Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz gru 19, 2024 1:37 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 17 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pn cze 30, 2014 10:03 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Któregoś pięknego wieczoru, który akurat spędzałam na pogawędkach twarzo-książkowych, przeczytałam post kolegi Tomka z „mojego” forum górskiego. Poszukiwał on chętnych na wyjazd do Słowenii. Niemal natychmiast w mojej głowie pojawił się pomysł Triglav'a, na którego od dawna chciałam się wybrać. Następne dni to już zaklepywanie urlopów i planowanie szczegółów tripu. Początkowo plan uwzględniał podział na dwie ekipy – jedna wybiera się w góry (ja i Adam), na najwyższy szczyt Słowenii a druga robi ciekawe drogi wspinaczkowe w dolinie. Jednakże dzień przed wyjazdem jedna osoba, która miała się wspinać z Tomkiem, odpuszcza z powodów osobistych. Zaczyna się szukanie. Tylko wariat może zgodzić się na spontaniczny wyjazd kilkanaście godzin przez planowaną podróżą :) Znajduję takiego! Do naszej triglav’owej dwójki dołącza kolega Łukasz, z którym na początku tegoż roku podbijaliśmy Rysy. Tomek niestety zostaje bez wspinaczkowego partnera, ale oczywiście jedzie!!! I robi za doskonałego kompana podróży i przewodnika :)
Nasza przygoda zaczęła się 18 czerwca. Jako że każdy z członków drużyny pochodzi z innego miasta trzeba było uzgodnić miejsce spotkania. Padło na Katowice. Tomek i Łukasz wyruszyli środkami komunikacji publicznej natomiast ja i Adam (zabierając jego wygodny tyłek niejako ‘po drodze’) dojechaliśmy na Śląsk autem. Korek na autostradzie pomiędzy Wrocławiem a Katowicami dodał nam 2 godziny opóźnienia. Niewzruszeni tym zupełnie, wyjechaliśmy późnym wieczorem, już w komplecie, w kierunku Cieszyna. Droga nam ‘poleciała’. Co niektórzy kierowcy walili 170km/h więc ok. 9-10 rano byliśmy już w miejscowości Bovec w Słowenii. Dojeżdżając praktycznie na oparach, uzupełniliśmy paliwo i zostawiliśmy Tomka na campingu (założone miał cele stricte wspinaczkowe w tych okolicach) a w trójkę pojechaliśmy do miejscowości Trenta. Samo znalezienie drogi ‘na szlak’ nie było wcale najłatwiejsze, ale po chwili kręcenia się po dłuuugiej (niczym Istebna!) miejscowości trafiliśmy na odpowiednią odnogę. Szybkie śniadanko, przebieranie, przepak i ruszamy na szlak.

Obrazek

„Ahoj przygodo” powiedziało jedno z nas… I stało się to naszym wyjazdowym mottem ;) Pogoda w miarę dobra, ale panuje lekka duchota. Idziemy w kierunku schroniska Zasavska koca, które na mapie wydaje się naprawdę niedaleko. Rzeczywistość jednak jest zupełnie inna i poruszamy się naprawdę ‘dżdżownicowym’ tempem. Przechodzimy przez dość nachylone pola śnieżne, gdzie naprawdę trzeba uważać na każdy krok.

Obrazek

Mijają nas pierwsi ludzie – europejska para w średnim wieku. Kobieta pyta się czy poniżej też są tak niebezpieczne fragmenty ze śniegiem. W odpowiedzi jedynie pokazuje głową nasz przebyty biały szlak. Trochę zaniepokojona pokiwała głową i wolnym krokiem oddaliła się wraz z mężem. Uszliśmy z chłopakami kilkanaście metrów i słyszymy wołanie „Alice!”. Oglądamy się za siebie a tam stoi już tylko mężczyzna. Rozpaczliwie krzyczy imię żony i wyjmuje telefon z kieszeni. Chwilę przyglądamy się całej sytuacji aż w końcu dociera do nas, że kobieta musiała zjechać niekontrolowanie w dół. Pospiesznie zaczynamy schodzić do mężczyzny, który cały czas rozmawia z jakimiś służbami przez telefon. Łukasz zauważa postać jakieś 30m poniżej nas. Siedzi nieruchomo, zwrócona twarzą w kierunku skały. Natychmiast zakładamy kaski, raki, czekany w dłonie i ostrożnie schodzimy do starszej pani. Wygląda nieciekawie – z jej głowy sączy się krew, ma problemy z oddychaniem i jest w szoku. Po opatrzeniu rany na głowie pytamy się co jeszcze jej dolega. Narzeka na brzuch i plecy. Podejrzewając uraz kręgosłupa podkładamy jej pod pośladki kaski (tak aby nie zjechała po śniegu) i okrywamy folią NRC. Staramy się cały czas z nią rozmawiać, ale widać że jest niedaleko utraty przytomności. W kółko pyta się co się stało i gdzie jest jej mąż. Niepokoi się o niego, więc proszę chłopaków aby wzięli mój sprzęt, ubrali faceta w niego i sprowadzili do żony. Będzie spokojniejsza. Mężczyzna jednak cały czas wisi na łączach, kłóci się z kimś po francusku. Mimo, że helikopter wystartował już z Ljubliany więc akcja ratunkowa jest w toku, Francuz albo rozmawia przez telefon albo pisze sms. W końcu zwracamy mu uwagę, że powinien zająć się żoną – porozmawiać z nią, ostrożnie objąć etc. (sam był w szoku, więc nie wiedział co robić). Te czynności ją uspakajają. W końcu słyszymy śmigło. Z pokładu zjeżdża na linach dwóch ratowników a sama maszyna oddala się zapewne na jakieś lądowisko. Jeden ze Słoweńców jest lekarzem. Opatrują kobietę, zakładają wejście dożylne, podają leki p/bólowe, zakładają kroplówkę. Podejrzewają złamania żeber i uraz kręgosłupa.
Z góry (ze szlaku) krzyczy do nas coś po francusku jakiś chłopak. Starszy pan coś mu odkrzykuje i… chłopak zaczyna przymierzać się do zejścia! Bez sprzętu! Krzyczymy, żeby tam został, ale waha się tylko przez chwilę. W końcu ratownik nie wytrzymuje i z niezłym zdenerwowaniem w głosie krzyczy żeby nie próbował się ruszać z miejsca. Dopiero wtedy młody dzieciak nieruchomieje. Uff. Bez sprzętu bankowo sam zaliczyłby zjazd i z jednej akcji zrobiły by się dwie. Wszyscy mężczyźni przenoszą Francuzkę do zasuwanych noszy. Wymieniam się na szybko kontaktem z mężem poszkodowanej a w tym czasie Łukasz idzie po jego plecak. Kilka minut później już siedzimy pochyleni przy skałach a nad nami wisi helikopter. Zabiera ratowników i francuską parę na pokład a następnie odlatuje. Patrzymy z chłopakami na siebie i czujemy jak uchodzi z nas powietrze. Mierzę Adasia wzrokiem… Drugi raz razem w Alpach i drugi raz akcja ratunkowa ze śmigłem w tle (!) Ale już po wszystkim. Chociaż nie do końca… Ten młody koleś cały czas siedzi na skałkach i boi się ruszyć w dół. Na sam koniec Łukasz ubiera chłopaka w raki, daje czekan ale Francuz jest tak nieporadny, że zdejmuje szpej i postanawia ruszyć dalej szlakiem bez niego. Z lekkim przerażeniem patrzymy jak ślizga się po rozpuszczającym się w słońcu śniegu. Jakoś dał radę! Idziemy dalej w kierunku schroniska. Już wiemy, że dzisiaj nigdzie dalej nie dojdziemy (cała akcja trwała ok. 3h). W Zasavska Koca wykupujemy nocleg i raczymy się litrem słoweńskiego wina! To był naprawdę ciężki dzień.

Obrazek

Obrazek

Konsultujemy się z szefem schronu odnośnie najlepszej drogi na szczyt Triglav’a i wiemy już, że kolejny dzień będzie naprawdę wyczerpujący (jesteśmy bardzo daleko od naszego celu, przynajmniej w takich warunkach).
Nasze budziki rozdzwaniają się o 6. W ruch idą Jetboil’e i krem UV ;) Zapowiada się świetna pogoda! Drepczemy szlakiem (tak na oko), który zwie się Hribarice, aż dochodzimy do rozwidlenia dróg.

Obrazek

I powstaje pytanie – czy wchodzimy na Kanjavec (2.568m npm), który wznosi się naprzeciw czy okrążamy górę i kierujemy się prosto na Triglav. Jakąś godzinę później wpisujemy się już w księgę wejść i pstrykamy zdjęcia z naszym głównym celem w tle.

Obrazek

Następnie ruszamy w kierunku szlaku do schroniska Trzaska Koca aby stamtąd uderzyć już na ferratę prowadzącą na najwyższy szczyt Słowenii. W pewnym momencie orientujemy się, że nie podążamy już wyznaczoną drogą. Zaczynamy schodzić w kierunku schroniska mocno nachylonymi polami śnieżnymi.

Obrazek

Oczywiście raki na nogach, czekany w łapkach i mega ostrożnie. Prowadzi Łukasz, ja za nim, wiadomo kto za mną. Jeden krok i… jadę! Rozpaczliwie hamuję czekanem ale nic to nie daje! Ostrze całkowicie zanurzone w śniegu jedynie lekko mnie spowalnia. Krzyczę. Łukasz biegnie w moim kierunku i mimo ogromnego ryzyka (mogę go po prostu skosić i razem polecimy poprzez skały w dół) próbuje mnie złapać. Udaje mu się! Dłuższą chwilę leżę nieruchomo i staram się odzyskać oddech. Nogi trzęsą mi się niesamowicie i nie wiem czy będę w stanie pewnie stanąć. Jednak muszę! Trzeba stąd jakoś zejść. Naprawdę ostrożnie wstaję i niemal z 100% dokładnością stawiam stopy na śladach Łukasza. Mija 5 minut. Znowu lecę! Czekan wypada mi z rąk… Wrzeszczę „Łukasz!!!” ale ten jest daleko i nie pode mną a przede mną… Wiem gdzie jadę. Zmierzam na skały, które kończą się kilkunastometrowym spadkiem… Widzę kątem oka jak Łukasz próbuje dobiec i przeciąć moją drogę ale jest naprawdę daleko. Odruchowo zaczynam hamować rakami. Wiem, że to niebezpieczny manewr z uwagi na spore prawdopodobieństwo odwrócenia ciała (a wtedy już zero szans), ale próbuję. Udaje się! Kilka minut po prostu się nie ruszam. Wbijam tylko mocniej raki i spoglądam na Łukasza, który klęka na śniegu i próbuje uspokoić i oddech i emocje. Adaś osłupiały stoi kilkanaście metrów powyżej. Naprawdę nie mam pojęcia jak się ruszę z miejsca. Moja psycha jest już poważnie ‘zryta’. Na szczęście za kilkadziesiąt metrów teren opada już polami śnieżnymi do samego dołu (bez progów skalnych). Schodzę przodem do śniegu! Wbijam czekan najmocniej jak mogę oraz drugą rękę z niemniejszą siłą (i bez rękawiczek). W końcu teren robi się bezpieczniejszy. Czuję, że oprócz ogromnego szczypania dłoni po śnieżnej terapii, nogi dalej dygotają się na wszystkie strony. Chwilę później zaczynam się zastanawiać dlaczego do diabła zjechałam! Znajduję odpowiedź bardzo szybko… Mam na sobie tym razem zjechane już raki paskowe, których anti-snow’y przypominają tarkę. Bardzo lepki śnieg przylegał do plastikowych części raków i tworzył bułę śnieżno-lodową, na której zjeżdżałam. Co kilkanaście metrów musiałam się więc zatrzymywać i czekanem opukiwać tę konstrukcję.
Dochodzimy do nieczynnego schronu Trzaska koca na Dolicu. Przerwa! Muszę ochłonąć. Robimy sobie jakiś posiłek i zaczynamy obserwować niebo. Pojawiają się duże chmury burzowe, których kolor wpada w ostry granat. Zaczynamy rozważać drogę. Szlak z tego schroniska prowadzi wprost na szczyt, ale jest to bardzo długa trasa i w przypadku pogorszenia pogody nie mamy żadnego schronienia. Burza mózgów. Wybieramy inną opcję. Pójdziemy do Domu Planika (gdzie otwarty jest podobno Winter-room) i jeśli starczy czasu wyruszymy na szczyt na lekko. Droga dla mnie psychicznie jest nie łatwa. Mimo, że podchodzimy w górę, to wizja zjechania cały czas mnie nie opuszcza. Dochodzimy do ferraty. Ubieramy na siebie szpej i wpinamy się w stalówkę, która jest tak krótkim odcinkiem, że trochę bez sensu że to wszystko na siebie zakładaliśmy.

Obrazek

Kilka minut później, już po zejściu z ferraty, zaczyna padać…. Grad! Zdejmujemy plecaki, przywdziewamy kurtki, kaski zostają na głowie, gdyż te kulki wcale nie są takie malutkie ;) Podmuch wiatru i pokrowiec na torbę Adasia leci w dół. Obserwujemy drogę lotu tracąc nadzieję, że się zatrzyma. Ale jednak nie poleciał więcej niż 100m. Bardzo ‘optymistycznie’ nastawiony Adaś rusza „pływającymi” kamykami (piarżyska) po swoją zgubę. Ja z Łukaszem mam w tym czasie rest na stojąco z bardzo niepewnymi warunkami pod naszymi nogami. Trochę trwa zanim znowu jesteśmy w trójkę. W międzyczasie przestaje padać i wychodzi piękne słońce. Ba! Nawet zauważamy dach schronu! Pełni nadziei ruszamy w górę po falujących piargach. Kilkanaście minut później już stoimy przed Domem Planika.

Obrazek

Żywej duszy dookoła. Niby jak przez cały dzień, ale tutaj to nieco dziwne. Obchodzimy schron, który oczywiście jest zamknięty i poszukujemy Winter-roomu. Coś na kształt stoi z boku dwóch budynków, ale… zamknięte! Drzwi zakręcone dużą śrubą. Ręce nam opadają… Próbujemy włamu – najlepszym pomysłem jest podważenie czekanem drzwi aby śruba dała się wykręcić (Łukasz Złota Rączka miał nawet kombinerki!). Niestety bez rezultatu. Ktoś ją po prostu wbił młotkiem i gwint jest zbyt zjechany aby dała się wykręcić. Na dodatek zaczęło się błyskać i siać piorunami. „Ahoj przygodo!” Ja z Łukaszem schowaliśmy się pod jedyny daszek i marzyliśmy tylko o tym aby zdjąć przemoczone buty. A uparcioch Adaś cały czas walczył z drzwiami lekko już moknąc. Niestety wszelkie próby włamania spełzły na niczym. Co robimy? Na spanie pod chmurką nie jesteśmy przygotowani (wszak przy każdym niemal schronie miał być otwarty Winter-room). Z drugiej strony najbliższy ‘dom’ jest spory kawał drogi i to w dół doliny więc nie ma opcji, że następnego dnia będziemy z samego dołu dymali do góry (już trochę siebie znamy ;) No to co – jakoś przetrwamy tę noc. Rozkładamy się na betonowej klatce, która jako jedyna posiada niewielki daszek. Ciężko tam z noclegiem dla dwóch a co dopiero trzech osób, więc odważniejszy zostaje oddelegowany na piętro owej klatki, na które można dojść jedynie po stelażu schodów (bez betonowego wypełnienia). Zwycięzcą zostaje Łukasz. Najpierw jednak akcja ‘wszystkie ciuchy na siebie’ i kolacja!

Obrazek

Bierzemy reklamówkę z Intermarche i ładujemy w nią śnieg (którego jest pod dostatkiem!) na wodę. Zwycięzca plebiscytu na najlepszy nocleg wyjmuje z plecaka taaakie smakołyki, że nasze liofile zostają nietknięte. Raczymy się ciemnym pieczywem, pasztetem, gulaszem angielskim, polędwicą a nawet … kostką sera żółtego! Normalnie uczta! Na dodatek przyroda nagradza nas za trudy wędrówki i pojawia się przepiękna tęcza, którą oczywiście uwieczniamy na fotografiach.

Obrazek

Obrazek

W zasadzie zaczyna nam się cała sytuacja podobać. Mimo, że wiemy jak ciężka będzie noc dla kogoś kto nie ma maty a jego śpiwór ma napisane „temp. extreme 0 st. C”. Łukasz jest prawdziwym zwycięzcą w temacie – miał worek do -30 st. … Więc nawet bez maty nie przeżywał tego co ja z Adasiem. Godzina blisko 21 – robimy podejście do spania. Konstrukcja – folia NRC, plecak + lina pod dupy, w śpiwory wpełzamy we wszystkim co mieliśmy w plecakach i tak oto na siedząco próbujemy zasnąć…

Obrazek

Nie wychodzi. Nie jest zimno, ale jakoś tak.. nie wygodnie. Po 1,5h mój tyłek błaga o litość. Budzę Adasia, który musi robić to co ja. Tak więc on wyciąga się na betonowej klatce a ja obok. Po 15 minutach, kiedy moje kości już przestały być wdzięczne za miłe ich ‘rozciągnięcie’, zaczynam wystukiwać zębami ‘Cztery pory roku’ Vivaldiego… Wiatr, przed którym nie mam już schronienia, ewidentnie obniża temperaturę mojego ciała. Mija kolejnych 20 minut i nie wytrzymuję. Budzę Adasia. Spokojny z niego typ, nawet nie wykazywał delikatnej irytacji z tego powodu ;) Kładę się z nim na klatce. Aby się zmieścić ładuje mu swoje nogi za plecy mając jego nogi przy głowie (na szczęście chronione śpiworem ;) ) Mija pół bezsennej godziny i zachciewa mi się ‘na stronę’. „Adaś pobudka!” :D Wstaję, zdejmuję z siebie ocieplany worek i idę za budynek. Robiąc ‘jedynkę’ o mało nie dostaję zawału serca! Otóż coś za mną przyleciało… Moja folia NRC spod dupy postanowiła wybrać się razem ze mną… Z lekkim niedowierzaniem patrzyłam jak folia (rozciągnięta na 2 metry!) powoli przemieszcza się w stronę ciemnych gór. Pomyślałam – no to po prześcieradle! Trzy minuty później wracam na miejsce. Siadam za nogami Adasia i nieruchomieje. Stoi przede mną wielka... szeleszcząca folia NRC! Jak ona to do cholery zrobiła! Wiatr wieje w drugą stronę! Pukam Adasia łokciem i mówię, że… "moja folia się na mnie patrzy" … :D <na bank pomyślał, że mam coś z głową!> Coś tam odpowiada ale nie słucham go tylko nakładam śpiwór na łeb ze strachu jak małe dziecko. Kładę się na jego tyłku i w końcu zasypiam… Upragniona godzina czystego, nieprzerwanego snu… do pierwszej przewrotki Adama oczywiście ;) Nadchodzi ranek… Wschód słońca jest bajeczny…

Obrazek

Podnosimy cztery litery i gotujemy wodę na herbatę. Nie czujemy wcale takiego zmęczenia. Grzeją nas emocje związane z dzisiejszym szczytowaniem (górskim! :P). Płeć męska bierze dwa plecaki, żeńska na lekko a pozostały szpej zostawiamy w schronie – na pięterku.

Obrazek

Szlak wiedzie nieźle w górę – podchodzimy na czworaka pracując ostro czekanami. Wejść - wejdę, ale za Chiny mnie nie namówią na zejście!!!

Obrazek

Po ostrym podejściu czeka nas już przyjemna ferrata aż do samego wierzchołka.

Obrazek

Widoki powalające! Poniżej morze chmur a przed nami najwyższy punkt, na który wejdziemy :) Po ponad godzinie wspinaczki ferratą docieramy na szczyt Triglav’a (2.864m npm).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest sobota, ok. 10 rano. Zdjęcia, uściski, małe co nieco i w dół! Rozważamy drogę przez Kredaricę ale to będzie +1,5h i niewiadomo czy tam również nie będzie ostrego zejścia w dół. Cholera jasna! Zaczynam się telepać na samą myśl o zejściu tym polem do Planika. Ale cóż… Trzeba pokonać swój lęk! Wiążemy się liną… Ja prowadzę… Ostrożnie wybijam stopnie rakami i wbijam ostrze w śnieg, miejscami lód. Jestem tak skupiona, że jakby odrzutowiec przeleciał nade mną to nie zwróciłabym na niego uwagi. Po 20 minutach kończę stok! Yuppi! Jestem z siebie tak cholernie dumna! Po wczorajszych wydarzeniach naprawdę moja psyche dostała po czterech literach a dzisiaj udało mi się z nią wygrać! :) Dostaję gratki od chłopaków i ruszamy już do Planika. Chwila przerwy, przepak, krótka rozmowa z napotkanymi Słoweńcami i kierujemy się na Vodnikov Dom. Powinniśmy na Trzaska Koca, ale te pola śnieżne tym razem non stop w dół to już zbyt wielkie przegięcie więc poleziemy naokoło Doliną Velską.

Obrazek

Po kilku kołowrotkach na szlaku meldujemy się pod schronem. Jest 16. Do Trzaskiej mamy kilka godzin… A z niej do auta hohoho…. Nieco zrezygnowani i zmęczeni ruszamy jednak doliną do naszego zamkniętego schronu. Droga monotonna, zaczyna dopadać nas zmęczenie… Ok. 20 jesteśmy przy budynku. Wypijamy termos herbaty i zaczynamy namierzać dalszą drogę. Moim oczom ukazuje się strasznie strome śnieżne pole… No ja pierd%@%! Nie mamy jednak wyjścia. Lina i niesamowicie ostrożnie schodzimy na dno tej tamy.

Obrazek

Zapada zmrok, nieco się gubimy (jak powszechnie wiadomo oznaczenie szlaków w Alpach nie jest najlepsze, szczególnie gdy warunki są jeszcze zimowe). Postanawiamy jednak walczyć dalej!

Obrazek

Trafiamy w końcu na ścieżkę. Idziemy powoli, ostrożnie, aby nie popełnić głupiego błędu. Przed nami pojawia się śnieg. A właściwie to szlak pokryty jest od góry wielkim polem śnieżnym… W świetle czołówek ostro wbijając raki i czekany poziomo przechodzimy przez przeszkodę, na szczęście nie widząc już co znajduje się pod nami. Udało się. Jedno wielkie uff, bo naprawdę raki trzymały tak na słowo honoru…

Obrazek

Idziemy dalej. Poczucie czasu nie istniało. Grzała nas adrenalina takich ‘ciekawych’ przeszkód na drodze. Druga niespodzianka była niemniej ‘hormonotwórcza’. Najpierw musieliśmy zejść do podstawy śnieżnego placka, co samo w sobie było niezłym wyzwaniem, a później na czworaka odbijając w górę wspinać się w kierunku szlaku. Oj było ciekawie.

Obrazek

Kiedy jednak minęliśmy ‘przygody’ i szlak zrobił się monotonny zaczęliśmy funkcjonować jak roboty. Szliśmy na trybie autopilota, budząc się przy jakimś potknięciu, wyślizgnięciu kamienia etc. Odezwały się moje odciski i czasami naprawdę musiałam mocno ściskać zęby żeby nie krzyknąć z bólu. O 3 nad ranem jakoś dowlekliśmy się do auta… Pół godziny później już męska część rozkładała namiot na campingu (ja nie mogłam ustać). Po 4 już spaliśmy… Cztery godziny później pobudka, śniadanko, opowieści Tomka i nasze nt spędzonego czasu. O 10 chcemy się już zbierać w drogę aby zajrzeć jeszcze nad Lago Del Predil… Najpiękniejsze jezioro jakie w życiu widziałam! Jednak plany krzyżuje nam wyścig kolarski, który właśnie się rozpoczął… Zamykają drogi na około 2h… Świetnie! Mężczyźni idą na spacer do Bovec i pokibicować dwukołowcom a jedyny żeński elektron bierze matę i idzie wyłożyć się na polu z niesamowitym widokiem na Svinjak (taka góra). Chillout w słuchawkach… Słoneczko na twarzy… Widok na góry… Tak niewiele potrzeba do pełni szczęścia ;) W południe ruszamy w drogę. Musimy zatrzymać się nad tym jeziorem, mimo później godziny (i koniec!)… Wow, wow, wow…

Obrazek

Woda ma niespotykany kolor… Jest zimna jak ta w górskich potokach, ale to nie powstrzymuje mnie przed kąpielą!!! Więc jako jedyna wchodzę do tej płynnej lodówki i podziwiam widoki wypływając kawałek za malowniczą wysepkę. Bosko! Ale musimy ruszać dalej. Jest mi zimno jeszcze przez jakieś 3h ale nie mogłam inaczej ;) W Austrii napotykamy się na niezły korek… W Katowicach jesteśmy koło 1 w nocy… W Ostrowie Wlkp. o 4 nad ranem a ja finalnie ląduje o 7 we Włocławku i półprzytomna idę do pracy. Było warto! „Ahoj przygodo!” – do następnego razu!

PS. Francuzka przeszła jedną poważną operację aby uniknąć ciężkiego urazu rdzenia kręgowego, ma liczne złamania i wraz z mężem kilka dni temu oczekiwała na transport do Francji (gdzie zapewnie dzisiaj dochodzi do siebie).

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Ostatnio edytowano Wt lip 01, 2014 7:26 pm przez kaarcia84, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn cze 30, 2014 10:07 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
Ale będę miał jutro czytania :D

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn cze 30, 2014 10:18 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Phi :D ... znasz więcej szczegółów niż w relacji powyżej :P

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 01, 2014 7:48 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
kaarcia84 napisał(a):
znasz więcej szczegółów niż w relacji powyżej


Ale jak coś tak fajnie opisane to lubię poczytać ;)
Kolejny raz się nie zawiodłem - miałem przeczytać przy kawie, ale jak zacząłem to już się nie oderwałem :) Super relacja, ale tak jak już mówiłem - weź już przystopuj z tymi przygodami ;)

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 01, 2014 11:40 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Cz wrz 04, 2008 11:35 am
Posty: 1231
kaarcia - ale mieliście sytuacje..
brrr!
Dobrze, że się wszystko dobrze skończyło!

Mnie znajomy namawiał na Triglav, ale ja się nie wspinam (zero, null obycia ze sprzętem).
a po Twojej relacji tym bardziej się nie wybieram!

Ale wiesz, fajnie piszesz! :)

_________________
pozdrawiam
---------------------------
Lepsze od gór są tylko góry!
- krasnoludzkie


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 01, 2014 12:36 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt sie 29, 2006 3:34 am
Posty: 14942
Lokalizacja: Ząbkowska, róg Brzeskiej
Obrazek

Jak tak patrzyłem na to zdjęcie przyszedł mi do głowy pewien patent.
Dajemy w ucho w głowicy czekana krótką pętlę z taśmy.
Przy takim trawersie dajemy w tę taśmę zakręcany lekki i mały karabinek i w niego obie liny idące do partnerów, ale tak żeby szły od nas do partnera NAD czekanem ( w sensie kierunku pochylenia stoku ).
Jak partner leci wbijamy czekan w śnieg i podpieramy butem, względnie od razu się na niego rzucamy ciałem.
Dzięki temu uderzenie nie idzie w ciało tylko w głowicę czekana.
Muszę kiedyś wypróbować...

_________________
Widzisz lewaka, nie stój z boku, reaguj!! Pamiętaj, lewactwo karmi się obojętnością i bezczynnością.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lip 03, 2014 6:36 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Dzięki :)

grubyilysy - pomysł może być całkiem całkiem, ale zdecydowanie najpierw testing!!!! :)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lip 03, 2014 6:53 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn lut 27, 2012 2:30 pm
Posty: 1407
Lokalizacja: Warszawa
Kolejna świetna relacja z tego szczytu na forum! Brawo za wytrwałość, walkę i szczęśliwy powrót!

_________________
Nie sprytem, lecz siłą!

"Gdyby ministranci zachodzili w ciążę, aborcja byłaby refundowana"

V kolumna szatana


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz lip 03, 2014 7:29 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn sie 26, 2013 8:03 pm
Posty: 788
Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Po czymś takim już byle co Cię nie ruszy!

_________________
Wenus w Milo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 07, 2014 4:36 pm 
Nowy
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sty 03, 2014 4:56 pm
Posty: 19
Lokalizacja: Toruń
Byliśmy kilkanaście dni wcześniej na szczycie Triglava, a tak wielka różnica w pokrywie śnieżnej na grani!
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Gratuluję i jednocześnie nie zazdroszczę przeżyć. Wiolka z naszego zespołu też raz poleciała i tylko jakimś cudem udało jej się wbić przytomnie czekan zanim zrobiła sobie większą krzywdę. W ogóle w czasie drogi powrotnej popołudniowe słońce podziałało na śnieg, który wyjeżdżał raz za razem spod raków... Taki urok, ciepłych, czerwcowych Alp ;)

_________________
'Myślę o ludziach, których poznaję dzięki górom i o górach, które poznaję dzięki tym ludziom.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 08, 2014 9:42 pm 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N paź 24, 2010 1:01 pm
Posty: 1069
Lokalizacja: Wałkowa & Milicz & Wakefield
Kaarcia czytałem relację w Roztoce Łukaszowi i Jego koledze, Rafałowi. Mieliśmy ubaw po pachy i przy okazji dodatkowe komentarze uczestnika. Dobrze, że wszystko skończyło się na strachu, a fragment z matą patrzącą w oczy rozbawił mnie najbardziej po raz wtóry, zwłaszcza, że przypomniała mi sie Twoja odlatująca samopomka w C1 na Lenku ;)

Świetna lektura do wczorajszej poduchy ;)

Do zobaczenia w Tatrach.

_________________
''Video meliora proboque deteriora sequor.''

PIJ ZANIM POCZUJESZ PRAGNIENIE !


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So wrz 06, 2014 10:50 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N paź 23, 2005 9:18 pm
Posty: 2116
Masz dar do pisania dobrych relacji :) w Alpach nigdy nie byłem ale może w 2015/16 who knows...

- niezłe przygody te 2 u góry nie do pozazdroszczenia ale fajnie że Wam sie udało bezpiecznie zejść i pomóc tej Pani. Może wreszcie w Austrii i ościennych krajach będą mieć lepsze zdanie o Polakach ponieważ jak widać stać nas na wzorowe udzielanie 1 pomocy i dobre zachowanie w ich górach. Zdjęcia piękne , pozazdrościć tylko. 8)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz wrz 11, 2014 10:21 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1513
Lokalizacja: W-wa
Tak, bez wątpienia - świetnie się czyta relacje Karci. A ty, Jakub? Dlaczego nie piszesz relacji? Poczytałabym jakąś twoją długaśną relację. Ostatnia była chyba w 2012.

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz wrz 11, 2014 11:58 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt wrz 02, 2014 7:06 pm
Posty: 699
Lokalizacja: Llanfairpwllgwyngyllgogerychwy- rndrobwllllantysiliogogogoch
I ja lubię sposób narracji Jakuba - jest uroczy, niepowtarzalny :D

A co do relacji Kaarci, mogę zaświadczyć - tak było :D Nigdy nie zapomnę widoku wymęczonej trójki bohaterów, kiedy zajechali w środku nocy na parking przy kempingu.

_________________
Zob za zob, glavo za glavo,
Zob za zob, na divjo zabavo!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt wrz 12, 2014 11:21 am 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): N paź 23, 2005 9:18 pm
Posty: 2116
dzięki za komplementy. W ostatnich miesiącach nie pisałem relacji z Tatr bo mnie tam zwyczajnie nie było ( a pogoda też zniechęca ciągle tam leje:(). Ale jak zdziałam coś ciekawego ( może jeszcze w X albo w 2015 to już na pewno) roku to z pewnością napisze . Na przestrzeni ostatnich lat pojawił sie też problem z ładowaniem zdjęć na forum . Dalej nie ogarniam jak sie obsługuje Flickra i robi wyszczególnione albumy a Picasa na google ma taki limit że po 2 wycieczkach w 2012 r. w Tatry jak tam zrzuciłem fotki to już wiecej nie idzie bo zrobili jakieś płatności zw. z większą ilością zdjęć ... Na osłodę wrzuce 2 wyjątkowo udane filmy z marca i czerwca kiedy to ostatnio byłem w Tatrach ze statywem i lepszym aparatem:

VI - Jarząbczy Wierch wcześnie rano z jeszcze zamarzniętymi Raczkowymi Stawami i widokami aż po Gerlach: https://www.youtube.com/watch?v=17zClZq ... E_nPjRndPA

III - porządnie nagrany filmik spod Koziego wierchu ( pod koniec nagrania pomyliłem 1 ze szczytów ze zmęczenia bo słonce strasznie mocno operowało; obydwie wyprawy "solo"(...)

https://www.youtube.com/watch?v=Ao8GwHy ... E_nPjRndPA

pozdrawiam. O Alpach też będzie trzeba kiedyś pomyśleć...


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz wrz 25, 2014 7:07 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Dziękuję Jakub i anke :)
Muszę częściej tutaj zaglądać i czytać relacje (o reszcie działów nie marzę!) - z chęcią zapoznam się Jakubie z jakąś Twoją zbieraniną słów :)

PS. Zombie - to już było praktycznie nad ranem ;)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz wrz 25, 2014 11:22 am 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt wrz 02, 2014 7:06 pm
Posty: 699
Lokalizacja: Llanfairpwllgwyngyllgogerychwy- rndrobwllllantysiliogogogoch
Wydaje mi się, że była/dochodziła 4.... Tak wycioranych ludzi jak Was wtedy to nie widziałem po żadnym maratonie np. Zuchy! Wielkie uznanie za hart ducha! A jak pomyślę, że z tego Vodnika poszlibyście do Starej Fużiny i mieli się przedzierać z niej do Boveca, to myślę, że po takiej akcji zgłosiłbym Was do jakiś Kolosów! ;)

_________________
Zob za zob, glavo za glavo,
Zob za zob, na divjo zabavo!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 17 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 4 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL