Wyjazd ze Szklarskiej 15.00 środa przed długim weekendem.Wszyscy są na czas.Wszyscy to znaczy ja , Kuba Dotka i Tadziu . Mamy do przejechania 900 km.Jedziemy przez Czechy, Niemcy, Austrię, Włochy.Pada jak się pakujemy , pada całą drogę . Paskudnie. Przestaje dopiero gdzieś we Włoszech. Dojechaliśmy na miejsce o 3.00. Nasza chata znajduje się w miejscowości Stenico.W nocy widzimy, że to typowe włoskie miasteczko. Z zamkiem.A nasza chata znajduje się pod tym zamkiem.Z jednej strony graniczy z murem zamku, z drugiej strony z murem….cmentarza. W tym momencie zrozumiałam co miał na myśli Rafał wysyłając mi smsa:,,..mamy ciekawy widok…”
nasza chata za jedyne 400 euro /tydzień
uroczy cmentarzyk
zameczek
Rafał ze swoją drużyną są tu od niedzieli..Pogoda im dopisuje, zrobili już jedną ferratę. Rafał przyjechał ze swoją dziewczyną Olą, Piotrkiem iPiotrka dziewczyną
Radek dojechał w środę popołudniu. Jechali w czwórkę z Limanowej. Mieli 1200 km.Wyjechali o 3 nad ranem.Jest z żoną, Markiem alpinistą, który jest z nami już drugi raz i Kasią.O Kasi wiem tyle że jest lekarzem.
Chałupkę mamy fajną.Szczególnie za te pieniądze.Budynek trochę stary , duży ogród, duże pokoje.Dwie kuchnie, dwie łazienki.Miejsc do spania chyba ze 20. Duży ogród z winnicą i widokiem na Dolomity Brenta i na dolinkę,którą tu przyjechaliśmy.I to wszystko za jedyne 400 Euro za chatę za tydzień.Niestety my też płacimy za tydzień.
Kładę się spać o 4 rano.Nie mogę zasnąć ze zmęczenia.Zmęczenie drogą.Jakoś tak mam.Muszę odpocząć przed snem. O dziwo budzę się o 6tej rano.Jak nigdy.Zmiana klimatu? Emocje?
Cmentarz rano wygląda całkiem sympatycznie.Nawet pasuje do tego alpejskiego pejzażu.Reszta towarzystwa powoli wstaje.Śniadanko, gaducha i pakujemy samochody.Plan był taki:pierwszy i ostatni dzień coś krótkiego, a długie trasy pomiędzy.Więc na dzień dobry niedaleko położona ferrata RINO PISETTA.Czas przejścia 4 godziny-tak podaje przewodnik.Stopień trudności E.Jedziemy.
Na miejscu nie możemy znaleźć drogi wejścia.Plątamy się po miasteczku Sarche zaczepiając Włochów .
W końcu znajdujemy punkt startu.Jest nawet nieźle oznaczony.Podchodzimy kawałek w górę i jest też ferrata.Zaczyna się…..kolejką ludzi

Odczekujemy na swoją kolej i wpinamy po kolei nasze lonże.
Jest cholernie trudno.Na takiej ferracie jeszcze nie byliśmy.Poza liną żadnych podpórek a większość drogi w pionie.Buty nam się trochę ślizgają na wyrobionych skałach.Czasami wspomagamy się hakami na których wisi lina.
od czasu do czasu jest nawet gdzie usiąść
ale nie zawsze jest jak rozłożyć statyw
ja i lufa-prawie koniec ferraty
Idzie z nami Tadziu .55 lat, pierwszy raz na ferracie.Mam trochę moralnego kaca, że go wrzuciliśmy od razu na głęboką wodę.On chciał zobaczyć jak wyglądają ferraty a tu sami czasami nie dajemy rady.Ale idzie dzielnie z nami
,,Na Mont Blanka było łatwiej"
W pewnym momencie, już prawie na samym końcu nie daję rady.Trzeba iść na tarcie a mój but się ślizga.Wracam, dokładniej sznuruję buta, próbuję jeszcze raz.Niestety zasznurowanie nic nie daje.Znowu się ślizgam.Wracam na maleńką półeczkę, ręce i nogi mi się trzęsą.Ze zmęczenia czy ze strachu?-nie wiem.Tadziu widział moją próbę.Reszta pewnie już daleko z przodiu, choć przed chwilą tu byli.Siadamy z Tadziem. I co teraz? Zejść?Chyba się nie da.Albo będzie cholernie trudno.Nic to.Na pewno musimy odpocząć.Ale chłopaki wracają zaniepokojeni naszą nieobecnością.Podciągają nas na repie.Niewiele a jednak dużo dało
Za chwilkę osiągamy szczyt.Zasłużony odpoczynek,uzupełnienie straconych kalorii.Tadziu mówi że wyjście na Mont Blanka jest łatwiejsze.Kasia podchwytuje i zaczynamy snuć Montblankowe plany
Schodzimy.Napotykamy w drodze zejściowej nieprzyjemne piarżysko i gubimy szlak.Przez chaszcze, trochę na azymut odnajdujemy go po chwilce.
widok ze szczytu
Na parkingu czeka na nas Dorota.Miała wyjść na naszą górę drogą zejściową-turystyczną ale zgubiła szlak.Wcale jej się nie dziwimy.
Krótkie zakupki w supermarkecie w centrum Sarche. Woda mineralna 14 eurocentów za 1,5 litra-taniej niż w Polsce.Jakieś winucho, Kaśka oblewać będzie wieczorkiem swój nowy kask.Tzw WCIĄGANIE NA CZŁONKA.
I jeszcze jedna dziwna uwaga.Włosi nie obchodzą Bożego Ciała.Wszystko tu działa jak w dzień powszedni-sklepy, urzędy, szkoły.A baliśmy się że nie uzupełnimy zapasów wody
Wracamy do Stenico.Ta.Marek jak zawsze pichci coś dobrego i rozbiera nasze psychiczki;)
Dobrze się go słucha przy lampce wina .Zresztą bez wina też.
DZIEŃ DRUGI;MONTE ALBANO
Nie wszyscy chodzą na ferraty.Przynajmniej na te ciężkie.Dzisiaj jednak wszyscy zaczynamy od łatwej ferraty RIO SALLAGONI prowadzącej wzdłuż wodospadu do zamku.Potem mamy się rozdzielić.Chłopaki jadą do Arco się powspinać, ja, Marek, Kasia i Kuba jedziemy do Mori i wychodzimy na MONTE ALBANO.Ale na tej łatwiutkiej ferracie panuje straszny tłok.Dzieci uczą się ferratowania, co chwilę ktoś się wycofuje, kolejka do wejścia się wydłuża.Zanim wpięliśmy w linę nasze uprzęże minęło z pół godziny.Po przejściu kilkunastu metrów i przepuszczaniu następnych rezygnujących i schodzących z powrotem my też rezygnujemy.Szkoda nam czasu.Jak tak pójdzie będziemy tu wisieć do wieczora.Szybka decyzja-wycofujemy się.Jedziemy do Mori.W Mori zostawiamy samochód w centrum i podchodzimy do klasztoru.Powyżej klasztoru jest wejście na ferratę.Dzisiaj po wczorajszych doświadczeniach zabrałam buty wspinaczkowe.Może będzie lepiej
to miejsce chyba się nazywa Trawersem Anioła
Ferrata łatwiejsza. Z różnego rodzaju podpórkami na stopy.Ale miejscami bardzo mocno eksponowana.Powietrzna.Jak to określił Marek-honorna.Nie jest łatwo .Jest super.Niech żalują ci co z nami nie poszli.Pokonujemy ferratę bez większych trudności.Miejcami posuwamy się w ten sposób że nad kilkusetmetrową przepaścią wisi lina a na nogi jest miejsca tyle że w szczelinkę w skale wchodzą tylko nasze palce u stóp.Ludzi nie ma prawie w ogóle.Ci co wchodzili wycofali się po przejściu kilku metrów.Heh- na początku było mocno wyślizgane.
Schodzimy z ferraty bez żadnych problemów do Mori i wracamy do domku.
Dzień trzeci:FERRATA ERNESTO CHE GUEVARA
Rafał ze swoją ekipą już tu byli wcześniej.Kazali nam sobie wziąć dużo picia.Jedziemy:ja, Tadziu, Kuba,Radek,Kasia, Marek.Dotka wchodzi drogą zejściową.Zjeżdżamy do miejscowości Pietramurata.Wiemy że tu nie zejdziemy więc jeden samochód zostawiamy na parkingu do którego mamy zejść.Tam zaczyna swoją trasę Dotka.
Znajdujemy wejście na ferratę między jakimiś zabudowaniami przemysłowymi.Nie jesteśmy dzisiaj także sami.Idzie w tym samym kierunku dość dużo ludzi co skutkuje znowu kolejką na początku ferraty.Staramy się trzymać grupą aczkolwiek co chwilkę ktoś nas rozdziela.Droga nietrudna-ma charakter drogi tatrzańskiej-coś jak Orla Perć?Trochę wspinaczki w skale, trochę ścieżką do góry.Mamy do pokonania 1400 m w pionie.Ekspozycja drogi poludniowa-i to chyba właśnie słoneczko nas wykończyło na tej trasie najbardziej.Zaczynamy rozumieć po co dużo wody.Wystartowaliśmy jak charty, próbując wyprzedzić marudzące grupy,Pod koniec jednak i my zaczęliśmy coraz częściej szukać jakiegoś cienia na odsapkę.Po kilku godzinach takiego wspinaczko-marszu zdobywamy szczyt-o dziwo jest to wielka kwitnąca łąką z krzyżem ,schronioskiem i pięknym widokiem na masyw Dolomitów Brenta .Obowiązkowe byczenie , zasłużone zimne piwko .Dorocie droga na szczyt poszła szybciej, już zdążyła się wynudzić.Po dłuższym bykoleżeniu schodzimy do parkingu i wracamy do domku.
na szczycie
i na parkingu
Dzień czwarty-WERONA
Ponieważ kilka dni wcześniej okazało się że wyciąg z Madonny di Campiglio kursuje dopiero od 19 czerwca, a w górach jeszcze zalega mnóstwo śniegu rezygnujemy z Dolomitów Brenta.Trzeba by podejść 1200 m w pionie żeby dopiero zacząć Via delle Bochette.Poczekamy, kiedyś tu wrócimy.
wodospad w Stenico
No więc na deser Werona.Ktoś wczoraj odkrył że w naszej miejscowości jest wodospad.Więc po spakowaniu samochodów jedziemy go jeszcze popodziwiać a potem już prosto do Werony .Werony nie będę tu opisywać bo jest nie w temacie.Powiem tylko że najwięszą atrakcją miasta jest balkon Julii
Moim zdaniem-skromnym-wyjazd się udał na 110 procent. Mimo że odpadły Dolomity Brenta i tak było pysznie.Niech żałują Ci co z nami nie byli.Jest czego
zwiedzamy Weronę
na koniec jeszcze dodam że w tym roku wróciliśmy nad Gardę.Ja miałam do pogadania z Rino Pisetą.Tym razem miałam buty wspinaczkowe i jakoś nie mogłam znaleźć tego miejsca w którym rok temu podciągali mnie na repiku....
