Ponieważ powinnam pracować a mi się nie chce wypowiem się i w tym odgrzebanym temacie
Liofilizatów nie używam.
Myślę ze są niezastąpione na wyprawach himalajskich, ale w "normalnych" warunkach (a do takich zaliczam wędrówki bez dostępu do zakupu jedzenia do ok. 7 dni) całkowicie wystarczą "normalne" rzeczy. Poza tym liofilizaty są nieproporcjonalnie drogie i niesmaczne (próbowałam, nie zagustowałam).
Dłużej niż 9 dni jakoś nigdy nie byłam bez dostępu do żarcia, możliwy był przynajmniej zakup chleba około raz na tydzień.
Na wypadu z noclegami w schroniskach lub na kwaterach zabieram tak jak ktoś tu już pisał jedzenie na śniadania i na trasy, normalne obiadokolacje jadam w schroniskach, w knajpach itd.
Wieczorem obowiązkowo piwo - bardzo dobry napój izotoniczny.
Na trasy bardzo lubię zamiast czekolad do pogryzania owoce kandyzowane, ewentualnie kabanosy. W środku dnia, na dłuższym postoju – 2-3 kanapki.
Na dłuższe wypady (czyli takie do 7-9 dni w górach, bez schronisk i możliwości kupienia żarcia) zabieram mało chleba bo szybko się starzeje i kruszy. Co najwyżej razowy – 1 mały bochenek na 3-4 dni. Używam go do przegryzek w połowie dnia na trasie.
Na śniadanie preferuję kaszki dla niemowląt w ilości 1/2 paczka kaszki na człowieka do tego orzechy i owoce kandyzowane oraz płatki. Dla urozmaicenia miód (kupuję taki w tubach, 1 tuba na tydzień). Gotuje się wodę i taką kaszkę wsypuje, codziennie inną dla urozmaicenia, a do tego jakieś dodatki
W środku dnia – posiłek z kanapek. Do nich wędlina (nie konserwy, a sucha wędlina, po co ja mam nosić blachę ? ), ser żółty, dżem (w tubach). Jak się uda – to ser kupiony u pasterza. Papryka czerwona, cebula, czosnek. Nie cierpię pasztetów oraz paprykarzu szczecińskiego. Z ryb toleruję tylko tuńczyka.
Na kolację – najpierw szybko zupka typu „gorący kubek”, potem danie główne – piure lub cienki makaron, lub płatki ryżowe (wszystkie te potrawy nie gotują się dłużej niż 5 min.). Do tego konserwa z sosem (jakieś gotowe sosy w proszku). Konserwę umiem przyrządzać na 50 sposobów. Np. „kotlety panierowane z konserwy”, „gulasz na dziko z konserwy” po to aby się nie znudziła.
Jak ilość osób wynosi do 4-5 gotujemy na maszynkach (jedna na 2-3 osoby), jak więcej – na ognisku i wtedy trzeba mieć dwa kociołki – na herbatę i na resztę.
Jak jest około 10-15 osób opłaca się przyrządzać potrawy typu „pulpa” czyli wszystko razem wymieszane w jednym garze. Ta potrawa za każdym razem wychodzi inna.
Na deser – przysmaki typy „słodka chwilka” z rodzynkami, lub migdałami i na koniec bardzo dużo herbaty. Dla mnie picie to podstawa, w górach pijam 3-4 litry wody na dzień. Część jako herbatę rano i wieczorem część na trasie ze źródeł rozpuszczając rożne „pluszsze” i inne podobne.
Jak widać w górach lubię sobie dogadzać
Mimo tego brakuje mi zawsze owoców i warzyw, dlatego po zejściu z gór rzucam się na pomidory, owoce itd.
Mogę tu wrzucić kilka sprawdzonych przepisów na proste potrawy, które robi się na ognisku lub w chatce na piecu w 10 minut.
Pozdrowienia
Basia