Znowu udało się zobaczyć kawałek zimy
Podjechaliśmy do Kozubnika i bezszlakowo ruszyliśmy w kierunku grzbietu z czerwonym szlakiem na Żar. Było mroźno, na dnie doliny termometr w aucie wskazywał -16 stopni. Trochę mgliście. Zastanawiałem się, czy nad tą mgłą są chmury, czy słońce?
Trochę wyżej rozpoczął się spektakl walki słońca z mgłą, jak zwykle widowiskowy. Linie wysokiego napiecia z elektrowni na Żarze dodawały smaczku.
Ponad mgłą pełne słońce. Pierwszy raz takie widoki w tym roku.
Czerwony szlak okazał się bajkową ścieżką pod oszronionymi i obsypanymi śmiegiem gałęziami.
Na Żarze narciarze.
Chmur niestety coraz wiecej, ale i tak ładnie.
Idziemy dalej, w stronę Kiczery.
Z której schodzimy bezszlakowo na Micherdę. W końcu można powiedzieć, że rakiety mam nie tylko dla lansu, przydały się. Strzępek rakiet nie miał, ale też dawał radę.
Z Micherdy poszliśmy grzbietem w kierunku Snozy... tzn. chcieliśmy tak iść. Bezszlakowe trasy są fajne, ale można się zgubić. Przyznam się, że teraz słabo przygotowałem się do drogi powrotnej, gdyż pół roku temu wychodziliśmy tamtędy na Kiczerę i nie było problemów. Jednak w zimie wszystko wygląda inaczej, a poza tym wychodzi się prosto, bo byle w górę, a schodząc można trafić na niewłaściwy grzbiecik i w efekcie zejść na złą stronę góry, co prawie się nam przytrafiło. Na szczęście zorientowałem się w porę i tylko trochę trzeba się było wracać.
Na koniec jeszcze tylko zejscie ze Snozy wprost do zaparkowanego w centrum Kozubnika auta.
Kolejna udana mała zimowa wycieczka
