Ja nie mogę chodzić po górach w taki upał, więc weszłam pod
Dziwny splot okoliczności sprawił, że późnym popołudniem znalazłam się w świdnickim parku oczekując z niecierpliwością na przyjazd Michała z kolegami.
Zakreślony z grubsza plan mówił o kopalniach i nurkowaniu. Jednak plany, jak się okazało wykazywały skłonność do gwałtownych przeobrażeń i zupełnie wymykały się spod kontroli, żyjąc własnym życiem.
Po jakże serdecznym powitaniu poznałam kolejne osoby dramatu Krzyśka i Remka. Zapakowawszy się do auta ruszyliśmy w stronę przełęczy Tąpadła.
Prolog.
Wieczorkiem na zboczach masywu Ślęży szukaliśmy kopalni chromitu. Prowadzą do niej dwa wejścia niepołączone jednak ze sobą. Pierwsze wybrane to dawny szyb transportowy. Dla mnie dziura zarośnięta paprociami. Panowie niezrażeni pokusili się na zjazd. Niestety tej części nie udało się w pełni spenetrować, ponieważ dostępu do kopalni broniła krata. Najnowszy super turbo model kraty! Dlaczego na dole a nie na górze??? Nie pomogły klucze, lusterko (nawet powiększające), egzorcyzmy – nic. Być może rytualna ofiara by coś zmieniła, ale rozsądnie została na górze

Co nie znaczy bynajmniej, że panowie nie dokładali wszelkich starań, aby się przegryźć – kombinowali ponad godzinę. Zanim poddali się ostatecznie. Ze względu na charakterystyczne ukształtowanie szybu wyjście było bardziej problematyczne niż wejście. My byśmy powiedzieli, że telewizory spadają.Zajadła walka z „jego wysokością szybem” została jednak wygrana.
Jeszcze tego samej nocy zeszliśmy pod drugie wejście, tym razem krata okazała się mniej oporna i ustąpiła. Ale zamiast pakować się do środka zostaliśmy na zewnątrz, podejmując zabiegi integracyjne w blasku ognia, pogańskie rytuały trwały do 3ciej, gdy to doszliśmy do wniosku, że skoro już świta to może pójdziemy spać. Błysnęliśmy inteligencją rozkładając karimaty na górce - co spowodowało, że obudziłam się z głową w połowie karimaty i tyłkiem w trawie.
Akt I
Pokonując poranne nieogarnięcie zebraliśmy się w sobie i weszliśmy do środka sztolni. Było mokro od początku – kalosze, które targałam przez pół Polski okazały się przydatne. W sztolni zachowały się całkiem dobrze stemple podtrzymujące chodnik oraz wspomnienie po używanej tam kolejce. Pozwiedzaliśmy, zrobiliśmy sesję zdjęciową. W końcu nadszedł czas na clou programu. Nurkowanie!!!
Nawet się nie zająknę w tym miejscu ile waży i z czego się składa sprzęt do nurkowania dla jednego luda a potem to trzeba jeszcze założyć na siebie i zmontować do kupy. W warunkach kopalnianych sztuka nieomal akrobatyczna. Nurkowanie trwało 20 minut. Co Michał widział pod wodą mam nadzieję, że opisze sam. My kontemplując powierzchnię widzieliśmy głównie bąbelki. No i oczywiście trochę się niecierpliwiliśmy, dzielnie niczego po sobie nie okazując.
Po skończonym nurkowaniu pozbieraliśmy manatki, zapakowaliśmy się do samochodu marki Samgopcham i pojechaliśmy szukać Sztolni Studentów w Szklarach. Ze sztolnią tą wiązała się ciekawa historia: mianowicie dwóch studentów zeszło tam bez sprzętu i zostało tam na 27 dni. Możliwe, że w związku z tą sprawą sztolnię zasypano, bo jej niestety nie odnaleźliśmy. Miejsce zapewne było właściwe tylko, że zamiast wejścia czekały na nas zwały ziemi. A że do łopaty jakoś nikt się nie rwał, trochę rozczarowani ruszyliśmy w dalszą drogę.
Następna na liście była kopalnia "Konstanty". Wielka, piękna, wielopoziomowa. Cud po prostu. Dojście bez problemu, pomijając palące słońca. W sąsiadującym wyrobisku prace tego dnia zamarły jakby specjalnie dla nas. Kilometry chodników, pochylnie, szyby, zachowane elementy wyposażenia. No i woda na dnie. Cały jeden poziom zalany. Woda przejrzysta niczym kryształ. Niestety sprzęt do nurkowania jakoś nie chciał przyjść z samochodu. Michał był niepocieszony. Skończyło się na zwiedzaniu, chociaż jakoś nie po całości. Nie dotarliśmy na przykład do hal fabrycznych, w których mieściły się niemieckie zakłady zbrojeniowe. Nie znaleźliśmy sławnych betonowych schodów. Najgorsze jest to, że w miarę eksploatacji pobliskiej kopalni odkrywkowej Konstanty znika i trzeba się spieszyć. Nocowaliśmy na miejscu, w składzie materiałów wybuchowych. Na kolację były pomidory w magnezytowej panierce.
Akt II
Poranek w kopalni przywitał nas ciemnością i zimnem. Jedni palili inni uprawiali jogging wzdłuż torów „bany”. Śniadanie postanowiliśmy zjeść przy wejściu, chyba mieliśmy już dość zimna i wszechobecnej wilgoci. Zaserwowałam kawę na podniesienie ciśnienia, kto pił moja kawę ten wie. Na zewnątrz kolejny dzień masakrycznego upału. Z Konstantego pojechaliśmy do Sztolni w Dzikowcu. Wejścia broniła wielka krata niczym zapora przeciwczołgowa. Tu dziewczę uczyło się zjazdu na linie a potem podchodzenia. Nie będę się rozpisywać, powiem tylko, że było wesoło - szczególnie Panom. Na dnie komory znajdują się dwa duże jeziorka (znaczy kiedyś to były jeziorka, obecnie szambo). Sztolnia mimo kraty z upływem czasu stała się wysypiskiem śmieci, udało się chyba nawet zidentyfikować zardzewiałe drzwi samochodowe. Oprócz tego dużo osuniętej ziemi, jak na mój gust mało stabilnej wymieszanej z potłuczonym szkłem. W głębi znajdowała się krystalicznie czysta sadzawka, na której brzegu pod lustrem wody znajdowało się miejsce do zalanej części kopalni. Miało być kolejne nurkowanie, ale śmietnik wewnątrz i zapach padliny podziałały deprymująco. I jeszcze ten zacisk na początku (no jeżyk mi się zjeżył na ten widok). Z butlami na plecach nie ma mowy żeby się tam dostać. W ogóle padlina nas jakoś prześladowała tego dnia

, -chociaż niektórzy twierdzili, że ten charakterystyczny zapach to rzepak (może jakaś Wielkopolska odmiana).
Epilog.
I tak minęły intensywne trzy dni w kurzu, pyle, pocie, upale bez dostępu do bieżącej wody. No właśnie jakoś w ogóle mało wody w tej historii. Było intensywnie, padaliśmy na pysk, ale było warto cholera jest nawet gorzej – spodobało mi się.
Jeszcze w kwestii porządkowej:
Prace wydobywcze prowadzone metodami odkrywkowymi na terenie kopalni Konstanty prowadzone są w pobliżu nieczynnych wyrobisk górniczych. Fakt ten stanowi poważne zagrożenie dla osób penetrujących te wyrobiska na własną rękę bez stosownych zezwoleń. Na terenie Zakładu Magnezytowego prowadzone są strzelania za pomocą silnych materiałów wybuchowych , które w poważnym stopniu naruszają strukturę nieczynnego, podziemnego systemu kopalni. Samowolne zapuszczanie się w głąb systemu chodników spowodować może poważny uszczerbek na zdrowiu , trwałe kalectwo lub nawet śmierć w wyniku uszkodzeń struktury chodników .