Gdzieś bym pojechał w Tatry, gdzieś bym wlazł. Po zdjęciach z ostatnich dni widzę, że szlak na Kościelec jest czysty od śniegu. Za pierwszym razem jak tam byłem powiedziałem sobie, że kiedyś tam wrócę. Myślę, że to jest dobry moment. Na szybko zbieram ekipę na sobotę. W piątek następuje załamanie pogody, ale na sobotę ma być w miarę ok. Równo o 1.00 czasu lokalnego wraz z Kuwaną i Makakiem wyjeżdżamy ze Stalowej Woli. Będąc w Kluszkowcach wyłaniają się Tatry. Piątkowa niepogoda nie odbiła się bez zmian w tatrzańskim krajobrazie. Z daleka widać zaśnieżone szczyty Tatr Zachodnich i te na wschód od Świnicy. O szóstej wchodzimy na szlak a na wyświetlaczu przy kasach do kolejki widnieje 5 stopni Celsjusza. Wybieramy wariant przez Boczań i w miarę szybko dochodzimy na Halę Gąsienicową. Na górze trwa walka chmur i niebieskiego nieba. Niestety chmury przeważają i w ekspresowym tempie przemieszczają się od prawej do lewej strony. Kiedy słońce przebija się na moment Kościelec zaczyna świecić. To oznacza jedno, że jest pokryty lodem. Na Karb wchodzimy od zachodniej strony. Chronimy się od podmuchów wiatry za kamieniami, gdzie wcinam dwa zmarznięte batony. Chwila odpoczynku i pytanie czy idziemy na szczyt. Odpowiedź od wszystkich pozytywna, że warto spróbować. Już chwilę potem śliskie kamienie pokazują, że łatwo nie będzie. Na progu spędzamy dobrą chwilę próbując się wdrapać – udaje się. Dalsza droga jest równie trudna. Pod centymetrową warstwą „lukru” płyną małe strumyki wody, do którego dochodzą silne podmuchy. W pełnym skupieniu dochodzimy do miejsca, w którym mówimy BASTA. Jest coraz bardziej wietrznie, coraz grubszy lód, coraz więcej śniegu a pamiętam, że pod samym szczytem jest trudne miejsce, które na ten moment, na takie warunki może się okazać dla nas zbyt trudny. MĄDRY WYCOF NIGDY NIE PRZYNOSI UJMY. Schodzimy jeszcze bardziej ostrożnie niż wchodziliśmy. Im jesteśmy niżej, tym więcej widać topniejącego lodu i śniegu a już pod samym Karbem w ogóle go nie ma. Na progu spotykamy dziewczyny, które pytają się o warunki na górze i dlaczego zawróciliśmy spod samego szczytu. Mówimy jak było. One postanawiają spróbować lecz po kilku próbach pokonania tegoż progu dają sobie spokój. Na przełęczy robimy chwilę odpoczynku i zadowoleni, że bezpiecznie się udało zejść focimy. Coby wejść na jakiś szczyt wchodzimy (chyba) na Mały Kościelec – najwyższy punkt w grani (przynajmniej tak mi się wydawało. Następnie schodzimy do Czarnego Stawu a stamtąd przez Dolinę Jaworzynki udajemy się na zasłużony obiad i ok. 21 jesteśmy w domach. Nie żałuję tego wycofu tak jak i współtowarzysze. Ważne, że bezpiecznie zakończyła się czerwcowa wycieczka na Tatrzańską Nordwand.
w tym miejscu rezygnujemy
Więcej zdjęc:
https://picasaweb.google.com/1126310981 ... ERWIEC2012