Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest So gru 28, 2024 6:26 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: So gru 11, 2010 11:57 am 
Stracony

Dołączył(a): Cz lut 22, 2007 9:12 pm
Posty: 3329
Wszystko zaczęło się od kursu przewodnickiego w jednym ze śląskich kół. Była jesień, pierwszy zlot zorganizowano w chatce studenckiej na Pietraszonce w Beskidzie Śląskim (pamiętne zacne imprezy, nie to co teraz). Pogoda była pod psem więc nowo - kursanci zbyt gromadnie nie dopisali. Taka kameralna grupa miała jeden wielki plus: można było spokojnie, bez przebijania się przez kolejkę rozmówców, zadać pytania kierownikowi kursu na najbardziej trudne pytania. Dowiedziałem się że na kursie również przeżyję (jak przeżyję) kurs wysokogórski zimowy, szkolenie w skałkach a także szkolenie ratownicze na Jurze.

Zimowa Babia.

Obrazek

W następny weekend (wyjazdy kursowe były zasadniczo co tydzień, natomiast wykłady prowadzono raz w tygodniu) z Harnasiami wyjechaliśmy w jakieś małe popierdółki w okolice Wadowic. Zima zrobiła się tęga, wiało i mroziło, jedną noc pokątnie przekiblowaliśmy u Macieja, który zajmująco opowiadał o swoich zimowych wyprawach, nie tylko w Tatry. Zrodził się pomysł spróbowania czegokolwiek zimowo w Tatrach. O asekuracji, lawinach wiedziałem tylko tyle że coś takiego jest i moim jedynym z nimi doświadczeniem było przeczytanie suchej regułki w encyklopedii. Nazajutrz poszliśmy w rejon Gancarza, mróz i zawieja szalały niczym rozpędzony pośpieszny relacji Szczecin - Zakopane. Zimowe wędrowanie to jednak nie letni spacerek w słoneczku, czułem że nie każdemu jest dane wytrzymać tak skrajne warunki na dłuższą metę. A mi to się podobało, sprawdzić samego siebie w takich okolicznościach przyrody.

W Wąwozie Kraków.

Obrazek

W listopadzie dalej intensywnie się szkoliliśmy i hartowaliśmi ducha i ciało na mrozie. Listopad tego roku 1995 był faktycznie mroźny. Najpierw wędrówka w paśmie Mędralowej, gdzie spaliśmy w większości znanym szałasie. Pogoda była wówczas doprawdy do d..., skupiliśmy się wszyscy w "sypialni", wyznaczeni ochotnicy na ognisku opodal grzali w kociołku herbatę. Cóż z tego jeśli zanim ją donieśli z pomieszczenia obok do wspomnianiej sypialni, była już letnia, a po akcie rozlewania jej do kubków wystygła już zupełnie. Pójście za potrzebą wówczas było aktem samozniszczenia a marsz po opał do lasu groził drogą beza powrotu a przynajmnie karą za niepopełnione grzechy.

Kolejny weekend znów mróz, wiatr, w dodatku mokro i błotniście. To było szkolenie speleologiczne w jaskini w Trzech Kopcach. Ciemno i ciasno, mokro i zimno ale im więcej walki w wąskich zaciskach tym robiło się mimo to cieplej. Najgorzej było jednak po wyjściu. Przebranie się w tych warunkach w suche rzeczy graniczyło z głupotą, toteż większość poszła w skafandrach, ubłoceni, szliśmy w kierunku schroniska na Szyndzielni i byliśmy nie lada atrakcją dla widzów.

Czas przyszedł na grudzień. Grudzień jak to grudzień, im bliżej końca tym więcej spraw związanych ze świętami a zatem i brakiem czasu na bardziej wysunięte plany górskie. Odbył się tylko jeden zimowy wyjazd kursowy, resztę dni w miarę pogody wykorzystałem na poprawę kondycji, i wjeżdżałem na okoliczne sczyty na ...rowerze. W końcu nieświadomi niczego, pewni swej nieśmiertelności, wraz z kumplami ze szkoły średniej, postanowiliśmy pojechać w TATRY.

Na stokach Kasprowego.

Obrazek

27 grudnia oczywiście był mroźny bo jakże inaczej. Postanowiliśmy pojechać strzałą beskidów, jak nazywano w naszej części kraju pociąg relacji Szczecin - Zakopane. Strzała wtoczyła się o 3.00 na dworzec w Bielsku Białej z ludźmi przylepionymi do wagonowychj okien. Czekał na nas blisko pięciogodzinny kibel na korytarzu pociągu, bowiem o miejscach siedzącym nawet nam się nie śniło. W czasie tego przejazdu dzieją się zjawiska mniej więcej odpowiadającym ekspresji westernów na Dzikim Zachodzie. Najbardziej tego dnia irytujący byli harcerze. Którykolwiek szedł zdeponować mocz, przed nim szedł "flagowy" jak by się bali że im dmuchną ten kiczowaty gałgan (bo tak doprawdy wyglądał) a za nim chyba wartownik. I tak kilkanaście razy ta trójkowa defilada przemierzała korytarz, ku wielkiej uciesze ludzi poskręcanych i pozwijanych w sennych majakach, próbujących na chwilę zmrużyć oko. W końcu społeczność korytarzowa nie wytrzymała i obrzucano ich wyzwiskami, fonetycznie pasującymi do narządów znajdujących się pomiędzy nogami.

Do Kuźnic zasywaliśmy oczywiście Jagiellońską do góry, przemysł busiarski nie był jeszcze tak rozwinięty, poza tym aż tak nie było nas stać na takie rozwiązania. Celem był Giewont. Na Kondratowej kilka twarzy zmieżyło nas z politowaniem, a nawet śmietelnym przerażeniem.

- Szedł już ktoś do góry - zapytałem grzecznie, bardziej moim celem było wyciągnięcie informacji czy przedeptane.
- Nieee... chyba nikt się nie wybiera w góry, jest trójka - odparł zaczepiony autochton.
- No to dzięki. My idziemy. - odparł kumpel. Autochton zamilkł w niemałej konsternacji i zajął się dalszą konsumpcją mielonki turystycznej z Łukowa.

W drodze na Żółtą Turnię.

Obrazek

Faktycznie, było do dupy trochę, bo śnieg był po kolana i ścieżki wydeptanej brak, byliśmy pierwsi. I najgłupsi tego dnia. Wyżej, już pod sama przełęczą zaczął się dramat. Raków nie mieliśmy, ja oczywiście miałem czekan, kupiony na tą okazje w Alpinusie, marki Cassin ale cóż z tego jak był równie potrzebny co ciupaga z termometrem, ja się dopiero uczyłem nim posługiwać. Co chwilę ujeżdżaliśmy to z większą ilością śniegu to z mniejszą. Z dołu dwie osoby podjęły również podejście, przedeptaliśmy to teraz z nich cwaniaki. Tuż pod samym wypiętrzeniem przełęczy zapadam się niemal po szyję i dopada mnie atak paniki, zresztą czuję że wyjeżdżam. Zrobiliśmy prewizoryczną akcję ratunkową ale po chwili ratujących też trzeba było ratować. W końcu zmachani doszliśmy na tą przeklętą przełęcz. Na szczyt to był już pikuś, weszliśmy i zeszliśmy tą samą drogą, nie tak jak w lecie, dookoła. Na zejście wybraliśmy Dolinę Małej Łąki, ku naszej nieświadomości, jedno z najbardziej lawinowych miejsc w masywie Giewontu.

W drodze na Żółtą Turnię.

Obrazek

To że cało dotarliśmy w dół, zawdzięczamy własnej ignorancji, nieświadomości na zagrożenia. Wycieczka była wspaniała. I tak niebawem minie 15 lat od mojego pierwszego zimowego wejścia w Tatrach, i jak się przekonam wkrótce, nie jedynego. Już w kwietniu przeżyję wyjście, które utwierdzi mnie w przekonaniu że Tatry zimą nie mają sobie porówniania z latem. A to opowieść na osobną kartę.
Na kwiecień bardzo czekałem, bowiem w dniach 12-14 miało odbyć się szkolenie wysokogórskie w Tatrach. Wcześniej z przewodnickiego magazynku otrzymaliśmy raki made in USSR oraz czekan, wspaniały produkt pewnego pana Kazia (starzy wyjadacze wiedzą o jakiej marce mówię). W piątek późnym wieczorem przy temperaturze minus dwunastu stopni pojawiamy się na stacji kolejowej w Pyzówce. To był taki standard by ograniczyć koszty spało się na stacji kolejowej, oczywiście nieogrzewanej. Piecyk co prawda stał ale mieliśmy na tyle energii by włączyć jumara i wypić po łyku gorącej herbaty i wskoczyć do śpiworów. Sen przerywał co jakiś czas stukot rozpędzonego pociągu, pomieszczenie zalewało światło płynące z wagonowych okien. I do tego ten cholerny mróz. W nocy sięgnął minus szesnastu stopni a ja nienawidzę jak mi marźnie nos...

Na Ornaku meldujemy się koło godziny 10.00, zrzucamy sprzęt, bierzemy najpotrzebniejsze rzeczy. Szkolenie miało się odbyć w Dolince Smytniej z wyjściem na Kominiarski Wierch ale dolina była wówczas mocno zasypana i doszliśmy tylko do skał Panienek. Wybór padł na Ornak, znaczy się górę Ornak. Tematyką szkolenia miało być posługiwanie się sprzętem zimowym. Nacisk dzisiejszej wyprawy na prawidłowe posługiwanie się dziabą i nią skuteczne hamowanie. Marek znany jako Belfegor zapowiedział nam że będzie nas znienacka zrzucał z grani i mamy sobie radzić. O k...! Na jakejś oślej łączce przećwiczyliśmy teorię z praktyką. Później, już na grani Ornaku Belfegor wcielał myśl w czyny. Czuję mocnę pchnięcie i już miło plecami lecę w stronę Pysznej. Kto nie leciał na kurtce ortalionowej, ten nie wie jakie osiągni można wykręcić. Po skoszeniu kilku kosówek swym ciałem jakoś obruciłem się na brzuch, przyparłem Kazia jak trzeba pod klatkę i począłem hamować. Czekan został wyrwany i bezładnie zawisł na lonży. Za drugim razem łopatka dupnąłem tak silno, że przez chwilę wytrąciłem prędkość, zamachnąłem się drugi raz i w końcu poobijany i z nadwyrężoną ręką wyhamowałem.Uff... Oby do schroniska. Zmierzchało a Marek wyjaśnił że nie wracamy na grań tylko Pyszną leziemy do schroniska. Zmasakrowani, po przejściu niczym amazońskiej dżungli, docieramy do schronu. Na obiad i kolację znów mamy wpieprzać galaretkę owocową pod przymusem, bo Marek jej w dół nosił nie będzie. Ktoś z rodziny obdarował go wielkim pudłem po butach tej słodkości.

Z Belfegorem po latach.

Obrazek

Po porannym pożarciu obowiązkowego przydziału galaretki, Belfegor zapowiedział że będziemy się wspinać. Amen. Wąwóż Kraków zapamiętam zawsze jako drogę męczeństwa, akurat na ostatnich podejściach przez prożki na wyjściu na Kamienne Tomanowe, targałem 25-kilowy plecak ze sprzętem. Ot tak wypadła kolejka. Celem było przejście Trzynastu Progów. Pogoda jak zwykle szalała. Raz piękne słoneczko, a za parę minut świat zasłaniała kurtyna, gruba kurtyna śniegu. Pierwsze progi są na tyle zasypane że nie trzeba specjalnie sprzętu, idzie się jak po schodkach. Na progu znajduję uschniętą szarotkę alpejską, którą mam do dziś. Wyżej Marek bije już haki i jakoś gramolimy się do góry. Przejście nie było na tyle ciężkie dzięki dużej ilości śniegu. Z powrotem wracamy tak jak przyszliśmy. Marek wbija hak i wszyscy zjeżdżamy bezpiecznie na Bezalinie do podstawy ściany. Zgłodniali jak wilki, pędzimy do schronu, nawet instruktor jest przychylniejszy i zezwala nam zjeść potrawę zamiast galaretki.

Wyniosłem z tego wyjazdu bardzo wiele, wyniosłem też raki które przy zjeździe pękły ich przednie zęby i pokornie przepraszając, obiecałem je u rzemieślnika zespawać i oddać. Oddawanie trwało jakoś pół roku ale lepiej późno niż wcale.

Po latach spotkaliśmy się z Belfegorem w Tatrach, prowadził znów jakąś grupę na niechybną rzeź, tylko ja wiedziałem co ich czeka. Ale jestem wdzięczny za przekazaną wiedzę. I tak to się wszystko zaczeło i toczy się do dziś dnia, choć czasu jednak mniej na takie tatrzańskie wyrypy.

8)


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So gru 11, 2010 12:03 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 03, 2005 1:09 pm
Posty: 22107
Wzruszyłem się. Ty to jesteś stary.

_________________
"Stary jestem, mam sklerozę, czas umierać" 09.IX.2006 - rozstaj dróg w Dolince za Mnichem

"Stałem się nowym użytkownikiem ale ten nowy też musi posta napisać"


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So gru 11, 2010 12:10 pm 
Stracony

Dołączył(a): Cz lut 22, 2007 9:12 pm
Posty: 3329
A nie wyglądam, no nie??

_________________
Modyfikuję, naprawiam, "uzdrawiam" nawigacje Garmin'a - info na PW.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So gru 11, 2010 12:12 pm 
Kombatant

Dołączył(a): N maja 30, 2010 3:06 am
Posty: 500
Lokalizacja: krk
Miło poogladac zdjecia z lat 90 :wink:

_________________
Mój kraj przywykły do łomotu, do dziejowego wpi.erdolu(...). A niech nas, kur.wa, zabiją, żeby zapamiętali! Jak już niczego nie potrafimy to się rzucimy pod pociąg dziejów, żeby choć na moment stanął, aż nasze ścierwo wydostaną i dopiero ruszą.A.S.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So gru 11, 2010 12:14 pm 
Stracony

Dołączył(a): Cz lut 22, 2007 9:12 pm
Posty: 3329
Cytuj:
Miło poogladac zdjecia z lat 90 Wink


Pomyłka. Z 60-tych.

_________________
Modyfikuję, naprawiam, "uzdrawiam" nawigacje Garmin'a - info na PW.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So gru 11, 2010 12:25 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 03, 2005 1:09 pm
Posty: 22107
Ty Stary Zakompleksiony Dziadu.

_________________
"Stary jestem, mam sklerozę, czas umierać" 09.IX.2006 - rozstaj dróg w Dolince za Mnichem

"Stałem się nowym użytkownikiem ale ten nowy też musi posta napisać"


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So gru 11, 2010 1:06 pm 
Stracony

Dołączył(a): Cz lut 22, 2007 9:12 pm
Posty: 3329
Dobrze Młodzieńcze. Jedziesz jutro łazić po lasach??

_________________
Modyfikuję, naprawiam, "uzdrawiam" nawigacje Garmin'a - info na PW.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
 Tytuł:
PostNapisane: So gru 11, 2010 6:44 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr sie 03, 2005 1:09 pm
Posty: 22107
Idę do pracy.

_________________
"Stary jestem, mam sklerozę, czas umierać" 09.IX.2006 - rozstaj dróg w Dolince za Mnichem

"Stałem się nowym użytkownikiem ale ten nowy też musi posta napisać"


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL