„Kiedy nie mogę zasnąć liczę...” - tak zaczyna się jedna z kultowych komedii Marka Koterskiego. A ja gdy nie mogę zasnąć to biorę mapy turystyczne gór Polski i Słowacji i szukam miejsc, gdzie jeszcze nie byłem, planując kolejne trasy. Szukałem, szukałem i znalazłem. Bobrowiec – tam mnie jeszcze nie widzieli. Dodatkowy plus to to, że szczyt leży na Słowacji, nie trzeba więc płacić absurdalnych stawek za parking i wstępu do TPN. Tradycyjnie już był kłopot z zebraniem ekipy na ten wypad. Coraz mniej aktywistów, coraz więcej statystów. Głównym zajęciem co poniektórych staje się cotygodniowe patetyczne rozpalanie grila. Ostatecznie wybrała się ze mną moja mama i jej przyjaciółka, ale plany rzecz jasna miały różne od moich. Z domu wyjechałem o 6. Marzena Słupkowska tym razem trafiła kulą w płot. Ale czułem, że nie sprawdzi się nienajlepsza prognoza pogody. O tej porze Zakopiankę można w miarę bezstresowo przejechać. W drodze powrotnej już nie ryzykowałem. Ok. 8:30 jesteśmy już w Orawicach. I tutaj od razu drugie miłe zaskoczenie tego dnia (pierwsza była pogoda). Podchodzi do mnie parkingowa i żąda zawrotnej kwoty 30 koron (słownie: trzydziestu koron) za cały dzień postoju. Czy nie dało by się tak w Palenicy czy w Chochołowskiej ? (retoryczne rzecz jasna). Ubieram górskie buty i przed 9 ruszam na szlak. Samotnie. Po drodze nasłuchałem się opowieści o misiaczkach rezydujących w tamtych rejonach, więc szedłem z pewną dozą nieśmiałości. Smaczku dodawał fakt, że byłem w tym rejonie po raz pierwszy, więc nie czułem się zbyt pewnie w gęstym lesie, do którego skręciłem po ok. 40 minutach marszu z Orawic. Pierwszym moim celem była Dolina Juraniowa. Tam dopiero spotkałem pierwszych turystów tego dnia. Dolina ta, to malowniczy wąski kanion przypominający Dolinę Prosiecką w Choczańskich Wierchach, Diery w Małej Fatrze czy też niektóre rejony Słowackiego Raju. Wspaniałe miejsce na upalny dzień, bo jest tam chłodno i wilgotno. Dolinę Juraniową uwieczniłem na kilku zdjęciach.
Po jej przejściu czekała mnie pierwsza przykra wiadomość tego dnia.
To zdjęcie właściwie wszystko wyjaśnia.
Żeby nie było wątpliwości napis widniał również w naszym ojczystym języku. Słowacy nawet nie pomyśleli o złamaniu tego zakazu, ja pomyślałem, ale na tym się skończyło. Po posileniu się sponsorem Liverpoolu i nie tylko postanowiłem zatem podejść niedobrego Bobrowca od drugiej strony. Zacząłem wędrówkę szlakiem niebieskim przez Bobrowiecką Dolinę. Niektóre odcinki przed Przełęczą Bobrowiecką są naprawdę mozolne. Chwilami jak początek szlaku na Otargańce wiodącego przez las. Przed godz. 12 staję pełen nadziei na Bobrowieckiej Przełęczy a tu rozczarowanie nr 2.
W tym momencie zrozumiałem wszystko. Bobrowca tego dnia na pewno nie zdobędę
. Przynajmniej nie zrobię tego w zgodzie z przepisami SNP. Co robić ? Nie jest ani wcześnie, ani późno. Co my tu mamy na drogowskazie na Bobrowieckiej ? Ano szczyt, którego sama nazwa budzi grozę wśród forumowiczów. Szczyt wybitny i trudnodostępny. Waham się czy podołam i po długim zastanowieniu podejmuje męską decyzję. Idę. Będę ostrożny, może nie będzie tak źle. Szlakiem niebieskim szybko docieram na szlak żółty, którym to kieruję się stromo w górę. Jest ciężko. Ekspozycja ogromna i żadnych ubezpieczeń. Co chwilę mijam przerażonych ludzi ostrzegających nie przed koszmarnymi trudnościami na tym szlaku, ale jestem twardy i nie wycofuję się. Ostatnie metry karkołomnej wspinaczki i staję na Nim. Właśnie zdobyłem... Grzesia
.
Po trudach wspinaczki chyba zasłużyłem na megagrześki ? Co za zrządzenie losu, że akurat tego wspomagacza wziąłem ze sobą. „Mega” – to za to podejście od strony słowackiej, co by nie mówić znacznie dłuższe niż z Polski – zwłaszcza przez Juraniową. Szczęście do pogody w górach mnie ostatnio nie opuszcza, więc sycę wzrok wspaniałymi widokami. To panorama majestatycznej grani Rohaczy:
Co my tu widzimy ? Zatem kolejno od lewej do prawej:
To duże najbardziej z lewej to Wołowiec, na prawo ze szczerbinką w wierzchołku – Rohacz Ostry, następnie Płaczliwy, (Rohacką Przełęcz zasłania Rakoń), Trzy Kopy, Hruba Kopa, Banówka (miedzy Hrubą a Banówką widoczna Igła w Banówce), Pachoł, Spalona, Skrzyniarki, Salatyn i Brestowa.
A to panorama w kierunku południowo – wschodnim.
Tym razem dla odmiany od prawej:
Łopata, Jarząbczy Wierch, Raczkowa Czuba, Kończysty, Bystra, Kamienista i w chmurach wierzchołek Krywania.
I jeszcze kilka zdjęć ze szczytu i z jego rejonu:
Łobuzek Bobrowiec z widocznym – niestety już zamkniętym szlakiem
.
Kominiarz
Babia i Polica
i jeszcze raz okoliczne tatrzańskie szczyty, stanowiące część powyższych panoram.
Niestety obiecałem, że wrócę miedzy 16 a 17 więc pora schodzić. Po trudach zspinaczki znów jestem na Bobrowieckiej Przełęczy.
Po drodze podziwiam ładne widoki z Bobrowieckiej Doliny:
Na dole oczywiście dziki tłum fanów wygrzewania cielca w gorących orawskich źródłach. Emocjonujące widoki niektórych białogłów ostudziłem skutecznie podwójną zmrzliną. Powrót przez Chyżne i Zawoję. Piękne widoki na Tatry i Babią, ale niestety zawiódł mnie ponownie mój pojazd, gotując płyn chłodniczy w trakcie podjazdu pod Krowiarki. A już go naprawdę polubiłem. Trzeba będzie coś z tym zrobić...
Wojtek