http://79.189.66.42/keg/index.php?optio ... &Itemid=45
Niedziela, około 3:30, w składzie Paweł vel Kilerus, Witek vel Rohu oraz Maciek vel golanmac wyruszamy w Tatry, by tak pięknie zapowiadająca się niedzielę spędzić siedząc na Ganku. Po drodze porywamy z Małego Cichego, mojego starego znajomego – Tomka i około którejś tam (szczęśliwi czasu nie liczą) parkujemy w Popradzkim Plesie.
Niestety, kobieta na parkingu jest równie miła co nieprzekupna, nie pozostaje nic innego jak zapłacić normalną stawkę za parking, co też czynimy, po czym wyruszamy na spotkanie naszej bestii. Jakiś czas później, mijamy malowniczo położone schronisko i przez chaszcze, krzaki i potok ruszamy równie uroczą co upierdliwą Doliną Złomisk.
W Dolince Rumanowej robimy krótki popas, analizując dalszą naszą drogę, trzeba przyznać że z tej perspektywy nie wygląda zbyt ciekawie.
Wchodzimy w żleb, nie jest trudny, ot taka 0, dłuższy czas testuję wycenę drogi, idąc z rękami w kieszeni, gdy wychodzimy ze żlebu, wyciągam ręce, przed nami trawers zbocza, a miejscami skały są oblodzone, trzeba uważać. Po dłuższej chwili, stajemy w szerokim, wypełnionym rumoszem skalnym żlebie, spadającym z Gankowej Przełęczy, by po jakimś czasie wejść na sama przełęcz, tu dodam że dotychczasowa droga jest łatwa i niezbyt wymagająca, takie 0-.
Dalej idziemy ściśle granią, najpierw płytami w górę, po dobrych stopniach na niewielką półkę, a następnie albo w lewą płytami, albo w prawo, kominem z zaklinowanym głazem, wprost na następna półkę. Tu robi się ciekawie, przed nami gankowy koń, czyli wąska, pozioma grań, zakończona od strony Kaczej kilkusetmetrową przepaścią, a od strony Rumanowej, pochyłą, urywającą się po kilku metrach gładką płytą. Za nim, wchodzimy na niewielką, lufiastą przełączkę, przedzieloną niewielkim zębem skalnym.
Dalsza droga, wygląda podobnie jak opisywany koń, z tym że nie ma poziomej półki, a jest tylko gładka zakończona nicością z obu stron pochyła płyta. Tu kolega Tomek, postanawia zakończyć swoją wycieczkę, stwierdza że tu poczeka i że dalsza droga nie dla niego, my idziemy dalej.
Przed nami kilkanaście metrów po płycie, dalej zejście niżej dwumetrowym progiem i … kolejna płyta, prawie identyczna jak poprzednia, z tym ze dwa razy bardziej stroma, po bokach nicość, a za nią wierzchołek.
Jesteśmy na wierzchołku, grań Ganku jest bardzo ciekawa, technicznie nie trudna, jednak ogromnie powietrzna, a co za tym idzie dość psychiczna, wycena mówi o 0+, ja dał bym najwyżej 0.
Tu czuję się w obowiązku nadmienić że niektórzy z członków KEG zachowali się na wierzchołku jak świnie, sprośne teksty, kult obsceny, niemoralne propozycje, głupio i wstyd mi teraz za nich.
Schodzimy na przełęcz, zejście wygląda podobnie, z tą różnicą że w wejściu absolutna lufa była z prawej strony, a teraz jest z lewej, tam postanawiamy wejść jeszcze na Rumanowy, kilka metrów w dół żlebem, później skalną rysą w lewo, na trawiasty zakos, z niego po trawkach i półkach wprost na szczyt, kolejna puszka.
Schodzimy na dół, słoneczko dobrze grzeje i po lodzie nie ma już ani śladu, zejście do Rumanowej nie przysparza nam żadnych trudności, niestety Złomiska dłużą się strasznie.
W schronisku dowiadujemy się że piwa nie będzie ponieważ złotówki możemy sobie wsadzić … trudno, nie będzie browarka. Po drodze odwiedzamy jeszcze symboliczny cmentarz ofiar gór pod Osterwą, a około godziny 17 wyruszamy z parkingu w stronę Krakowa.