Zdjęcia dodane, luźne uwagi napisane. Należy to ogarnąć.
Dzień I
W sobotę rano ( 5.05 ) wsiadam w busa z Ciechanowa. Jest możliwość braku miejsc - Lufka w czwartek odeszła z niczym - w wiosce pod Raszynem, Warszawie brak miejsc wolnych. Na szczęście w Żywcu z busa wytoczyła się grupa masowców - plecakowców. Zajmuję miejsce siedzące, muza na uszy ( koncertowy Halford Drapieżca ). O 7.10 jestem na miejscu, od razu na wtorek 20.00 kupuję bilety dla Agi i siebie. Rzucam plecak na kwaterze i oczekuję pozostałych postaci. Czekając wtaczam się na Krupówki ( jeden , jedyny raz podczas 4 dni pobytu ) w celu kupna kalendarza panoramicznego na 2009 rok. Cena 35 zł. Po 11 witam się z Agą na PKP. Biedactwo jechała z wioski pod Raszynem dwoma pociągami. Ale na miejscu wita Ją wspaniała pogoda i elegancki typ
. Następnie busem wtaczają się kolejne osoby dramatu: Hania, Ula, Hubert i Maxym ( gwiazda wyjazdu ). Jest już trochę późno, dzień krótki więc coś dłuższego odpada. Więc Kościeliska. Bardzo ciekawy postój
za mostkiem do Mroźnej, a potem wniknięcie do Smoczej Jamy od góry. Idąc do góry mijamy kliku turystów, z których tylko jeden był Etosowcem i pouczył nas, że źle idziemy. Reszta wykazała się znieczulicą turystyczną
. Tak więc staczamy się w dół przez Jamę i po drabince na dno Wąwozu. Ciemność nadciąga więc wracamy na szlak. Tu podział ról. Hania, Ula i Robert idą na kwaterę, a Agnieszka , Maxym i ja idziemy na kolację do Mylnej. Myszkując po głównej trasie i kolisto - trójkatnych odnogach stajemy wreszcie przy stole do kolacji. Było romantycznie
. Tak romantycznie, że nastąpiły pewne trudności w wykonaniu jednej postaci przy zejściu. Ale prowadzony za pomocą rąk i światła doszedł do Kir
. Tam busik wyłaniający się doslownie od razu i spotkanie w Podkowie. A potem ekumeniczny sen.
Dzień II
Mija noc. Budzą mnie poranne dźwięki, budzi mnie poranny ... telefon od Świni. Tak więc grupa powiększa się do 7 sztuk. Szybko
ogarniamy się i wnikamy do Kuźnic. Oceniamy kolejkę do kolejki i wstępujemy w nią. Po 28 minutach rozmów odrywamy się od ziemi. Na Kasprowym widać płytki chodnikowe. Ale nic to - celem są Kościelce - więc w miarę daleko, może się przejaśni. No i przejaśniło - jak byliśmy już nad Czarnym. Omijając Bestię z boku staczamy się do Gąsienicowej. Na popasie przy rozstaju dróg Maxym rozdiera szaty i udaję się do Murowańca. Będzie tam pomnikiem Utrudzonego Turysty. My wnikamy na Pojezierze. Będąc nad Zielonym podziwiamy zwierzynę biegającą po stokach Skrajnej i Pośredniej Turni. My biegniemy
na Karb. Następnie wiadomo gdzie. Jako gentelmen , tuż przed szczytem puszczam pierwszą Lufkę. No i biedactwo uszkodziała sobie kolano. Ale i tak zdobyła swój pierwszy w Tatrach szczyt powyżej 2000 metrów. Jeszcze raz szczerze gratuluję. Widoki ze szczytu ... tego dnia ich nie było. Docierają pozostali i wszyscy lekko pomstujemy na wiatr. Staczamy się na Karb, na szlakową grań Kościelca Małego i dalej. Byłem tam kiedyś i pogoniła nas miś. Dziś go nie było
Zasiadamy pod jedną wybitną turnią i podziwiamy stawy u stóp. Piękna sielanka. Ale czas i noc gonią. Wracamy na szlak i staczamy się nad Czarny. Przy Kamieniu oddaję pokłon. W Murowańcu podnosimy do pionu Pomnik i ucztujemy. Długo. Wytaczamy się w piękną gwiaździstą i księżycową noc. Po prostu cudo. Nie trzeba świecić latarkami - Księżyc nam drogę wskazuję. Dopiero w lesie się oświecamy. A idziemy dwoma ramionami Jaworzynki. Ula, Hubert, Aga i ja Boczaniem, pozostali odbili na Karczmisku w lewo. Spotykamy się po pewnym
czasie w Kuźnicach. kolacja, kolacja
i ekumeniczny sen.
Dzień III
Mija noc. Dla niektórych z przygodami
Bardzo
wcześnie udajemy się w trójkę ( Aga, Świnia i ja ) w stonę busa do Palenicy. Pozostała 4 pakuje się i dotrze nad Moko później. Docieramy na Palenicę, jesteśmy mile rozczarowani krótkością kolejki po bilety i niemile rozczarowani brakiem fasiągów. To po prostu skandal
Zmuszeni do spaceru spacerujemy do góry. W Moku tłok. Ale za to na Ceprostradzie nie. Docieramy do miejsca Gdzie Kuszą Pigwiny i mykamy w lewo na lewo. Po drodze towarzyszy nam kamzik. Jeden ale za to dostojny. Wystarczyłby na niezłą imprezę dla wielu ludzi. Wchodzimy na Ministranta i chłoniemy widoki. Na Mnichu klika zespołów podciąga się do góry. My jako amatorzy odwiedzamy Mniszka. Sesja zdjęciowa i inna
Piękny widok na Zadniego, na Wrota, Miedziane, Mnicha i Mnichowy Żleb. W drodze powrotnej mija nas trójka wspinaczy z ( chyba ) Edwardem Lichotą na czele. Wymiana pozdrowień. W lekkim zmroku wchodzimy do Moka i pomykamy w dół na busa. W nim z Agą, aby zachować trzeźwość umysłu, wypijamy miód. W międzyczasie Świnia nawiązuje kontakt z Dawidem i Magdą. Umawiamy się w Podkowie. Z nimi dociera równiez towarzysz Endrju. Na miejscu gaworzymy, pijemy piwo, a Endrju ze mną robi rzecz , o której nie mogę pisać. Potem udajemy się krętą drogą na kwatery. Następuje ekumeniczny sen.
Dzień IV
Mija noc. Poranek jest lekko bolesny. Ale mija to bardzo szybko. Nawiazujemy kontakt z Alim, Ligeiro i Magdą ( chwilowo nie zrzeszona ). Docieramy na Rondo Kuźnickie. Kolejka z powodu zefirka nie działa. Więc z buta na Halę Kondratową, przez Piekiełko pod G.....t i potem na Kopę i Małołączniak. Ale wcześniej zasiadamy w Barze Jaworzynka gdzie nawiazuję kontakt z Donem. Łza mi się w oku kręci z powodu 3 rocznicy Pierwszego Zlotu Forum Turystyki Górskiej - 11.11.2005 (
http://forum.turystyka-gorska.pl/viewto ... opada+2005 ) Tak jak widoki były wspaniałe tak cudnie wiało. Ponoć powyżej setki na godzinę. Fakt jest faktem, że wyciskalo łzy i tamowało oddech. No i parę razy położyłem się na wietrze. Fajne to. Na Małołączniaku podejmujemy ( po burzy mózgów ) decyzję o powrocie. Tzn idziemy na zbocze Kopy wznieść toasty. Tam leżakujemy i podziwiamy G.....t. W planach mieliśmy podziwianie zachodu slońca ale wyszło podziwianie morza mgieł i Widma. Cudne to było. No i czas na ostatni powrót. W dół do pustego schroniska i dalej do Kuźnic. Ali z Towarzystwem oddala się autem , a my na kwaterę i na PKS. Ruszamy z Agą o 20.00, a Świnia o 20.10 I to by było na tyle.
Dziękuje za uwagę.