Pierwszy raz w góry pojechałam jak miałam 7 lat. Mój wujek miał pensjonat w Kościelisku (Karolina - może kojarzycie, z tymże już go nie prowadzi
). Jeździliśmy tam latem (połazęgować po Dolinie Koscieliskiej) i zimą (na narty i kulig). Potem w 4 i 5 klasie podstawówki pani od geografii zabierała nas w Bieszczady i Sudety. Którejś zimy byłam m.in. tam:
http://www.bieszczady.net.pl/chatkapuch ... nisku.html Wtedy jeszcze nie chciało mi się chodzić po górach, ale podobały mi sie widoki, więc dawałam się wyciągać na szlak mamie i bratu, którzy z kolei nałogowo chodzili po Beskidach (Ślaski, Żywiecki, Makowski). Tak więc marudząc i domagając się co krok postoju wlokłam się za nimi cierpiąc okrutnie, a na koniec cieszyłam michę, że takie piękne widoki się mym oczom ukazują.
Jak miałam lat 18 pojechałam do Malego Cichego, a Tatry mi się tak spodobały, że nawet mozolne podejścia przestały być dla mnie udręką. Od tej pory zaczęlam chodzić w góry coraz częściej. Minęło 7 lat, a ja wciąż nie mam kondycji, ale wciąż chodzę i ciesze michę.