Ciepły lipcowy wieczór.. nie ma co robić, egzaminy zdane (no..prawie), a w pracy aż 2 słownie: два ) dni wolnego. Cóż było robić, pakujemy się do busa i jedziemy w Karkonosze. Z racji tłoku, pierwsze piwa udaje nam się otworzyć dopiero w Jeleniej Górze, a pierwsza wiśnia pęka dopiero w busie do Szklarskiej Poręby.
Późny wieczór, ciemno jak w dupie, a podpity Pong przeoczył żółty szlak, zapomniał skręcić i rozmawiając przez telefon poszedł prosto w stronę wyciągu w Szklarskiej. Nie specjalnie przeszkadzał nam ten fakt, poszliśmy w swoją stronę. Po kwadransie Pong radośnie biegał po lesie, próbując nas dogonić. Niestety przeszkodził mu w tym rów melioracyjny.. pół godziny później Pong natknął się na kolejny problem – pochłonął go mrok
Po 2 byliśmy na grzbiecie
a przed 3 zdobyliśmy Wielkiego Szyszaka – taki karkonoski off Road

Noc była piękna, więc Pong udał się na spoczynek (tego dnia zasypiał kilka razy - na każdym postoju). Wschód słońca wart był wypitej wiśniówki – piękny
(I tu mam pytanie do bardziej doświadczonych fotografów: co zrobić, żeby intensywna czerwień wschodzącego słońca nie wyglądała na zdjęciu jak stary maluch sąsiada

)
Wszystko fajnie, zdjęcia porobione, zdewastowany pomnik Wilhelma I zdobyty, ale co teraz

Jest piąta rano, docelowe schronisko jakieś 2 godziny drogi.. bez sensu. Spontanicznie zmieniamy kierunek i najeżdżamy Czechy - spacer do Łabskiej Boudy, źródeł Łaby, a następnie ponownie Śnieżne Kotły i grzbietem do Odrodzenia. Po drodze obaliliśmy granice, właziliśmy na kolejne skałki, a w tak zwanym międzyczasie obcowaliśmy z roznegliżowanymi czecha… czeszkami.
[IMG=http://img828.imageshack.us/img828/8305/p1040266.jpg][/IMG]
Zachód Słońca z tarasu Odrodzenia mógł śmiało konkurować ze wschodem. Propagując turystykę piwną (z piwem w ręku) odwiedziliśmy czeską część Przełęczy Karkonoskiej, wypiliśmy wiśniówkę, a w międzyczasie Tomasz wyrwał dwie mocno już dojrzałe Niemki
Następnego dnia nic już w zasadzie się nie działo, kaca nie było, a słońce dawało w dekiel

Cóż było robić, grzbietem nad Mały Staw, kawałek przed Spaloną Strażnicą odbiliśmy do Lucni Boudy na ser smażony, a potem Śnieżka i do Karpacza – Maciek oraz Pong przez Sowią Przełęcz i dalej Sowią Dolinę, a ja z Tomkiem przez Kocioł Łomniczki.
