Ave o poranku.
Śniegi z nieba się sypią, wiatry wyją, zwierzyna idzie spać, człek ma parę godzin wolnego w sobotę. Dodając powyższe składniki do siebie wyszło mi, że warto przetoczyć się po Tatrach. Tak na szybko. Znaczy się zaliczyć trasę.
Padło na Drogę nad Reglami. Z powodu czasu i sentymentów. I powodu zdjęciowego. Tak jak ostatnio na Giewont tak i teraz udałem się na trasę, którą przeszedłem kilka lat temu. Chyba w pierwszej połowie pierwszej dekady XXI wieku. Problem polega na tym, że w żaden sposób nie odzyskam obecnie zdjęć z tamtych wyjść. I jak udało mi się zrobić "genialne fotomontaże" na Giewoncie tak nie udało mi się tego zrobić w tą sobotę ...
...
Sobota rano. O 5.05 autobus do Zakopanego. Odjechał o 4.59. Ale czuwałem i byłem wcześniej. Bilet podrożał. A tu zamrożenie płac planują ...
. Ludzi mało, wygoda pełna. Słuchawki na uszy i przy górskich pieśniach zespołu Acid Drinkers ruszam na podbój gór. 7.26 wytaczam się na PKS. Busem do Kuźnic, strój wierzchni na siebie i marsz. Marsz, marsz Turystyczny z Ziemi Kuźnickiej do Strążysk. Ruszam w stronę Kalatówek. I pierwsze mistyczne motyla noga lecą w eter. Znaczy się 3 - 4 cm śniegu na kamieniach. Albo na lodzie. Ludzi od groma. Do środkowej części Doliny Strążysk spotkałem dwie sztuki ludzkie, jedną wiewiórkę i parę śladów. To pewno były renifery - święta się zbliżają to tubylcy miejscowe bydlęta przerabiają na wersję świąteczną. Zakosy przez las. Z gleby zaczynaja wyłaniać się kamyki. Co raz większe. Przy którymś z nich odbijam w prawo ( poza ekumeniczny szlak ) i wychodzę na skałkę z widokiem na Kalatówki. I okolice wyżej i dalej. Ponoć ładne te widoki. Ja tego dnia widziałem hotel i szopę. Idę dalej. Radośnie i milutko mija czas. Takoż radośnie i milutko sypie śnieg. Jakby to rzekł niejaki Ligeiro: Milutki śnieżek delikatnie otulił moją twarzyczkę. Znaczy się wyglądałem jak bałwan. Niestety opady wpłyneły również na zdjęcia. Śnieg mi się stale topił na obiektywie. Ale to znak , że trzeba tam się przespacerować w dzień pogodny. Idę dalej i wkraczam na teren Zameczków. Po drodze, niestety, pojawiły się schody. Wiatr w pysk, śnieg w mordę, schody pod nogi ... Trudna ta turystyka . Wracając do Zameczków to nawet nie pamiętałem, że tam jest tak pięknie. Taka Perełka Tatrów naszych kochanych. Zatrzymuję się na pewien czas na mostkach i próbuję zrobić zdjęcia bez efektów śnieżnych. Próby poszły się .... Nic to - jak pisałem powyżej trzeba mi tam wrócić. Spacery są ważne dla zdrowia psychicznego. Idę dalej, spotykam dwie sztuki ludzkie. Patrząc później na ślady to oni przyszli od Doliny Białego. Ja udaję się w stronę Sarniej Skały. Na przełęczy pod nią śniadam i oddaję się rozmyślaniu. Nic mi z tego nie wychodzi poza tym, że od razu idę do Strążysk. Nie chce mi się iść na Skałkę bo i tak bym ... zobaczył. Droga schodami w dół była lekko wnerwiająca. Wyłożyłem się dwa razy. Ale bez trwałego efektu. Koledzy z PZU śpijcie spokojnie. Wnikam na polanę, pustka piękna. Domek, puste stoły, ludzi zero. Pod Siklawicę nie idę. Nie mam zamiaru tańczyć na lodzie. Spacerek przez Strążyską umilam sobie wniknięciem pod Kominy Strążyskie. Zostałem sprowokowany wyraźną dróżką tam idącą. Latem też dam się sprowokować. Na koniec spacer pod wylot Doliny Białego i marsz do Zakopanego. Tam zwiedzam zabytki miasta czyli KFC i dworzec PKS. Tu mała dygresja. Jak to tubylcy są nastawieni proturystycznie. Na dworze zima atakuje, wieje, sypie. Ludzie czekają sobie na autobusy w holu dworca. A w tym holu uczynni tubylcy wystawili dla podróżnych ławkę. Jedną. Taką na trzy osoby. Bardzo wam, tubylcy. dziękujemy. Jesteśmy wręcz wzruszeni waszą gościnnością i waszym dbaniem o przyjezdnych. Natomiast jak 30. X. byliśmy na Skrajnej to tubylcy powitali nas jeszcze inaczej. Znaczy się taksówką śmierdzącą ( potwornie ) starą, tanią kiełbasą. Rozumię, że miejscowym owcojebcom to nie przeszkadza ale oni raczej nie jeżdżą do Kuźnic taksówką. Może jak kolejni klienci ( tak jak Ali i ja ) wejdą do taksówki i po dwóch sekundach wyjdą to "pan" kierowca domyśli się o co chodzi. A chodzi o "dutki idące piechotą do Kuźnic". Koniec dygresji.
O 13.55 wsiadam do autobusu, słuchawki na uszy, książka do ręki i jazda. Jazda, jazda na potańcówkę. Wieczorem przemieszczam się do Bielska Białej na koncert Acid Drinkers. Było cudnie i tanecznie. Amen i ave.
Ogólnie pisząc piękny to był spacer. Na pogodę nie będę mocno narzekał ponieważ znałem prognozy.
Dziękuje za uwagę.
P.s. Wycieczkę tą dedykuję Markizowi i Chiefowi. Za Wasze dyskusje o Drogach Nad i Pod Reglami.