Karpacz wita nas niestety deszczem czego się spodziewaliśmy,patrzyliśmy z nadzieją że jednak to minie.Niestety.Pobieraja od nas na parkingu po 30 zł za samochód (przy hotelu Orlik) za dwie doby.
Ruszamy dość żwawo do pobliskiego czerwonego szlaku,wychodzi facet i odmawia wstępu,zagrożenie nawisami śnieżnymi, plan leci na łeb,wybieramy inną drogę,tj. szlak czarny, tzw. Śląska droga.
Wstęp za bilet normalny 4,80 zł !! Toż to ździerstwo a narzekamy na TPN...
MIjamy słynący z niezbyt chlubnej historii,Biały Jar, gdzie poniosło śmierć 19 osób..niewiele widzimy,cały czas przenikliwie siąpi deszcz,i mgła z widocznością do 50 metrów.
W dość szybkim tempie dochodzimy do Domu Śląskiego gdzie nocujemy; zastajemy totalny brak organizacji; zjeść nie ma co (polecam własny prowiant),z zup mamy do wyboru żurek z kiełbasą (kiełbasa to plaster szerokości 0,5 cm przekrojona na czworo) za 10 zł !!! lub barszcz gorący kubek !! Jest 10.55, chcę jajecznicę ale śniadanie podają tylko do 11.00,uzyskuję odmowę,chyba na moją korzyść,bo dwa jajka i cebulka za 10 zł to terror ! Chwalą się gdzieś na stronie że są najwyżej położoną pizzerią w Sudetach: uwaga,do wyboru jest JEDNA pizza za 12 zł,mrożona,pewnie z Tesco...Piwo to koszt 8 zł,dobrze że sie zaprowiantowałem w dole
Wrzątek 1,5 zł/250ml :/ , natryski na samym dole,na parterze. Na wejściu do schronu musimy jeszcze minąć pomieszczenie dla palaczy,taka komora dezynfekcyjna...Poprostu odradzam.
Pogoda jest coraz gorsza, grupa schodzi do schroniska niżej coś zjeść,my we dwójkę postanawiamy,mimo koszmarnej pogody,wejść na Śnieżkę.
Przemoczeni i wywiani na wszystkie możliwe strony dokonujemy wejścia i zejścia.Po drodzę widzę kretynów którzy prowadzą w takich warunkach dzieci lat 3 i 5, kobieta co chwile ujeżdża w swoich "adidaskach"...
Drugi dzień wita nas podobną pogodą,jeśli nie gorszą,dalej leje i mgła ograniczająca widoczność.Dziś chcemy dojść do Szrenicy gdzie czeka nas nocleg,przed nami około 7 godzinny marsz czerwonym szlakiem.
Jemy kto co tam ma, udaje mi się wypertraktować pół litra wrzątku za cenę 250 ml co mnie samego dziwi,i ruszamy w deszcz i mgłę.
Żałujemy że totalnie nic nie widać jedynie to co pod nogami.Mijamy kolejne wzniesienia i przełęcze, w okolicy Śnieżnych Kotłów deszcz ustaje i poprawia się widoczność,na godzinę przed celem,robimy trochę zdjęć i ruszamy w stronę Szrenicy.W schronisku miłe zaskoczenie: wybór dań duży,ceny niemal o połowę tańsze,wrzątek za darmo,można poprosić o naczynia i sztućce, piwko 6 zł, pyszny smalec z ogórkami 5 zł, naleśniki z borówkami 10 zł, widne,ciepłe pokoje...Totalna przepaść w porównaniu z wcześniej opisanym schronem.W środku dużo Niemców, dość hałaśliwa grupka.Jemy dobry w końcu obiad,jakby nam mało było,do zmierzchu,przez dobre 2 godziny,wspinamy się po okolicznych skałach,pada kilka dróg boulderowych
Trzeci dzień oferuje nam poprawę pogody.Pada w końcu pomysł częściowo wracania wczorajszą trasą celem zobaczenia tego czego widać nie było.Poranne wspinaczki przed śniadaniem i ruszamy w drogę.
Widać pięknie Śnieżne Kotły,Stawy..cały grzbiet naszej wczorajszej wędrówki.
Każda mijana skała pada naszym wspinaczkowym łupem,pod koniec dnia już czujemy ręce.Hen daleko majaczy kopuła szczytowa Śnieżki, wczorajsza trasa miała odległość 25 kilometrów,dziś pokonujemy nieco krótszą.Po około 5 godzinach marszu, zwłaszcza męczącego w końcowej części tj, od przeł.Karkonoskiej, w niezwykle mokrym trawersie do skał Pielgrzymów (zielony szlak), podziwiamy te skalne kolosy..Tu już darujemy sobie wspin na żywca...Podziwiamy też stopniowo pogarszającą się pogodę,do Karpacza mamy stąd jeszcze godzinę drogi.
W okolicy Polanki następuję największa dupówa całej wyprawy, chmury nie szczędzą nam deszczu i zostajemy zalani masami wody.
Przebieramy się na stacji paliw w niezwykle akrobatyczny sposób w suche rzeczy i ruszamy w stronę Bielska,by po niecałej godzinie,znów wjechać w słońce.