Czyli jak sobie poprawić samopoczucie, gdy nic się nie udaje i wszystko szlag trafia.
Czyli dwa szczyty i dwie przełęcze ponad 2000 m.n.p. w trzy dni
Czyli piękna pogoda i zapierające dech w piersiach widoki!
Forumowe light&fast czyli jak z trasy 6-cio godzinnej zrobić trasę 12-to godzinną!
Pokonywanie strachu i słabości, czyli Kasiek i łańcuchy
A na zakończenie wschód słońca!
Zapraszam do lektury
Podkład muzyczny:
http://www.youtube.com/watch?v=hSTivVclQQ0
Wtorek, 10 sierpnia
Budzę się jak na zawołanie 5 min przed budzikiem, pakuję żarcie z lodówki i wyruszam na PKS o 5.30.
W Zakopanem jestem koło 7.45 gdzie spotykam się z
Kesi i razem ruszamy w stronę mojego ulubionego schronu,
czyli Murowańca
Byłam bardzo pozytywnie zdziwiona, że
Kesi jest na czas i że w ogóle idzie , bo już zakładałam, ze wszystkie 3 dni będę chodzić solo
Ponieważ ja mam naładowane w plecaku na 3 dni, a koleżanka tylko na dziś, więc mnie cały czas wyprzedza. W końcu ustalamy, że pójdzie przodem, zaklepie mi w Muro nocleg i tam na mnie poczeka.
Kiedy ona jest w Muro ja jestem dopiero gdzieś między Kopami
więc ustalamy telefonicznie, że spotkamy się już na szczycie albo gdzieś po drodze.
W Murowańcu jestem koło 10.30 Uwolniona od towarzyszki, która by mnie popędzała spędzam prawie godzinę
na meldowaniu, przepakowywaniu się i jedzeniu po czym wreszcie wychodzę
Cel: Kościelec! Podejście trzecie
Po drodze nieciekawie, wszystkie szczyty w chmurach, mimo to gorąco.Na karbie jestem koło południa. Wcinam jakiegoś batonika i zapinam do góry
Po pokonaniu pierwszego elementu wspinaczkowego sms do koleżaki gdzie jest.
- Szczytuję !
Wrr... reakcją mojego organizmu na tę sytuację jest przełączenie się w tryb żółwi i totalnnie lajtowe
podejście do trasy (aaa co się będę spieszyć, spanie mam, czołówke mam najwyżej zejdę w nocy
).
Spotykamy się gdzieś w połowie drogi, parę wspólnych zdjęć, żegnamy się, ja pomykam do góry, a
Kesi na dół
Idę sobie dalej, zastanawiając się gdzie są te przerażające płyty
Po czym mijam je bez większych trudności heeh, najwięcej radośći miałam w kominku zaraz pod szczytem
Tak naprawdę to problem miałam z jedną płytą, zarówno w dół jak i w góre (w dół mi plecak przeszkadzał)
Pełna radości wspinam się na szczyt gdzie oddaję truiumfalny okrzyk! Po czym rozglądam się w poszukiwaniu widoków. Niestety zewsząd białe gęste mleko, ni wuja nie widać
No więc rozkładam się na jakimś wygodnym kamieniu, pożywiam i czekam na widoki
Po jakichś 40 min zaczyna się rozjaśniać!
Yeaaah!
Spędzam na szczycie jescze jakieś 20 min, robię zdjęcia, podziwiam widoki., rozmawiam z innymi ludkami.. Jak się później okazuje, 3 osoby, które wtedy spotkałam na górze, mieszkają w tym samym pokoju co ja*
W końcu schodzę na dół. Oczywiśćie mi się nie śpieszy...
W drodze do Murowańca spotykam dwójkę Anglików, którzy pytają mnie czy jeszcze daleko do Przełęczy Karb. Informuję, że są dopeiro w połowie (jęk) ale mówię, że fajne widoki ich czekają (uśmiech), polecam im też żeby sobie zeszli z drugiej strony, bo łatwiej jest (jak się potem okaząło, oni też nocowali w Muro i byli za tę ost wskazówkę wdzięczni, bo nie mieli siły na te schody do Czarnego Stawu ;p)
Schodzę chyba ze 3 godz dół, przyglądając się jak to chmury odbijają się w stawie
po czym w pokoju pytają się z czego ja się tak cieszę i co mi zajęło tyle czasu
Jak to co, podziwianie widoków! Po krótkiej wymianie opowieści z wycieczek szybki prysznic, kolacja i spać.
Środa, 11 sierpnia
Pobudka 7.00 szybki telefon do
Kesi z oświadczeniem, ze jednak żyję, kolana mnie nie bolą więc idę na Świnicę.
Kesi rezygnuje tym razem z wycieczki
więc ja koło 8.00 rano po szybkim zaklepaniu sobie wyrka na nast noc zbieram bety i ruszam w drogę!
Trasa na początku miała być Kasprowy -> Beskid -> Świnica -> Świnicka Przełęcz -> Murowaniec
Ale zaraz po wyjściu z Muro doszłam do wsniosku, że w taki upał nie dam rady tyle zrobic, wieć od razu skierowałam się na Świnicką Przełęcz z założeniem, aby zejść tą samą drogą (na Świnicy plan został ponownie zmodyfikowany, ale o tym później
.
Widoki po drodze:
Na Przełęczy Świnickiej jestem koło 11.00 czyli mam zajebiście dłuugi czas. Ale jestem sama. Nocleg mam. Nigdzie mi się nie spieszy. Po lekkim drugim śniadanku zaczynam wdrapywać się na Świnicę szukając tych strasznych łańcuchów.
Pierwszy łańcuch to pikuś. Śmieję się w głos. Ludzie się dziwnie na mnie patrzą ;d
Druga seria łańcuchów z dala wygląda prezrażająco , ale z bliska okazuje się banalnie łatwa co się ze mną stało, przestałam się luftu bać, czy jak?
) **
Nie ma się co bać, taaa... przy osttatnim łańcuchu wysiadam, i blokuję ruch na dobre 5 min
Na szczycie jestem koło godz 13.00
Moja uśmiechnięta morda mówi sama za siebie :
Ktoś wie co to wstążka oznacza?
Jedyne zdjęcie na stronę polską na którym coś widać, bo generalnie na tamtą stornę było mleko i 5 sek przejaśnienia zaraz jak przyszłam ;p
Na Świnicy decyduję schodzić przez Zawrat (ponieważ tak mi dobrze szło w drodze na Świnię, więc jestem przekonana, że jakiś tam trawers na Zawrat nie sprawi mi aż tylu kłopotów hahaa, poza tym chcę zobaczyć jak najwięcej
)
W drodze się trochę rozjaśniło:
Podkład muzyczny do zdjęcia:
http://www.youtube.com/watch?v=cvgUdrzGNys
Aczkolwiek w obecnej sytuacji niewykonalne, zostawiam na przyszły rok 8)
Czas start: 13.30
Już przy zejściu ze Świnicy pierwsza pułapka - łańcuch naookoło płyty po której się nie da zejść!
Omijam
Potem następuje moje zejście ze Świnicy na Zawrat w akompaniamencie brzydkich słów
(to tu to tam wyrwało mi się jakięs niecenzuralne kurde mać, po którym raz zapadła na 5 min cisza idealna ;p) aplauzu od publicznośći (raz, po takiej stromej ścianie gdzie się trzeba było spuścić na łańcuchu 'na taternika' bo nie było stopni ;p) oraz ciągłych pytań '
A może pani pomóc?' Na co ja zdecydowane '
Nie!'
Po drodze korki. W jednym miejscu ochotnicy sterowali ruchem i puszczali na zmianę po 10 osób z każdej str
Dziękujemy panom
Po drodze spotykam niejakiego Piotrka, który z przerwami idzie ze mną potem aż do Murowańca.
Łańcuszki i inne takie:
Na Zawracie jestem o godz 16.00 z zawrotnym czasem 2,5 godz!
Na Zawracie krótki odpoczynek i pamiątkowe zdjęcia:
Zmienili tabliczkę, w zimę była czerwona
Widoki z Zawratu:
Zejście na dół przebiega całkiem sprawnie (nie licząc łańcucha na samej górze, który po kilku minutach medytacji z premedytacją omijam
) co wkurza mojego towarzysza, bo co trochę każe mi się łapać łańcuchów (ale co ja na to poradzę, że ja wolę skały się łapać
). Plecak mi trochę przeszkadza. Mhm na drugi raz na łańcuchy wezmę coś mniejszego.
Po zejściu dochodzę do wniosku, że jak Zawrat to tylko zimą!
Łatwiej, przyjemniej ihihih i wszędzie biało!!
A w lato to jest taka brzydka kupa kamieni
Jeszcze jakieś widoczki:
W Murowańcu jestem koło 20.00 haaha piękny czas, cała akcja 12h umieram z głodu więc lecę na jadalnię po kotleta o którym marzyłam od samego Zawratu...
- Poproszę kotlet schabowy.
- Nie ma już.
- No to pierś z kurczaka.
- Nie ma.
- Naleśniki??
- Nie ma już.
- To co jest ?
- Same zupki zostały.
- I nic innego ??
- Tylko zupki.
Aaaaaa załamana odchodzę od bufetu i idę po wrzątek i jakieś zalewajki! Bo to zły bufet jest!
Czekając na wrzątek patrzę, a tu z okienka wychodzi bigos... chwila zastanowienia i lecę zamówić!
Ahahaa przynajmniej troche mięska będzie
Czekając na mojego bigosa patrzę jak z kuchni wychodzą kotlety i naleśniki, ślinię się na potęgę i nie mogę tego zrozumieć czemu ja nie dostałam kotleta!
Staszek nie może się nadziwic, jak można się cieszyć z takiej małej miski kapusty z kawałkami kiełbasy w środku ;p
W międzyczasie ustalamy trasę na dzień następny, bo jak się okazuje,
Staszek podąża w tym samym kierunku co ja po czym idziemy w kimę
Czwartek, 12 sierpnia
Pobudka o 8.00 rano, szybkie śniadanko i wyruszamy!
Cel: Dolina Pięciu Stawów przez Krzyżne
Na początku czas mamy fajny, mimo że idziemy z duzymi worami. Potem po wyjściu z lasu robi się potwornie gorąco i Kasiek wprostproporcjonalnie potwornie zwalnia ;/
Generalnie ludu prawie nie ma, co jest miłą odmianą po dniu poprzednim i kolejkach do łańcuchów
Po drodze mijamy Czerwony Staw (naprawdę czerwony!) śliczny *_*
Jakieś kffiotki:
Lampa jest coraz gorsza, jest mi coraz bardziej gorąco a picie nam się kończy.
Podejście pod Krzyżne:
No i w końcu jesteśmy !
Living my dream!
Na przełęczy spotykamy 5 osób od nas z pokoju (pozdrawiamy Kraków i Płock!) hehe a jak mówiłam, że się jeszcze spotkamy to nie wierzyli ;p
Robimy pamiątkową fotę, pijemy resztkę wody i zaczynamy schodzić.
Zejście do Pięciu Stawów wcale nie takie znowu obsuwające się jak nas straszyli, jednak powolne
(gorrrąco... pićcc)
Mimo gorąco robię ładny pyszczek do aparatu:
Staszek pomyka do przodu bardzo szybko, więc decydujemy, ze on pójdzie przodem i spotkamy się juz Piątce.
Pomykam więc dalej moim tempem i staram się iść w miarę szybko (hahaa)
Po drodze zatrzymuję się przy pierwszym wodopoju jaki spotkałam, uzupełniam płyny w organizmie i w pustej butelce
Żeby miało jakiś smak wrzucam do butli dwie pastylki wapna smakowego ;p
Widoczki po drodze:
DOlina Pięciu Stawów Polskich:
W końcu po zrobieniu trawersu w prawo widać Wielki Staw Polski oraz...
Staszka! Który się wrócił po mnie!
Staszek mimo moich protestów zabiera mi plecak i idziemy robić zdjęcia
Jakieś panoramki:
Potem idziemy się zamelinować na glebie, ja ide zjeść, szybki prysznic w loddddowatej wodzie po czym znowu idziemy robic zdjęcia :
Włącza mi się instynkt wspinaczkowy ;p
A wieczorem spektakl spadających meteorytów
Koło 22.00 wreszcie spać.... Nikt się nie bulwersuje, że cały korytarz zajęliśmy, jeszcze przepraszają, że przechodzą
O dziwo, nikt tej nocy nie chrapał! Nawet jak wychodziłam następnego dnia nad ranem....
Piątek, 13 sierpnia
Pobudka dzwoni pierwszy budzik godz 4.00
- Aaaaa... ueeeee...
Dzwoni drugi budzik. Godz 4.15.
- Mmmmm....
Robię nagły zryw, otwieram oczy i chcę spać dalej
Niestety obowiązki wzywają - muszę być w Krakowie o 12.00 na rozmowie o pracę... (shit!) A tak by pospał!
W każdy razie jakoś udaje mi się zebrać do kupy, wstać i się spakowamć. Na śniadanie juz nie mam siły. Żagnam się ze
Staszkiem, który na koniec mówi mi :
- Kaśka, ty masz jaja jak byk!
Po czym kieruję się w stronę mroku (czytać; wyjścia).
Śledziki śpią gdzie się da: na korytarzu, na stołach, w kuchni turystycznej oraz na schodach przed wejśćiem
Mijam śledziki i ruszam w kierunku Zakopanego.
Idzie mi się strasznie. Che mi się jeść (ale nie mam ochoty na serek, który mam w plecaku) chce mi się spac i nei mam siły isć.
Aaaaa.... zamiast 1,5 godz idę na Palenicę 2,5 godz z tym że od Wodogrzmotów robię zamaist 40 min -> 20 min (tzn, że jak mi się chce to potrafię ;p)
Po drodze udało mi się trafił na wschód słońca
Na Palenicy jestem koło 7.30 po czym dowiaduję sie, że pierwszy bus do Zakopanego odjeżdza dopiero o 8.05
Zdesperowana próbuję pojechać taksówką, która właśnie podjechała, przy czym busiasz mówi mi, że tak nie można, bo oni mają umowę i pierwszy kurs jest jesgo! Agrrrr!!! W momencie wsiadania do busa mam srogą minę, zabijam wzrokiem. Na szczęscie w Zako od razu przesiadam się do PKS-a do Krakowa ;]
Niestety na rozmowę spóźniłam się pół godz*** ;d
Uppps....
Muzyka końcowa:
http://www.youtube.com/watch?v=XClf_8AKF4E
Napisy końcowe:
Było bardzo miło. Świetna pogoda. Świetne towarzystwo (pozdrawiam ekipę z pokoju nr 11!
)
Cele zrealizowane: wszystkie
Kościelec rulezz chociaż Świnia też była niczego sobie ;]
Tego mi było trzeba!
Zdjęcia:
http://picasaweb.google.pl/kasiek555/10 ... iecStawow#
* w tym
Staszka, który się na mnie nie obraził, mimo, że go 3 razy o imię pytałam
** po całej wycieczce doszłam do wniosku, że mam jak
Mulik, tzn im większy luft tym mniej się boję
*** bo to zły busiarz był!