„Skazani na Szyszak”?
Opisy będą krótkie, bo to był tylko jeden dzień, a po za tym ciągle liżę rany po infekcji i nic mi się nie chce…
Była sobota, 1 listopad, godzina 7.15, 10 kilometrów przed Szklarską Porębą.
Nagrodą za krótki był ten wschód słońca
Wiał halny, czyli wiatr fenowy. Stąd ten wał chmur nad Karkonoszami
Po kilkudziesięciu minutach marszu żółtym szlakiem dochodzimy do Kukułczych Skał i Wahadła, a stąd rozpościera się piękny widok na surowy wierzchołek Szrenicy
Jeszcze 10 minut i dochodzimy do Schroniska pod Łabskim Szczytem
(czołówka Karkonoskich schronisk – to moje prywatne zdanie)
Wchodzimy wyżej żółtym trawersując zbocze nad Łabskim Kotłem. Ostatni widok na Szrenicę i schronisko ginące w dole
U góry widoczność od 10 do ok. 50 metrów.
To dla nas jak dotknięcie pustki.
Mimo tego zaliczamy wszystkie punkty „widokowe”.
A to chyba droga do nikąd…
Teraz idziemy czerwonym. Po prawej zostawiamy tytułowy Wielki Szyszak. W takich warunkach faktycznie można poczuć się jak skazaniec
Ooooooo…! Znów widać świat!
W dole jeden ze stawów na dnie Śnieżnych Kotłów
Schodzimy niebieskim. Później odbijamy na zielony, czyli Ścieżkę nad Reglami.
Nagle cud! Widać Śnieżne Kotły! A jeszcze pół godziny temu nie było nic widać!
Wchodzimy w Wielki Kocioł
Później Mały Kocioł i charakterystyczne źleby
Wracamy do schroniska na obiad, a po nim żegna nas sympatyczny przyjaciel
Wieczorem już tylko drgawki, łamanie w kościach i 38,6 st. C…