Dawno nic nie pisałem i jakoś trudno, tym razem jest coś naskrobać. Ale postaram się nie zanudzić.
Z Łukaszem umawialiśmy się ostatnim czasem jak sójki za morze na wspólny wypad. Za każdym razem coś komuś wypadało. W końcu mamy termin tylko pogoda wariuje. Jest jednak szansa na poranne okienko. Także pada hasło o którym już kiedyś gadaliśmy - Krywań o wschodzie. Skład wyprawy się rozszerza o drugiego Łukasza (Madness) i Arka. Umawiamy godzinę wyjazdu i start. Zbieramy się po drodze i gonimy pustą zakopianką. Na Słowacji nie powiem, że tradycyjnie, ale znowu mamy kontrolę policyjną. Standardowo jest to w Tatrzańskiej Łomnicy. Tym razem nie sprawdzają apteczki, o której podczas jazdy rozmawialiśmy, a same dokumenty. Nie wiele brakowało a nie dojechalibyśmy na parking. Ponieważ, było o mały włos od bliskiego spotkania ze stadkiem łani, które wędrowało sobie drogą. Na szczęście nic się nie stało i dojeżdżamy na parking w Trzech Źródłach. 2.45 startujemy w drogę. Tempo mamy rekreacyjne, jak nam się wydaje mamy sporo czasu na dojście. Początkowo droga przedeptana ładnie. Zapewne przez Horską, która dzień wcześniej miała tam akcję. W okolicy Wyżniej Przehyby zakładamy raki i ciśniemy dalej. Zaczynamy się zastanawiać jak będzie założony ślad na szczyt. My zamierzmy podchodzić południowo-zachodnia granią. Okazuje się, że wariant M drogi 836 z WHP nie jest zbyt popularny. Początkowo śnieg nawet fajny, chociaż mało go i w wielu miejscach wystają kamienie. Im wyżej tym śniegi coraz gorsze. Wpadamy co chwilę w dziury i czas nagle czas zaczął nam szybciej uciekać. Dalej także coraz więcej lodu. Trzeba mega uważać, żeby się nie zrypać. W miedzy czasie Arek gubi jeden z kijków, który sobie zrobił samotną wycieczkę w dół. Śnieżna zabawa trwała za długo i wschód łapie nas kilka minut przed wierzchołkiem. Kolorki bardzo ładne robimy pierwsze zdjęcia po czym wchodzimy na szczyt.
Tu sesja zdjęciowa trochę dłuższa.
Odpoczywamy i podziwiamy widoki. Gdy wiatr przypomina nam o sobie, a prognozy były, że w będzie się w ciągu dnia wzmagał. Rozpoczynamy zejście. Decydujemy się na zejście początkowo południową granią a następnie przetrawersować w dogodnym miejscu do Siodła nad Przehybami.
Wariant ten w tych warunkach wydawał się nam bezpieczniejszy niż powrót tą samą drogą.
W drodze powrotnej podchodzimy jeszcze do Bunkru Partyzanckiego.
I tak po 8 godzinach z hakiem kończymy akcję górską na parkingu z widokiem na szczyt.
W bonusie do wyjazdu dostaliśmy jeszcze powrót zakorkowaną zakopianką.