Po dwóch latach w końcu udało się wybrać w Alpy Julijskie. W piątek w nocy wyruszamy z Polski i ok. 7 jesteśmy w Sella Nevea i jedziemy bardzo stromą drogą w kierunku Pecol. Montasio w ogóle nie mieliśmy w planach ale dzień przed wyjazdem okazało się, że tam ma być najlepsza pogoda co nie do końca się sprawdziło. Niebo pokryte chmurami ale widać, że zaczyna się przejaśniać.
Na parkingu okazuje się, że zapomniałem zabrać z domu całą reklamówkę jedzenia, soków i 2 zgrzewek wody. Wiązanka poszła niezła
. Po małym popasie kierujemy się w stronę schroniska Rifugio di Brazza.
Robimy krótki postój na zdjęcia i kierujemy się teraz w stronę przełęczy Forca dei Disteis. Droga przez dolinę trochę się nam wlecze. W końcu docieramy pod ścianę.
Ubieramy szpej i idziemy drogą Scala Pipan. Widoczki robią się coraz lepsze jednak zaczynają się zbierać mgły i niskie chmury.
Spotykamy bardzo dużo kozic jednak nie udało się zobaczyć koziorożca.
Droga jest dość prosta. Po piargach dochodzimy do kluczowego miejsca na trasie jakim jest 60 metrowa linowa drabina.
Z daleka wygląda to nieźle ale w rzeczywistości jest dość prosta do przejścia. Jedyny problem to mijanki.
Wychodzimy na eksponowaną grań jednak przez chmury niewiele widać.
Grań jest dość krucha i trzeba uważać.
Po kilku minutach docieramy na drugi co do wysokości szczyt Alp Julijskich i zarazem nasz najwyższy
.
Czasem przez chmury pojawia się widok na Visoki Kanin. Robimy odpoczynek jednak pogoda nic się nie zmienia i po paru minutach postanawiamy schodzić tą samą drogą. Ludzi na trasie jest mniej więc droga idzie nam sprawniej. Chcieliśmy wyjść jeszcze na pobliskie 2 mniejsze szczyty nad przełęczą ale zaczęły nadciągać ciemne chmury więc postanowiliśmy schodzić. Trochę zmęczeni docieramy w końcu na parking i jedziemy na kamping do Soca.
Następne relacje wkrótce.