Ave. No to stało się. Po 9 miesiącach oczekiwania nasze oczy ujrzały Tatry. Wyjazd z Tczewa 19.58. Ostatni rzut oka na Wisłę i jaaazda!
15 godzin podróży upłynęło w towarzystwie przemiłej rodzinki zajadającej salcesonik i kanapki z kiełbaską. Czego się nie robi dla gór
Padło jedno piwo, drugie...
Zapadliśmy w pociągowy sen.
Po przyjeździe zaatakował nas deszcz. Nie kojarzy mi się miło ze względu na zeszłoroczny wrzesień i październik, które też witały nas baaardzo deszczowo. Ruszamy na kwaterę. Wstępne przepakowanie i w miasto! Grań Krupówek czeka. Tam spenetrowaliśmy liczne w rejonie sklepy z logo HiMoutain i z cennym łupem w postaci stuptutów ruszyliśmy w stronę Bachledy...
DZIEŃ 1 - Świnica+Zejście Zawratem.
Będąc w październiku na przełęczy świnickiej wypowiedziałam złowieszcze słowa: „pffff – Świnica – eeee, to taki większy Giewont”
– liczę teraz na to, że klątwa Bestii mnie nie dosięgnie. W Kuźnicach jesteśmy 6.20 z rańca, do kolejki czeka już kolejka.
O 6.50 wjeżdżamy drugim kursem. Na Kasprowym z 3 stopnie i wieje jak na Uralu. Zakładam czapę na głowę, to sam czyni Dawid. Ruszamy ostro w stronę Bestii. Jest rześko i zimno, słońce rzuca super cienie i oświetla HG. Góry jak na wyciągnięcie ręki, dumny Krywań szczerzy łeb. Zbliżamy się ... Jest!!!!! 2012 padło
. Toczę się na Beskid z uwagą i należytym szacunkiem, uffff – puścił! To dobry znak, mamy przyzwolenie Bestii, reszta to tylko formalność. Za nami tłumek ludzi, dogania nas rodzinka badylarzy, też idą na Świnicę. Pierwsze łańcuchy, skała momentami mokra, ale się nie zrażam. Łańcuch, krok, łańcuch, pnę się w gorę jak pająk po pajęczynie, czasami przystaję by sobie „duchnąć” jak mawiał ks. Gadowski, by uspokoić serduszko, jak nabierze zbyt dużego tempa. Dawid idzie pierwszy, pytam go co jakiś czas : „jak tam wygląda”? Wolę wiedzieć. W trudniejszych miejscach wolę jak idzie przodem, ja obserwuję jak sobie radzi. Widoki piękne... czuć już wysokość, cudownie, w dole DPSP. Jeszcze kilka kroków i wychodzę na szczyt. Na usta ciśnie mi się megaceperskie pytanie: „to już tu?......
Czuję, ze łatwo mi było, poczułam się silna.... Cykamy sobie foty, mówię „Dawid, zobacz jak tu pięknie!!!
” Pogadanki na szczycie z innymi turystami, podejmujemy decyzję, ze stoczymy się do HG przez Zawrat.
Uwaga! Moja nieprzyjemna zawratowo-lodowa trauma zeszłowrześniowa będzie wreszcie pokonana! Odcinek Świnica – Zawrat piękny, dużo ubezpieczeń, idzie się łatwo, przyjemnie. Zaliczam ślizga na klamrach w jednym z kominków, zjeżdżając po skale i zawisając jedną ręką na łańcuchu. Sytuacja szybko opanowana, schodzimy na Zawrat.
Bach! I jest! Sporo ludzi tu odpoczywa, wcinają kanapy, rozwiązują łamigłówki na temat okolicznych szczytów. Ja robię wywiad szpiegowski schodząc kawałek Zawratem do HG, tym samym co we wrześniu mnie nie puścił, jestem więc nieco nieufna... Myślę sobie
– sucha skała, dam radę. Wróciłam na górę, kilka fot – schodzimy. Matka Boska zawratowa nas pozdrawia, przyznam ze bardzo mrocznie wygląda. Jakby ostrzeżenie dla śmiałków zapuszczających się w ten rejon. Idzie się okej, łańcuch, stromizny i piękne kwiatki.
Wreszcie jest! To miejsce! Schodzę nieufnie, badam... OK.! jestem na sporej półce skalnej, która ostatnio tak dała mi popalić, w śniegu to wszystko wygląda zupełnie inaczej i trudniej – teraz – jest to spacer. Mijamy przeróżnych cudaków, trampkarzy, adidasiarzy, panów w kołnierzykach...
na dole robią się już korki. Chwila odpoczynku, schodzą niskie chmury, orla zakrywa oblicze, dzień był piękny, ale chyba limit szczęścia się wyczerpał. Wrócimy... Ukochany Czarny Staw, kaczki są tak oswojone, ze podpływają blisko licząc na coś do jedzenia:shock: . Nie moje drogie, ja wam nic nie dam! No to do Kuźnic, tesco, piwo i na kwaterę. Zmęczeni ale zadowoleni.