3 lata temu była to jedynie rundka przez Diery wokół Rozsutców z zejściem do Stefanowej, dlatego w tym roku postanowiliśmy nieco lepiej poznać Małą Fatrę. Mieliśmy na to tylko 3 dni, ale z założeniem noclegu w górach dało się ułożyć ciekawą trasę.
11 maja późnym popołudniem docieramy do Terchowej i rozglądamy się za noclegiem. W sklepie robimy małe zaopatrzenie na wieczór i korzystamy z rady pani sprzedawczyni, która kieruje nas na oddalony o kilka km
CAMPING. Obiekt jest nowy, standard wysoki, wrażenie bardzo pozytywne. Na campingu jesteśmy sami, znajdujemy dogodną miejscówkę i rozpalamy ognicho
Następnego dnia planujemy przejście od Stefanowej przez Diery na któryś z Rozsutców, zejście na Przełęcz Medziholie i nocleg w szeroko pojętych okolicach

Diery zapamiętałam jako jedno z ciekawszych miejsc z poprzedniego wyjazdu, ale teraz obawiam się trochę gimnastyki na drabinkach i łańcuchach, bo załadowane na full plecaki nie dodają nam punktów do równowagi.
Jednak drabinki pokonujemy dość sprawnie i wkrótce docieramy na Przełęcz Medzirozsutce. Tam rozkładamy się w trawie i robimy popas. Słońce przygrzewa, ludzi jak na lekarstwo, no po prostu pełnia szczęścia, po zimowych wypadach właśnie tego mi było trzeba
Nie możemy się zdecydować na który z Rozsutców mamy wejść, więc wchodzimy na oba
Ze szczytu Małego
I Wielkiego
Słowacy równie mocno wzięli sobie do serca zakaz wejścia na Wielki Rozsutec. Kiedy dochodzimy na szczyt jest tam już mały tłumek.
Widok na trasę zaplanowana na kolejny dzień - od Stogu po Wlk Krywań
Tędy schodzimy szlakiem na skręcenie kostki i chrzęst kolan...
... na Przełęcz Medziholie
Dochodzimy na Medziholie i uwalniamy z plecaków Bażanty

Tam odpoczywamy trochę po czym szukamy miejsca na nocleg.
Niedaleko nas rozbija się pewien Czech. Rozbija się to może za dużo powiedziane, bo kolega posiada jedynie śpiwór i płachtę biwakową. Żartuje, że gdyby w nocy padało wbije się do naszego namiotu.
O 3 w nocy budzi mnie deszcz...
Rano budzimy się w Mordorze
Jemy śniadanie, pakujemy manatki i schodzimy z powrotem na Medziholie. Tam nasz Czech ulokował się na stoliku pod daszkiem i zdaje się, że tak spędził noc
W między czasie przestaje lać więc decydujemy się iść dalej. Zmieniamy trochę plan, postanawiamy jednak nie wchodzić na Stoh, a trawersować jego zbocze, za punkt docelowy obierając Chatę pod Chlebem. Ledwo zaczynamy podejście znowu zaczyna padać, w tym grad. Szlaki płyną błotem, na połoninach mleko. Tęskniłam za klimatami bieszczadzkimi, to teraz się mogę nacieszyć
Na Południowym Gruniu
W końcu przemoczeni i cali utytłani w błocie docieramy do Chaty pod Chlebem. Tam na rozgrzewkę w pierwszej kolejności zamawiamy prąd z herbatą, a później obiad. Dostajemy miejsce w pokoju za 6 euro od osoby. Schronisko wydaje się całkiem przytulne i klimatyczne, jedynym minusem jest brak prysznica.
Po południu wypogadza się i nareszcie "coś" widać
"Ja tu pilnuję" o ile nie uganiam się za patykiem lub nie obgryzam ławek ;)
Wieczorem rozkręca się impreza, ktoś wyjmuje gitarkę, ktoś śpiewa. Słowacka piosenka turystyczna jest zupełnie inna od naszej, rządzą wesołe lub wręcz głupawe przyśpiewki w stylu 'Józka z bagien'

Żadnego smęcenia, zawodzenia o samotności czy straconej miłości. Później pod schronisko podjeżdża terenową furą jakaś lokalna mafia

Generalnie robi się wesoło
Następnego i niestety ostatniego dnia w Małej Fatrze, chcemy wejść jeszcze na Wielki Krywań. Dość szybko docieramy na szczyt, sądząc że główna i najciekawsza część M. Fatry kończy się właśnie tu, ale patrząc w kierunku Małego Krywania wiem, że będzie tu po co wrócić
Schodzimy szlakiem prowadzącym pod kolejką linową. Nie wiem jakie jest tu nachylenie stoku, ale z każdym krokiem coraz bardziej podziwiam tych, którzy zdecydowali się tędy podchodzić...
Dochodzimy do dolnej stacji kolejki, stamtąd z buta do Stefanowej, gdzie zostawiliśmy samochód, a następnie - kierunek dom.
Podsumowując: wyjazd choć krótki był wart zachodu. Mała Fatra to nadal otwarty rozdział, tak więc trzeba szykować się na 'Powrót do MF 2'
