Nowy weekend z dobrymi prognozami na okienko pogodowe. Także pomimo ogłoszenia III stopnia zagrożenia lawinowego szukamy terenu do wyjścia. Olga rzuciła hasło Furkot i jak warunki pozwolą to podejść na Hruby Wierch. Pomysł został zaakceptowany. Nastawiamy budziki i jedziemy. Tym razem dołączają do nas Zbyszek oraz Michał, których zbieramy po drodze. Droga mija pomału uważając na policję tak polska jak i słowacką. O godzinie 6.30 dojeżdżamy do Szczyrbskiego Jeziora. Na parkingu dzielimy się trochę szpejem, żeby każdy coś miał i ruszamy w drogę. Początkowo Magistralą w kierunku Doliny Furkotnej. Od samego początku mamy już piękne widoki na Niżne Tatry oświetlone wschodzącym słońcem. Po chwili również szczyty Tatrzańskie zostają oświetlone. Jest pięknie. Aż nie chce się iść. Wlokę się na końcu robiąc co chwila jakieś zdjęcie.
Zaczyna się torowanie początkowy etap bierze na siebie Olga. Następnie zmieniają ją Zbyszek i Michał. Ja włączę się w późniejszym etapie drogi. Jak tylko ich dogonię i przestanę pstrykać fotki na około. A że nie mogę się oprzeć urokowi gór, to robię zdjęcia na okrągło. Po kilkunastu minutach doganiam grupę prowadzącą i zaczynam pomagać w torowaniu. W okolicy Niżniego Wielkiego Furkotnego Stawu robimy przerwę na uzupełnienie energii. Tutaj też doganiają nas widoczni już chwilę wcześniej skiturowcy. Jednak na nartach w tych warunkach dużo szybciej się idzie, gdy się nie zapada w śniegu. Wśród skiturowców był pracownik TANAP-u, z których chwilę rozmawiamy. A raczej to on coś mówił a my słuchaliśmy. Pytał gdzie idziemy i ostrzegał, że lawina może pojechać w tych warunkach. Co już też zaobserwowaliśmy po drodze.
Były widoczne małe lawiniska, które zeszły z Grani Soliska. Na koniec miłej pogawędki życzymy sobie powodzenia. Skiturowcy ruszają dalej my jeszcze chwilę odpoczywamy. Jednak za długo nie można leniuchować czas ruszać dalej, sporo drogi jeszcze przed nami. Początkowo idziemy po śladach skiturów, ale po chwili zmieniamy kierunek i idziemy prosto na kolejny próg. Torowania ciąg dalszy, zmieniamy się kilkanaście metrów. Dochodzimy nad Wyżni Wielki Furkotny Staw, przez który przechodzimy na wprost. Dochodzimy do stoku, którym podchodzimy na Furkotną Przełęcz, z której będziemy atakować na Furkot. Droga uciążliwa w śniegu w wielu miejscach po "jaja”. W między czasie jedna grupa skiturowów zaczynają zjeżdżać jego stoków a druga podchodzi na Furkot przed nami.
Przejeżdżając obok nas i ostrzega że na 2 godziny pojedzie z Bystrej Ławki. No cóż przyjmujemy to do wiadomości jednak nikt nie myśli o odwrocie w tym miejscu. Po kilkudziesięciu minutach walki z wyjeżdżającym śniegiem pod nogami dochodzimy na przełęcz. Stąd już granią przedeptaną przez skiturowców na szczyt. Skiturowcy w między czasie zjeżdżają ze szczytu. Tutaj też zaczynają się pierwsze mocniejsze podmuchy wiatru. Na szczycie wieje już konkretnie, który dodatkowo powoduje małe zadymki.
Tu decydujemy, że jednak Hruby nie dzisiaj dla nas. Grań nie wygląda za ciekawie, a silny wiatr zniechęca do dalszej drogi. Zatem zadowalamy się widokami zaczynamy schodzić. Pod samym szczytem spotykamy jeszcze jednego skiturowca, ten z kolei do samego szczytu podchodzi na nartach. Poprzednicy rezygnowali wcześniej i wchodzili pieszo na szczyt. Droga powrotna w zasadzie bardzo zbliżona to tej do góry. Z tym łatwiej i dużo szybsza, ponieważ częściowo po starych śladach. W kilku miejscach próbuję dodatkowo potrenować trochę dupozjazdy. Początkowo idzie trochę kiepsko. Jednak ostania próba wyszła rewelacyjnie z progu poniżej Niżniego Wielkiego Furkotnego Stawu. Znalazłem tam jakiś lepszy śnieg. Z kolei lawina, która miała niby ruszyć za 2 godziny nie ruszyła tego dnia nawet po 4 godzinach. W drodze powrotnej oglądamy jeszcze ślady niedźwiadka. Po czym udajemy się na Szczyrbskie Jezioro, sprawdzić czy lód dobrze zamarz.
Ostanie zdjęcie i brak miejsca na karci pamięci. Czas wracać na parking zbliża się 17. Idealna pora, aby jechać do domu i jak to powiedział Michał "oglądać Stocha jak zdobywa złoto”.