej skale), po czym wspomnianą drogę należy pokonać w przeciwnym kierunku (zejść na przeł. N-E, zejść na dno krateru, podejść na przeł. S-W i zejść do Kari Licz). Jak widać ilość wejść i zejść zaczyna się zwielokrotniać i jeśli nie zdecydujemy się na biwak na dnie krateru (co z reguły robią Ormianie), może nam zabraknąć czasu i zwyczajnie sił. To tyle jeśli chodzi o topografię Aragacu, co może przydać się potencjalnym jego zdobywcom.
My zdecydowaliśmy się zdobywać drugi pod względem wysokości szczyt zachodni
ARAGAC WEST 4007 m npm. Podjeliśmy również decyzję, że z uwagi na niedługi czas pobytu w samej Armenii (9 dni, ale chcieliśmy zobaczyć dużo innych rzeczy w tym kraju), nie będziemy nocować nad Kari Licz, co zaoszczędzi nam jedną dobę, ale "zrobimy" szczyt w jeden dzień, nocując w Erewaniu. Ryzyko kompletnego braku aklimatyzacji podjęliśmy całkiem świadomie, licząc na tzw. "szybkie wejście".
Ze stolicy kraju jest do podnóży masywu Aragacu jakieś 50 km, kolejne 10 km nad jezioro. Ponieważ naszym drugim celem miał być Mount Azdahak, także w jeden dzień, co wiązało się z koniecznością skorzystania z lokalnego przewodnika dysponującego samochodem terenowym (dlaczego, po co i jak to wyglądało napiszę w kolejnym poście), udało nam się wynegocjować na obydwa szczyty bardzo korzystną cenę i w sumie sam Aragac kosztował nas 105 EUR za grupę (w cenie wszystkie przejazdy plus oczywiście guide na górę), co przy trzech osobach jest ceną bardzo dobrą. Jak podliczyliśmy, niewiele mniej kosztowały by nas przejazdy marszrutkami i taksówką w obie strony na trasie Erewań - Kari Licz.
Dodatkowo październik to już ciut późno jak na Aragac i liczyliśmy się z pokrywą śnieżną na wulkanie, a wtedy dobrze jest mieć przy sobie kogoś, kto górę tę zna.
Rzeczywiście, tydzień przed naszym przyjazdem do Armenii spadł śnieg w górach, ale my trafiliśmy na wspaniałe 9 dni przepięknej, ciepłej pogody, podczas której większość śniegu odtajała.
-------
Godz. 5.15 pobudka, o 6.00 czeka na nas przed hotelem już nasz guide Hrach wraz ze swoim Jeepem. Pogrążonym w ciemności Erewaniem (tu o północy gasną wszystkie światła uliczne - taki system...) szybko jedziemy na północ. Świt zastaje nas już u podnóży wulkanu. Widzimy zarówno nasz cel - Aragac, jak i święty dla Ormian Ararat, który będzie nam towarzyszył podczas całego pobytu w Armenii.


Masyw ARAGACU od płd-wsch. Od lewej szczyty (ze śniegiem): S, N i E.
Po 1,5 godz jazdy jesteśmy nad Kari Licz. Pięknie i bardzo zimno, gdzieś tak około zera.


Ruszamy powoli idąc praktycznie po równym, omijając z dala stoki południowego wierzchołka.

Hracz mówi nam, że najczęstszym błędem osób idących bezpośrednio na przeł.S-W jest podchodzenie od jeziora wprost w górę w stronę szczytu S i trawersowanie potem jego zboczy na znacznej wysokości.
Pakują się oni wtedy w liczne zastygłe spływy lawy, które dziś zamieniły się w gołoborza wielkich wygładzonych głazów, których przekraczanie jest bardzo wyczerpujące.
My zaczynamy wznosić się dopiero po ponad pół godzinie, kiedy naszym oczom ukazuje się docelowa przełęcz.
Wychodzi słońce, robi się ciepło i przyjemnie.
Od lewej: szczyt W, przeł. S-W i najniższy i najłatwiejszy szczyt SPo krótkim odpoczynku zaczynamy finalne podejście na przeł. S-W. Spokojne i łagodne. Nasz guide zna drogę doskonale i choć nie ma wyraźniej ścieżki, łatwo wyszukuje właściwą drogę. Jedyne utrudnienia to przekraczanie kilku wspomnianych gołoborzy dawnej lawy, bo czasem trzeba się nieźle nagłówkować, jak je bezpiecznie przekroczyć.
Dotychczas szliśmy w zupełnej ciszy, ale im wyżej, tym mocniej wieje.




Po dwóch godzinach marszu stajemy na przełęczy S-W. Wieje mocno. Naszym oczom ukazuje się krater i dwa wierzchołki N i E po jego drugiej stronie.
Jest przepięknie, wspaniały wysokogórski krajobraz, daleko na horyzoncie majaczy Ararat.
Przeł. S-W ok. 3800 m npm.
Od lewej: najwyższy wierzchołek N, przeł. N-E i szczyt E.
Od strony przeł. S-w najniższy wierzchołek S prezentuje się całkiem groźnie.Widać stąd, że podejście na wierzchołek zachodni rzeczywiście będzie strome. Dobrze, że akurat tu nie ma śniegu, choć w innych miejscach jest go całkiem sporo.
Ruszamy do ostatecznego szturmu. Jak ktoś był wcześniej na wulkanach, wie czego się może spodziewać. Ja znam to z wcześniejszego Kilimandżaro i Damavendu, ale przyznam szczerze, że tam się aż tak nie sypało i nie było tak stromo. Trzy kroki w górę, jeden obsuw w dół. Żużel i pumeks wyjeżdża spod nóg. I tak w kółko, nie idzie ustabilizować kroku. Zaliczam kilka "gleb" na kolana.
Do tego niestety czego można było się spodziewać zaczynamy odczuwać brak aklimatyzacji, bo jeszcze przed 5 godzinami spaliśmy na wys. 1000 m npm w Erewaniu, a teraz dochodzimy do 4000! Ciężko ustabilizować oddech, dyszę jak lokomotywa, w głowie nieco się kręci. Ale tego się spodziewałem, to był nasz wybór.
Wierzchołek S z grani nad przeł. S-W
Ostatnie metry przed szczytem.Końcówka jest już bardzo, bardzo stroma, czasami na czworaka. Ale w końcu o godz. 11 jesteśmy na szczycie.
ARAGAC WEST 4007 m npm zdobyty !!!


O dziwo na szczycie cisza! Zero wiatru. Widoki nieziemskie. Dla mojej żony i Piotra to najwyższy szczyt w życiu więc jest dodatkowa radość.
Szybko dochodzimy do siebie po trudach podejścia. Hrach wyjmuje piersiówkę z doskonałym armeńskim koniakiem i miłe ciepło rozlewa się po żołądku. Jest cudownie.
Pionowe zerwy wierzchołka zachodniego opadające w stronę krateru.
Od lewej: najwyższy wierzchołek N, przeł. N-E i szczyt E.
Widok z Aragac West na wierzchołek S, jezioro Kari Licz i Ararat.
Nad całą Armenią czuwa Ararat - góra, która jak cierń tkwi w sercach Ormian - wyśniona i utracona.Po pół godzinie zaczynamy zejście. Pomimo wcześniejszych obaw, schodzi się lepiej, niż podchodzi. Właściwie mowa tu o kontrolowanym bardziej lub mniej ześlizgu w dół, bo inaczej schodzić się nie da. Kilka wywrotek wygląda pewnie groźnie, ale w sumie jest OK. Po 40 minutach jesteśmy już z powrotem na bezpiecznej przełęczy.
Z niej już spokojnie, nie spiesząc się schodzimy w dół.


Pełen relaks, nie śpieszymy się, bo i do czego? Czasu mamy mnóstwo, jesteśmy tu kompletnie sami, a otoczenie niezwykłe. Chciałoby się zatrzymać chwilę i chyba ją zatrzymujemy, przynajmniej dla nas...
