Ponieważ wieczorem
(cenzura), wyruszyliśmy późno, busem do Kuźnic i dalej kolejką (witała nas orkiestra
- szykowali jakąś bibę) na Kasprowy z planem przetarcia szlaku na Świnicę. Po wyjściu z kolejki założyliśmy raki i dalej granią, niestety Beskid siedział w chmurze, z której czasem tylko przebijały piękne nawisy śnieżne. Nie chcąc w nagły i niespodziewany sposób znaleźć się na Słowacji zmieniliśmy plany - wzdłuż wyciągu do Murowańca, coś
(cenzura) i pomyślimy co dalej. W drodze towarzyszył nam cel na jutro:
W schronisku zauważyłem gościa w granatowej polarowej koszulce:
- Kto Ty?
- Margeo!
Okazuje się, że chłopaki dzwonili do PKL-u i jakaś franca powiedziała im, że dziś wożą tylko narciarzy, turystów nie puszczają. Chodziło chyba o te bilety tam i z powrotem, żeby szaraczkowie nie pałętali się między oficjelami. Nawet McDonald na szczycie był zamknięty, stoły zastawione, orkiestra i te sprawy.
W ramach aklimatyzacji postanowiliśmy przejść się nad Czarny Staw. Szlak wyznaczały stare, słabo widoczne ślady - od kilku dni nikt tam nie chodził.
Niestety, pod śniegiem czaiły się pułapki, niektóre dość głębokie - jak ta dziura:
W pewnym momencie nasz szlak zniknął. Pod lawiną.
Więc pospiesznie zjechaliśmy na d... w dół i oddaliliśmy się od zbocza, coby nie skończyć jak Karłowicz. Do stawu obyło się bez niespodzianek jeśli nie liczyć wpadania po jaja w śnieg. Z Karbu też zeszła lawinka - deska odsłoniła piargi.
Nad stawem mały posiłek połączony z testem kuchenki:
i wracamy, z dołu idzie sporo ludzi - jak już przetarte, to każdy się pcha na łatwiznę. Ściemnia się, ostatni rzut oka na Q:
Zaczyna sypać śnieg, za chwilę deszcz i do Murowańca wchodzimy cali mokrzy (
margeo świadkiem), więc
(cenzura), rozglądamy się po sali - jest całe szefostwo PolarSportu z Krakowa. Zahaczamy Grzegorza:
- Co was tu przygnało?
- Nie wiecie? Jutro zawody skiturowe.
Zjadamy kolejny obiad,
(cenzura) i idziemy spać.
Rano wstajemy późno, bo
(cenzura).
Margeo planuje wejść na Kasprowy trasą naszego piątkowego zejścia i dalej jak warunki pozwolą - pewnie da znać, jak poszło. My wychodzimy o 10-tej.
Słońce było, ale już sobie poszło, śnieg lepszy niż wczorej (nie zapadam się co 5 kroków tylko co 20-30 metrów) więc posuwamy się szybciej, oczywiście nie szlakiem, tylko obok - skręciliśmy w lewo w łożysko potoku płynącego od Dwoistego Stawu i dalej pomiędzy Dwoistymi (ze skał nad Wschodnim kilka lawinek). Na wschód od Kurtkowca skręcamy w stronę Karbu. W okolicy letniego szlaku widać TOPRowca na skiturach - chorągiewkami wyznacza trasę zawodów, siadamy na obiadek, mijają nas zawodnicy - wśród nich Grzegorz z PolarSportu. Na Karbie zdejmują foki i z powrotem, połowa się wywraca, kotłuje w śniegu - ubaw mają po pachy, widać, że są tu dla zabawy. Po obiadku dalej, na Karb i tu pierwsza niespodzianka - Darkowi wysiadło kolano, nie idzie dalej. My dochodzimy do miejsca zdobytego poprzednio, szpeimy się, wiążemy linami w dwa zespoły dwójkowe. Śniegu jest dużo więcej, niż przed miesiącem. Jarek i Paweł sporo chodzili już zimą, ja jestem drugi raz, ale troche się wspinam, więc lina mi nieobca, ale Jacek jest całkiem zielony. Walimy w górę - idzie łatwiej, niż myślałem: wbić czekan, prawa noga kopem w stok, lewa to samo, wbić czekan wyżej, prawa... itd... itd...
W pewnym momencie Jarek też wysiada - kolano. Zostawiam mu swój termos z herbatą i karidupkę do siedzenia, kopie sobie jamkę za skałą ale w bezruchu i tak zmarznie. Dowiązuję się w środek do Pawła i Jacka i walimy dalej. Szczyt już blisko, w kilku miejscach skały są wylodzone, ale tak wrednie, że lód pęka i odpada pod czekanem - Jacka wolę asekurować na Reverso, w razie lotu lotna mogłaby nie wystarczyć. Ostatni żlebik, niewysoka ścianka i jestem na szczycie. Jest 16:30, sześć i pół godziny od wyjścia z Murowańca. Paweł jeszcze asekuruje Jacka a ja mogę sobie popodziwiać widoki.
Dzwoni Jarek:
- Długo jeszcze? Schodźcie, bo spicniałem! Darek siedzi na kamieniu, gdzie jedliśmy obiad i widzi was na szczycie.
Obowiązkowe fotki szczytowe z bannerami sponsorów (lustrzanką Pawła - jeszcze ich nie mam) i SMSy wkur...ające do tych, co na nizinie, czekolada, gorąca herbata i na dół. Odwracamy kolejność, pierwszy idzie Jacek, na końcu Paweł.
Jarka znajdujemy niżej, niż go zostawiliśmy, próbował schodzić ale nie czuje nogi - doszedł do pola śnieżnego i boi się, że pojedzie. Przewiązuję się na początek naszego pociągu i wiążę do siebie linę inwalidy - zrobimy to na Joe Simpsona.
Dochodzimy do Karbu, słońce zachodzi, niebo w kolorkach.
Chowamy szpej do plecaków, czekolada, herbata z
(cenzura) i dalej, jest mróz, po wierzchu zmrożone, idzie się lepiej niż rano, ale nadal z niespodziankami. Jeszcze ostatni rzut oka za siebie - ładny ten Kościelec, a nad Pośrednią Turnią jest już pierwsza gwiazdka.
Do Murowańca dochodzimy przed 22-gą, w jadalni trwają liczne
(cenzura) uczestników zawodów, my również
(cenzura) i lecimy dalej, do Zakopanego. Szkoda wychodzić, ale nie mamy na dziś noclegu, musimy wracać. Na Karczmisku pokazuje się cywilizacja,
dalej już coraz mniej śniegu, miejscami błoto. Koniec wycieczki. Jeszcze tylko próba zjedzenia czegoś, ale w tym "kurorcie" o północy wszystko jest pozamykane - oprócz BP przy rondzie, więc kupujemy
(cenzura) i wracamy na kwaterę -
(cenzura).
Fragmentów wycietych przez cenzurę szukaj gdzie indziej. Wiesz gdzie, a jak nie wiesz to nie szukaj.