Czyli mój pierwszy raz w Tartach
Myśl aby odwiedzić jeszcze w tym roku najwyższe polskie góry wpadła mi do głowy w sierpniu gdy spoglądałem na nie ze szczytów Beskidu Żywieckiego. Widok oddalonych szczytów nie dawał mi spokoju. Próby zgrania odpowiednich terminów ze znajomymi spełzły na niczym więc decyzja zapadła - jadę sam 7 października. Pierwotny plan zakładał Nosal, Kasprowy Wierch i Kondracką Kopę. Szybko okazało się, że plan należy zrewidować bo nie dość, że w tym terminie zapowiadano w Tatrach opady śniegu to dodatku w sobotę miał odbyć się bieg Zakopane - Kasprowy Wierch. Postanowiłem więc nic nie planować i reagować odpowiednio do biegu wypadków na miejscu.
W piątek 7 października zerwałem się wcześniej z pracy i pare minut po 16 byłem już w autobusie relacji Białystok-Zakopane. Podróż długa, nudna i męcząca ale wiedząc co czeka mnie na jej końcu starałem się nie narzekać. Około 6 w sobotę byłem już na miejscu - w mieście ciemno, pusto i mokro. Kieruje się od razu w stronę Kuźnic mijając po drodze jedynie kilka osób zajętych uprzątaniem gałęźi, które nie wytrzymały ciężaru śniegu. Pare minut przed 7 jestem już na zielonym szlaku na Nosal. Mrok powoli odpuszcza, niebo jest jednak całe w chmurach. Nastawiłem się na to, że taka pogoda będzie mi towarzyszyć do końca dnia. Bez większych problemów idę w górę. Na szlaku pusto, na topniejącym z lekka śniegu jedynie odciski racic jakiejś zwierzyny. Po drodze co rusz mam widoki na ośnieżone szczyty - o to chodziło! Pstrykam fotki i po jakimś czasie popijam już ciepłą herbatę na szczycie. Myślę sobie - nie jest źle. Śniegu nie aż tak dużo. Dam radę!
Po chwili jestem już na Przełęczy Nosalowej gdzie widzę pierwsze odciski ludzkich stóp. Mija kolejna chwila i jestem już na niebieskim szlaku prowadzącym do Hali Gąsienicowej. Im dalej i wyżej tym śniegu więcej ale za to pogoda się poprawia i po jakimś czasie nad głową mam już błękitne niebo. Śniegu wiąć więcej i więcej - pojawia się lekka obawa czy nie pokrzyżuje mi to planów. Nie chciałbym aby moja pierwsza wizyta w Tatrach była zarazem ostatnią ale nie przejechałem przecież przez całą Polskę aby chodzić tylko po dolinach. Około 10 jestem już na Hali Gąsienicowej. Po drodze w głowie zrodził się plan aby następnie wejść na Przełęcz Liliowe i przez Beskid i Kasprowy Wierch zejść do Kuźnic. Po drodze i w schronisku zasięgam języka - wszyscy mówią zgodnie abym sobie odpuścił ze względu na brak doświadczenia i nieodpowiedni ubiór.
Odpuszczam więc i po krótkim postoju w schronisku kieruje się żółtym szlakiem na Kasprowy. Wokół cudowne widoki. Nie znam się na tatrzańskich szczytach więc nie wiem nawet czym jest mi dane cieszyć oczy. Szlak jest dość mocno wydeptany więc powoli idę w górę. Po jakimś czasie dają znać o sobie braki kondycyjne. "Cienias jesteś" myślę sobie powoli sunąc krok za krokiem. Dochodząc do Suchej Przełęczy widać i słychać już tłumy turystów na Kasprowym.
Stojąc już po lekkiej regeneracji na przełęczy patrzę w kierunku Beskidu. Szybka decyzja - idę! Pare minut i fotografuje już wszytsko wokół. Morda się cieszy - mój pierwszy dwutysięcznik! Chmury przesłaniają widoki więc po chwili wracam już w stronę przełęczy i Kasprowego. Jako, że na Kasprowym masa ludzi na szczycie spędzam dosłownie parę minut i zielonym szlakiem kieruje się w dół. Aż do Myślenickich Turni jest dość ślisko więc poruszam się dość wolno i uważnie, za to potem na szlaku istny koszmar. Nie dość, że piękne widoki zostały dawno za mną to co rusz na łep sypie się śnieg spadający z hukiem z drzew. Potem już tylko Kuźnice, dworzec PKS, szybki obiad i przed 22 znów siedzę w autobusie...
Podsumowując: 1471 km w autobusie w obie strony + ok 20 km na szlaku.
Jak na pierwszy raz oraz warunki jakie panowały jestem z siebie zadowolony
Widok z Nosala:
Wypogadza się a stoły zastawione po brzegi:
Droga na Suchą Przełęcz:
Szczyt mych możliwości:
