Trawers An Teallacha (no nie powiecie, że ta nazwa się sama nie prosi), czyt. an cielacha, to bardzo klasyczna i bardzo znana highlandzka trasa. Już dawno chcieliśmy ją poeksplorować, ale na przeszkodzie zawsze stała odległość. Ów negatywnie nastawiony do Półksiężyca masyw górski leży bowiem już dość daleko na północy.
Ale kiedyś trzeba w końcu. Wyruszamy w piątek o 20, na parkingu niedaleko celu jesteśmy krótko po północy. Nie chce nam się chrzanić z namiotem, więc ja śpię w rozłożonym bagażniku, a Mazio na przednim siedzeniu. Od średnio komfortowych warunków gorszy jest fakt, iż nie chce się zrobić ciemno. Cały czas jest szarówka taka jak tuż po zachodzie słońca. Nie ma problemu z rozróżnieniem gór na tle nieba. Cholerna Północ.
Rano wyżłopujemy termos kawy i ruszamy. Cel (zdjęty z drogi, nie z początku trasy) wygląda tak:
A tak prezentuje się najciekawsza część, czyli pinakle Corrag Bhuidhe, Lord Berkeley's Seat i pierwszy z dwóch munro masywu, Sgurr Fiona:
Po raz pierwszy w Highlandzie spotykamy lucyfery, zabawne że akurat na tej górze
Wbijamy się na pierwsze wzniesienie, Sail Liath i wreszcie zaczynamy iść granią.
Nad dalszą częścią trasy klębią się malownicze mgły, co mnie wkurza, bo lubię widzieć gdzie idę:
Podejście na Corrag Bhuidhe kojarzy się z odległości z Rohaczem Ostrym:
Z bliska w sumie też: najpierw stroma ścieżka, potem scrambling:
Bad Step wyprowadzający na pinakle można przechodzić różnymi wariantami, od naprawdę trudnych po całkowite go ominięcie. Ja wybieram kompromis, a w dwóch miejscach gdzie czuję się niepewnie Mazio asekuruje mnie "łańcuchem" z taśm.
Rzeźba skały (piaskowiec ułożony w stosy "bułek") pozwala kombinować, chwyty i stopnie na ogół są bardzo dobre:
Na Corrag Bhuidhe też jest mnóstwo możliwości, oczywiście najfajniej iść ściśle granią. Na południe jest niesamowita lufa. Staram się na szybkości wyrobić w sobie odruch, że jak już ma mnie znosić, to na lewo.
Sgurr Fiona:
Na siedzeniu lorda Berkeley każdy szanujący się munro-bagger, wzorem lorda, powinien usiąść nad lufą i pomajtać nogami. Zaszczyt pomajtania odstępuję Maziowi (na zdj poniżej), i tak moje bohaterstwo jest szeroko znane więc nie muszę nikomu nic udowadniać
Na północnym zachodzie pięknie widać Atlantyk:
Scramblingowa łatwa grań wyprowadza na Sgurr Fionę. To koniec najbardziej charakternego odcinka. Teraz czeka nas żmudne włażenie na drugiego munro, Bidean a'Glas Thuill:
Z Bideana przebyta trasa prezentuje się iście zajebiaszczo i znów budzi skojarzenia z Rohaczami. Na widok Corrag Bhuidhe nie chce mi się wierzyć że nie bałam się iść (w większości) granią, jakoś tam ta ekspozycja AŻ tak nie przytłaczała:
I jeszcze rzut oka na całą południową stronę:
Jeszcze tylko koszmarnie długie zejście i krucjata zostaje uwieńczona sukcesem, pokonaliśmy An Teallacha. Po długiej przerwie liczyliśmy na naprawdę fajną wyrypę, i kurcze, fajniejszej sobie nie mogłam wymarzyć.
