Lechuu napisał(a):
nikt nigdy nie przeszedł całej OP w zimie?
Klasyka ...
http://www.gory.info/ksiazki/tresc.php?id=9Cytuj:
Dalej ścieżka letnia przechodzi na stronę północną i, najeżona żelaziwami, biegnie po stoku Zmarzłych Czub ku Zmarzłej Przełęczy. Ogromne masy śniegu wiszą obecnie na stromych tych stokach od strony północnej, nawisami pozsuwały się z grani, białymi polami przylgnęły do przepaścistych upłazów, przylepiły się do podciętych turniczek...
Początek łańcucha, który nura dał w to morze śniegów, wskazuje kierunek drogi. o przejściu Żebra granią mowy dziś nie ma; wznoszą się tam jakieś dziwaczne potwory ze śniegu, wiszące w powietrzu. Jedna tu droga: wpław przez śnieżne morze, spiętrzone ścianą nad przepaściami Koziej Dolinki. Tak też czynimy.
Asekurując się linami, jeden za drugim wstępujemy w puszyste głębiny i czepiając się łopatką czekana twardego w głębi śniegu, ostrożnie na dół schodzimy. Barkami szorujemy po śniegu. Sypie się on zewsząd strumieniami całymi, tajemniczo szeleści i niknie w czeluściach żlebu. Już jedna lina skończyła się i skupiła nas pod śnieżną ścianką, już druga w połowie... przylepieni do stromej płaszczyzny po kolei przerzucamy się przez wydmę - rodzaj żeberka ze śniegu - i wstępujemy na gładkie, jednym ciosem ścięte pole pod Zmarzłymi Czubami. Powoli krok za krokiem, ostrożnie stąpając - podczas gdy ręce po łokcie zagłębiają się w śniegu - trawersujemy ścianę, rozpłaszczeni na jej lśniącej powierzchni na podobieństwo ołowianych figurek na tle białego papieru. Perć, skałki, piargi nie wiadomo gdzie się podziały w głębi tych ogromnych mas białego popiołu. Jesteśmy w zupełności oddani na łaskę lub niełaskę jego i z rezygnacją posuwamy się naprzód. Pod spodem skały, kamienie w lód mocno wmarznięte, na nich warstwy śniegu starego - jeszcze z roku zeszłego, z listopada i grudnia - dalej młodsze śniegi, a na nich najmłodsze... Wiele śniegu wiatry z Doliny Pięciu Stawów tu przerzuciły... Głęboko, głęboko jest na tej ścianie... ostrożnie! kocimi ruchami, żeby nie wstrząsnąć jakiej płaśni niepewnej, nie zbudzić licha, gdy śpi... Szeleści lina, śnieg sypie się... cicho!
Pokazała się skałka; ściana Zmarzłej Czuby, opadająca pionowo ku przełęczy. Jesteśmy na razie bezpieczni: tu lawina nie pójdzie... Odpocząwszy chwilę, ten i ów sięga po papierosa. Przepaścistym upłazkiem schodzimy powoli, trzymając się mocno łopatkami czekanów; gdzieniegdzie ręka dosięga kawałka żelaza, wystającego ze śniegu - fragmenty z ubezpieczeń Orlej Perci - i stajemy na Zmarzłej Przełęczy. Samotny "chłopek", podobny z dala do olbrzymiego kamiennego krokusa, obojętnie poziera w głąb ziejącej przepaści. Tuż koło niego rozłożyliśmy się obozem i posiliwszy się, dłuższą chwilę wypoczywali po trudach przebytej drogi.