W czasie klubowego obozu KWT wybieramy się na scieżkę, którą dawno upatrzyłem, ciekawy, nowy dla nas rejon, droga prawdopodobnie na granicy naszych możliwości, z łatwym wycofem zjazdami. Po 6 z rańca już zmierzamy pod grzędę MSC a po godzinie i czterdziestu minutach zaczynamy wspinanie na Cieniu! Dziwne, bo na podejściu byłem zdecydowanie lepszy od Eweliny mając do tego cięższy plecak, ale wtedy jakos nie zwróciło to mojej uwagi.
Tata 32kg, mama 14 kg i dwa bachory.
Start przy charakterystycznej niebieskiej tasmie. Gdy sniegu jest malo trzeba do niej się przewspinac gdy sporo to tutaj zaczyna się droga. O dziwo, pomimo malych opadow zaczynaliśmy przy tasmie. Zaczynam z prawej strony i w linii prostej do gory, pomimo ze powinno się wbijac do gory kluczac az do malego kominka. Wygladalo przystępniej, nie bylo tak zaprane śniegiem. Od rana schodzily pyłówki. Jednoczesnie pamiętałem relacje kumpeli, obecnie jednej z najlepszych taterniczek w Polsce żeby tam się nie pchac bo wcale nie jest latwiej i asekuracja kiepska. No ale i tak polazłem….
Było tak jak mówiła. Spionowane, płytkie trawki poprzetykane skałą. Nigdy wczesniej nie byłem w takim terenie. Do wspomnianego kominka założyłem tylko 2 przeloty, microfrienda i igle do polowy. Dziwnie się czulem majac przelot kilka metrow pod soba i skostniale palce, do których nie dopływała krew, jak to zwykle bywa na początku wspinaczki.
W restowym mini kominku
Na wejściu do restowego kominka za M4 zakladam 2 solidne punkty i od razu czuje się lepiej. Dobijam do stanu pośredniego z repow ale decyduje się isc dalej bo czas szybko leci a drogi prawie nic nie urobione. Dalej crux. Czujna i nieprzyjemna załupka z zabita jedynka w polowie. Po dłuższej chwili decyduje się wbic. Ciezko mi opanowac drzaca lewa noge, lewa lyda czuje ze napina się do granic wytrzymałości i zaraz eksploduje. Koniec końców wybieram wariant z nie odartym ryjem i A-zeruje na owej jedynce z repikiem bez skrupolow. Ale to nie koniec problemow, bo trzeba się było jeszcze wydostac dalej na gore. Restuje się w niewygodnej pozycji i jakos wychodze. Dalej latwo do stanu.
Crux i dalej w prawo do góry.
Ewelina podobno na drugiego przechodzi to czysto. Na pozniejsze pytanie jak się jej podobal poczatek mowi ze spoko. A jak zalupka? „Łatwa nie była”- mowie. „Była zajebiscie trudna” – odpowiada. Z jej ust to brzmi jak komplemet
Evi wychodzi z trudnosci.
Koniec pierwszego wyc.
Po drugim miala mnie zmienic Evi, ale o dziwo na to się nie decyduje, widac ze nie jest w formie i zle się czuje fizycznie. Kolejne 3 wyciagi sa bardzo podobne. Start w prawo skalno trawiastym zacieciem a od polowy wycinanie do gory po trawach lekko na lewo. Na drugim wyciągu w polowie zakopuje się w śniegu tyle było tego nawiane. Do konca drogi właściwie asekuracja sporadyczna. Run-outy po 20 metrow. Warto mieć igly albo buldogi jeżeli chce się przyasekurowac.
Poczatek 2 wyc.
Start do 3 wyciagu nieprzyjemny bo do zaciecia po prawej trzeba przetrawersowac albo się lekko obniżyć. Warto starannie cos założyć dla drugiego. Uprzedzajac fakty powiem, ze pomimo ze droga piekna nie jest, jesteśmy zadowoleni jeszcze z jednego względu, ze ja zrobiliśmy. Nie była chodzona, zawiana, troche zaprana, było miejscami sporo czyszczenia żeby cos założyć albo znaleźć stopnie, chwyty (czyli dokladnie tak jak powiedział Jasiu Kuczera ze będzie wyglądać) a przez to wcale nie taka latwa.
Niepotrzbnie zgodziłem się na jej prowadzenie na czwartym. Ewidentnie nietrudny teren. Widac, ze czuje się niepewnie i gesto kladzie przeloty. W koncu ma kryzys. Tak jak zawsze pracowala super nogami tak teraz wpadla w mala panike i gorliwie szukala stopni, az w koncu niemalze usłyszałem szlochanie. Co gorsza wypadly spod niej dwa przeloty z trzech. Jakas prowizoryczna tasma i mala kostka. I teraz to już motyla noga nie było żartów. Bo by się strasznie potłukła. Staralem się jej dodac jakos otuchy i cos doradzic. Ciezko w jakikolwiek sposób pomoc. Bo nie wiadomo do konca czy takie gadanie pomaga czy tylko wkurza. W koncu haczy dziabe o solidna klame i wiedziałem, ze nawet jak jej nogi wyjada to na niej zwisnie bo mocna jest. Dodatkowo tka tasme przez male okno i cisnienie mi opada. Dalej szuka stanu zrezygnowana, czekalem tylko żeby powiedziala, ze ma auto i się w koncu doczekałem. Predko wycinam do gory. Od razu mowi, ze wiecej nie prowadzi, rozważałem nawet zjazdy przed ukończeniem ze względu na Eweline ale ostatecznie ide. Czujny trawers na ostatnim wyciągu i predko finisz.
Evi juz po kryzysie na 4 wyc.
Pare wskazowek dla potomnych. Wyciagi 40, 50, 50, 40, 25. Najtrudniejszy zdecydowanie pierwszy. Zjazdy! Wazne wziąć 60m line! My mielismy 50m. Po zrobieniu dwoch ostatnich wyciągów zacząłem mieć wątpliwości czy starczy na pierwszy z czterech zjazdow. Pierwszy zjazd ma obejmowac w sobie 2 ostatnie wyciagi wiec wątpliwości uzasadnione pomimo trawersow i kluczenia. Nasluchalem się, ze 50m starcza wiec jade. Jak się zorientuje, ze lipa najwyżej zbuduje stan posredni i tyle. Przy zalamaniu widac ze brakuje troche metrow i motyla noga. Nie, nie dlatego ze brakuje bo to nie problem akurat, tylko ze Evi nie czuje się najlepiej, narzeka ze znow zastanie nas noc itd. Zaczynam bic hak, trudno o dobre miejsce, czas mija. Sam zaczynam się wkurzac. Zostawiam wbita v-ke, robie wahadlo i wycinam po trawach polowe czwartego wyc spowrotem do gory co idzie mi dosłownie teraz expresem. Teraz Evi czeka zjazd diagonalny (czyli akurat to co ćwiczyliśmy na kursie) ale znow ma kryzys. Niepotrzbenie utkala za mocny wezel na zjezdzie, który pozniej było jej trudno odblokowac. Troche to trwalo ale udalo się szczesliwie. Jest znow zrezygnowana. Widac, ze choroba ja bierze. Dalej już idzie gladko. Poza chwila grozy jak lina się klinuje 2 razy przy ściąganiu już w mroku. Ufff… zawsze czekasz momentu gdy zauważysz wezel a do tej chwili ruletka.
Sciagam Evi po drugim wyc. Takie kropki po srodku zdjecia
Summary. Chcesz się wspinac na grzedzie MSC albo kotle warto przejść tą ścieżkę na poczatek. Przynajmniej tak mi się wydaje. Zwlaszcza jak jestes na poczatku zimowego wspinania tak jak my. O czasie nie wspomne
Powiem tylko tyle, ze jak na nas to w normie. A wczoraj Kacper z niejakim Denisem Urubko przeszli ja 5h czybciej
Na obrone powiem, ze Kacper na starcie wlacza stoper i zapie… na maksa bez wytchnienia….
Ale jak widac, nie do konca było tak źle, wazna jest atmosfera, pozytywne nastawienie i w przypadku bab (!) odpowiednia temperatura --->
https://vimeo.com/87998509P.S. Dodam na szybko, ze lydki bolaly mnie pare dni po tym evencie