gb napisał(a):
No - mimo wszystko z tym szacunkiem to bym nie przesadzał.
To ja napisałem o szacunku. Dlaczego uważasz, że nie? Nigdy nie popełniłeś głupoty w górach? Potrafiłeś krytycznie podejśc do tego i przyznać się publicznie? Uważam, że takie "Wspomnienia" są cenne - bo bardziej przemawiają do ludzkie wyobraźni (czy raczej jej braku) niż oficjalne, suche komunikaty TPN/TOPR. Wystarczy, ze kilka osób sobie uzmysłowie, że zima, góry, stopnie lawinowe i związane z tym ryzyka to nie tylko marudzenie TOPR o niebezpieczeństwie, ale jest to ril i jak on wygląda.
sprocket73 napisał(a):
Ja się zastanawiam nad jednym. Skoro szli niebieskim na Małołączniak i zawrócili przed szczytem "po śladach", to jakim cudem GOPR sprowadził ich do schroniska na Hali Kondratowej?
Oznaczałoby to, że w ostatecznie znaleźli się gdzieś w okolicach Kopy,
Niekoniecznie. Chyba koles wie co pisze i jakie współrzedne podał TOPR, może zatem sprawdzić na mapie gdzie był. Zakładam, że TOPR dojechał do Hali Kondratowej pod schron (tam chyba można dojechać?), a potem dmuchali na grań przez przełęcz pod Kopą, Kopę i na Małołączniak. Lawinowo to chyba bezpieczniejsze rozwiązanie niż przez żleb. Poza tym - nie wiem w jakim stanie obecnie jest Dolina Małej Łaki, ale tydzień przed świetami trwał tam bardzo poważny (łącznie z wykorzystaniem "ciężkiego" sprzętu) remont ścieżki/drogi (przed rozejściem się szalków na Wielką Małołącką Polane i Przysłop Miętusi), zatem ewentulne przyśpieszenie akcji przez dojazd ile się da doliną być może odpadało.
Czasowo, dla czasów letnich: z Hali K mamy jakieś 2.15 na Małołączniak
Z Przysłopu Mietusiego masz 3 h, a jeżeli nie Małej Łaki nie była do pokonania mechanicznie, to od wylotu masz 4 h. A, że TOPR-owcy znali warunki na trasie dojścia, to nie pchali się w nieznane, tylko wrócili tak ja przyszli. Poza tym, na schronie na Kondratowje nie ma dyżurnego ratownika topr?
Gdzie czekali na pomoc? w sumie to najlepiej zapytać kolesia o wspołrzędne GPS. Brakowało im 40 m (zakładam, że w pionie) do szczytu, potem zeszli 50 m w dół, nadal byli na "wypłaszczeniu". Dobrze, że nie zaszli z wysokością niżej, bo nawet z Jakubowym kompasem odnalezienie wejścia do żlebu byłoby przy takiej widoczności małoprawdopodobne i by się wpieprzyli w przepaść.
Zwracam uwagę na jedną rzecz: profesjonali ratownicy - zakładam, że wypoczęci, kondycje mającą na pewno leszą niz statystyczny zimowy turysta. Trase 3, maks 4 h pieszego, mapowego dreptania pokonali w 6 h (minus czas potrzebny na dojazd z centrali)
Tyczki. Nie bylo tyczek i wszyscy zainteresowani wiedza, że od lat ich tam nie ma. A szkoda. Wiem, że tyczak to złudne bezpieczeństwo ale czasami może pomóc (chociaz nie zawsze) - gdy grotołazi zgineli w Kobylarzowym - tyczki były i nie pomogły.