W piątek wczesna pobudka i jeszcze w ciemnościach startujemy z Gregiem na Słowację.Przemykamy przez granicę w Korbielowie i kierujemy się w stronę Rużomberoka. Wybrałam trasę w Niżnych Tatrach.O 7mej rano parkuję autko we wsi Ludrova,pod sklepikiem spożywczym ,gdzie na szyldzie kuszący napis- „Sprzedaż wina”;-) Plan przewiduje dwudniowe szwędanie, więc z plecaka wywalam niepotrzebne na teraz graty ,wrócimy w końcu tutaj..Poranek jest zachmurzony i ciepły,16 stopni..nie lubię takiej pogody, ale cóż..Ruszamy nieco po swojemu, bo szlak średnio oznakowany i po 50 minutach docieramy do Sedla pod Kohutom.
Zaczyna się troszkę przejaśniać,a my dalej do góry..Po drodze mijamy fajne miejsce na nocleg albo schronienie w razie ulewy.
Dalej zielonym szlakiem-masakrycznie ubłoconym-kierujemy się przez Krivań i Bohunovo w stronę Sedla pod Małym Salatinom. Mijamy takie skałki:
Maszeruję wśród traw;-)
Idąc granią wiatr wieje niemiłosiernie, temperatura gwałtownie spada i przewala się mgła..fajnie:)
Na pewno byłoby pięknie gdyby była ładna pogoda, ale dziś jest ciekawie i wręcz porywająco;-) z Sedla po 40 minutach wędrówki we mgle docieramy na Salatin (1630m npm),ścieżka odjazdowa-w błocie robię dwa kroki w przód i jeden w tył, i tak bez przerwy..Na Salatynie wpis do zeszytu pamiątkowego i zbieramy się, bo wiatr jeszcze się wzmaga..
Kawałek zejścia zielonym szlakiem, potem na czerwony w stronę naszej Ludrovej. Ta strona zbocza jest osuszona przez wiatr i nie jest tak ślisko, mimo to Greg zalicza piękną glebę powodując tym samym odnowienie urazu po skręconej kostce..powoli złazimy sobie w dół obserwując trasę jaką pokonaliśmy:
Początkowo przez las,a potem przez tzw. Huciaki. Idzie się wąwozem wzdłuż strumienia, przekraczając go często (wpadam lewą nogą do wody,ałuuu;-)),niesamowicie tam i pięknie, woda huczy, echo naszych głosów odbija się od skał..przefajne miejsce i są jaskinie podobno..
Potem jeszcze tylko godzina szosą, mam wrażenie, że jestem w Dolinie Chochołowskiej (tyle,że krótsza wersja)hehe…ale mamy farta, bo do swojego dzipa przybiera nas Słowak. Okazuje się, że jutro urządzają tam polowanie i był coś przygotować, ,hehe, dobrze, że jutro nas tam nie będzie;-)
W samochodzie decydujemy odpuścić drugą część planu, nie ma sensu łazić z bolącą nogą:( miała być nocka w Hotelu Chocz i wejście na szczyt, ale co tam…innym razem, tym bardziej, że widoki z Chocza już znam;-) Kiedy ruszamy do domu zaczyna kropić deszcz….