golanmac napisał(a):
marekm napisał(a):
i owszem ale są podawane nawet 2 stopnie dla Tatr Wysokich
Nasi są sprytniejsi, podają jeden dla całych Tatr, a jak się coś wydarzy mówią że te stopnie to w sumie nic nie oznaczają i nie powinno się nimi sugerować ...
No kiedy one rzeczywiście dla tego jednego konkretnego miejsca niewiele oznaczają i nie należy się nimi sugerować a trzeba patrzeć wokół siebie.
To tak jak z tą średnią.
Przeczytałam opis ostatniego wypadku na Rysach:
http://www.tatry.inspiration.pl/viewtop ... start=2280(posty ze zdjęciami)
Nie żadna analiza tylko opis osoby, która była tam na miejscu i poprzedniego dnia szła tą samą trasą.
Osoby które zginęły zginęły na skutek obrażeń a nie na skutek przysypania (podobnie jak w wypadku moich znajomych, który opisałam wyżej w tym wątku).
To może świadczyć o tym, ze niechcące stanęli na nawiany śnieg i pojechali.
Wkleję również inny opis dotyczący całkiem innych gór - Karpat Wschodnich, zamieszczony przez kolegę na "preclu":
Cytuj:
Można starać sie unikać takich "lokalnie podejrzanych" miejsc, ale nie jest to łatwe. Ze mnie też żaden ekspert i wprawdzie ostatnio odwiedzam Tatry zimą, ale raczej wyjątkowo czujnie. Przy dobrej pogodzie i ukształtowaniu terenu czasem widać,że w danym miejscu jest łacha nawianego śniegu, ale przy większej powierzchni, czy jak już trochę poleży nie jest to tak wyraźne, szczególnie gdy we mgle nie widać kontekstu otoczenia. Właśnie w taki sposób omal nie polecieliśmy w Świdowcu na Ukrainie -podchodząc na główny grzbiet bocznym grzbiecikiem [chwała beskidzkim nawykom, he, he] tuż na lewo od trasy zjazdowej i wyciągu na Stoha z Dragobratu [chyba pierwszy boczny grzbiecik od Stoha w stronę Bliźnicy]. To był listopad, śniegu nie za wiele. Ledwo przykryte 15-30-centymetrowe krzaki jałowca, przy każdym kroku czuć było zapach. U samej góry na niezbyt stromym stoku zrobiła się wydma śnieżna [trudno to nazwać nawisem], a poniżej ta poducha, na którą radośnie wleźliśmy we mgle. Skończyło się kilkumetrowym zjazdem deski śnieżnej, uratowało nas to,że szliśmy tym małym grzbietem, a nie depresją na bardziej stromym stoku.
Zeszła tylko ta poduszka przewianego śniegu. Za to efekty wizualno-akustyczne literaturowe: najpierw wystrzał jak z petardy, a potem tafla śniegu pękająca jak tafla szkła. Mgła się trochę podniosła po incydencie, więc mogliśmy się trochę przyjrzeć okolicznościom po fakcie. Byłem tam też kilka lat później w maju, gdy już w tym miejscu nie było śniegu. Gdyby mi bez wcześniejszych przygód ktoś pokazywał to miejsce jako potencjalnie lawiniaste, tobym chyba nie uwierzył.
B.