Prognozy pogody na dzisiaj nie brzmiały zachęcająco. Mimo wszystko planowaliśmy z Łukaszem (
lukka3350) Zadni Granat. W razie złych warunków decyzję o zmianie trasy mieliśmy podjąć na miejscu. Jedzie z nami Michał (
3d). Pójdzie sam na Karb i pod Kasprowy.
Przyjeżdżamy do Kuźnic. Wieje jak cholera. Z Granatów może nic nie wyjść.
Poznajemy na dole 2 chłopaków z Cieszyna; planują Zawrat. Na razie idą przez Jaworzynkę na Halę, a my przez Boczań. Tam poznajemy 3 z Kielc. Będą szli na Żółtą Turnię.
Na Karczmisku ponownie spotykamy chłopaków z Cieszyna i już razem idziemy do Murowańca. Tam narada przy herbatce i postanawiamy wszyscy (7 osób) iść w stronę Doliny Pańszczycy, a potem się rozdzielić. Część chciała na Krzyżne, a część na Żółtą Turnię.
Droga przez las mija spokojnie. Śnieg jest lepki i mokry, miejscami głęboki, ale idzie się w miarę dobrze. Po wyjściu z lasu śniegu jest więcej i zapadamy się głębiej. Kilka zmian na prowadzeniu. Teraz doceniam chodzenie w grupie. Nie jest ciężko przez ten śnieg do kolan.
Wiatr jest silny, ale jesteśmy póki co dosyć dobrze osłonięci, więc go jeszcze nie czuć. Pada deszcz ze śniegiem. W oddali gdzieś w stronę Gęsiej Szyi widać bardzo szeroką tęczę
U góry wszystko w chmurach.
Dochodzimy do Pańszczyckiego Żlebu, tam śnieg twardnieje i idzie się o wiele lepiej. Wyciągamy czekany i raki. Chwila przerwy.
Po chwili odbijamy w prawo w górę w stronę grani. Nieco stromo. Wiatr bardzo silny. Co kilkanaście kroków stajemy, żeby złapać trochę powietrza i odsapnąć. Przy okazji robimy grupowe zdjęcia pamiątkowe:
Na razie jest w miarę przyjemnie, chociaż od deszczu jesteśmy cali mokrzy i wszystko zaczyna zamarzać.
Dochodzimy do grani. Wiatr powala. Widoczność jest niewielka (rzędu kilkudziesięciu metrów), ale pozwala jeszcze na dosyć dobrą orientację w terenie. Teraz granią na szczyt. Ostro wieje. Co jakiś czas podmuchy zwalają wszystkich z nóg. Trzeba się asekurować czekanem leżąc na śniegu. Idzie się bardzo ciężko. Miota nami jak kukłami. Podobno wiatr dochodzi w porywach do 140km/h. Co jakiś czas ktoś nie wytrzymuje naporu i się przewraca. Idziemy w odstępach kilku-kilkudziesięciu metrów swoim indywidualnym tempem. Nie ma prawie żadnych rozmów. Każdy chciałby już być na szczycie, zrobić pamiątkową fotkę i uciekać na dół.
W końcu po 1,5h pełznięcia granią docieramy na szczyt. Wielka radość, czekoladka i pora na dół. Nalewam herbatę do kubka, wiatr wywiewa połowę na zewnątrz. Oblewa plecak, rękawiczkę, ale i tak wszystko jest mokre i zamarznięte, więc nie zwracam na to uwagi. Parę łyków i uciekam w dół. Teraz już o wiele szybciej. Ale wiatr nadal rzuca nas co jakiś czas na kolana.
Nie schodzimy do żlebu, tylko do końca granią. Im niżej tym śnieg bardziej lepki. Oblepione raki (bez podkładek) zjeżdżają kilka razy i trzeba się ratować hamując czekanem. Wychodzimy spod chmur. Z dołu widać Żółtą Turnię prawie po sam wierzchołek. Wyszliśmy za wcześnie o jakąś godzinę. Trochę wkurzeni na brak widoków schodzimy do Murowańca. Mimo to wszyscy są zadowoleni z wycieczki.
W schronisku posiłek, picie, rozmowy. Namawiamy poznanych chłopaków na nasze forum (mała ewangelizacja w wykonaniu Łukasza
) i umawiamy się na następne wypady.
Teraz tylko droga w dół do Kuźnic. Rozpogodziło się. Wreszcie widać Żółtą Turnię:
Idziemy przez Boczań. To już tylko formalność. Ale czyżby?
Tatry czasami zaskakują. Tuż za Karczmiskiem na odkrytym terenie zrywa się bardzo silny wiatr. Na oko ze 100km/h. Nie da się iść. Siadamy na jakieś 5 minut i zapieramy się kijkami. Wiatr nie ustępuje. Słaniając się, kroczek za kroczkiem, prawie na czworaka idziemy do najbliższych skał. Przejście kilkudziesięciu metrów zajmuje nam jakieś 20 minut.
Potem już jest łatwiej, bo chronią nas skały, a później las. Do Kuźnic docieramy w ciemnościach przy świetle czołówek.
Zmęczeni, przemoczeni, ale szczęśliwi, że się udało w taką pogodę zrobić ciekawą trasę.
PS. Zdjęć jest tylko kilka. Nie wyciągałem aparatu, bo było ryzyko, że mnie zwieje z grani jak nie będę się trzymał czekana
A po za tym pogoda nie sprzyjała widoczkom. Jak coś mi chłopaki podeślą, to jeszcze dorzucę.