Chyba kazdy mial z tym problem, ale moze ktos potrafi powiedziec cos o przyczynach tego zjawiska? Chodzimy z mezem na scianke tak 3 razy w tygodniu po 2 godziny. Wtorki, czwartki i soboty. We wtorek tydzien temu nie bylismy, wiec byla przerwa od soboty do czwartku. W czwartek ciachalismy drogi, jak malo kiedy i te dwie godziny bylo dla mnie za malo. Potem w sobote juz bylo troche gorzej, We wtorek z kolei byl trening bardzo krotki, bo oglosili tornado warning i wygonili wszystkich do szatni, wiec prawie sie nie liczy ten trening. A wczoraj, byl czwartek, myslalam, ze bede miala krzepe, i czulam sie nawet tak troche napompowana, a tu totalna klapa. Droga, z ktorej bylam taka dumna i wychodzila ostatnio pare razy pod rzad, wczoraj nie puscila
. I na takich drogach, ktore robie bez problemu, normalnie braklo mi sily. A bylam wyspana i pojadlam weglowodanow. Jesli chodzi o "babskie sprawy" to akurat wczoraj tez nie bylo to. Poza tym takie same problemy z sila mial moj maz. Czy to moze miec zwiazek z innymi treningami, na jakie chodze w pozostale dni (takie silowe i cardio)? Czy nalezy robic jakies przerwy? Juz sie w tym gubie, czy to jest nadmiar czy niedobor treningow. Moj Krzysiek aktualnie nic nie cwiczy oprocz wspinania, a czul sie wczoraj tak samo fatalnie jak ja. Czy jak tak sie dzieje, to nalezy sobie odpuscic czy chodzic na sciane mimo wszystko?