Urlop w tym roku możemy uznać za udany pomimo iż pogoda w ogóle nie dopisała. Tak oto we wrześniu udaliśmy się do Tapolcy na kąpiele w ciepłych basenikach. Niestety Tapolca to taka trochę większa wioska, sezon się skończył więc i camping się zwinął (mieliśmy szczere chęci do spania pod namiotem pomimo temperatury, która jednego dnia wynosiła w nocy 13 stopni a następnej już tylko 5 i spadała...). Tak więc poszukaliśmy noclegu na kwaterze. Okazało się, że już za 40zł od odoby możemy dostać 3 osobowy apartament! Sezon się skończył ale ciągle było dużo polaków. Pomimo iż dominują turyści z Polski dogadać się można jedynie po niemiecku. Sezonowe budki z jedzeniem i baseny na zewnątrz stoją puste. Za to w środku głównego budynku mamy baseny w jaskiniach.
W samej miejscowości są 2 pizzerie i jakieś bary.
Z Tapolcy zrobiliśmy małe kółeczko do granicy Słowackiej - do jaskini Domica. W budynku jaskini jest niewielkie muzeum i zbiory z różnych jaskiń Słowacji (głównie z Domicy - kultura bukovohorska) znalezisk archeologicznych.
W bliskim sąsiedztwie jaskini znajduje się parking a przy nim drewniane rzeźby niestety nieznanego mi artysty. Region ten (Słowacki Kras) słynie z wycieczek trekingowych oraz jaskiń. Po stronie węgierskiej jest dużo więcej udostępnionych turystycznie jaskiń oraz Jaskinia Bardla czyli dalsza części Domicy (jaskinia ta jest przygraniczna i 2/3 jej długości znajduje się po stronie węgierskiej). Wstęp do jaskini kosztuje 7€ (dzieci 6€) ale przyjechać tam warto ponieważ w cenie jest zawarta wycieczka na łódce po jeziorze znajdującym się wewnątrz jaskini! Niesamowite wrażenia. Jaskinia ta słynie również z olbrzymich stalagmitów i stalagnatów.
Po zakupie kofoli, piwa i czekolady studenckiej oraz po nielegalnym wjeździe na autostradę bez wykupienia winiety

udaliśmy się w Bieszczady. I tu kolejna niespodzianka - przenieśli nasz camping

i z powodu oberwania chmury znów nici ze spania w namiocie

.
Wynajęliśmy zatem pokój w Wetlinie (a raczej dawne Stare Sioło) i nie poddając się wyruszyliśmy na spacer. Przez cały nasz krótki wyjazd lało więc udało się zrobić tylko takie oto wycieczki:
Solina - Zapora - Polańczyk - plaża, przystań Jawor i park zdrojowy - Baligród - cmentarz żydowski
Momentami padało tak, że deszcz zamarzał mi na kurtce, zaraz potem wychodziło słońce.
Wetlina - Przełęcz Orłowicza - Połonina Wetlińska - Chatka Puchatka - czarnym szlakiem do Wetliny
A na koniec wyszło słońce....
A tu kolejna wycieczka: Ustrzyki Górne - Szeroki Wierch - Tarnica - Szeroki Wierch - Ustrzyki
A tu już była pogoda fatalna, nikogo na szlaku i deszcz, deszcz, deszcz.... z butów wylewała się woda litrami : Przełęcz Wyżniańska - Mała Rawka - Dział - Wetlina:
Oto nasz cel - Mała Rawka. Widać, nie?
Taki tam mały deszczyk...
A tu Wielka Rawka.
I spacerek Działem...
Piękne widoki na pasmo przygraniczne.
Wychodząc w góry, pan w budce z biletami trochę się na nas głupio patrzył, po czym skomentował, że dziś w góry to chyba chcemy iść by tylko się zmęczyć i zmoknąć. Nie zależało nam - następnego dnia jechaliśmy do domu. Ale pewnie w Tatry bym się nie wybrała w taki deszcz (kwestia bezpieczeństwa).