Syndrom Misia Joggi
Czyli na poważnie o koegzystencji ludzi i niedźwiedzi.
(osoby o skłonności do histerii mogą sobie resztę odpuścić.
Jest takie przysłowie – „Polak mądr po szkodzie”. Ale jest jego uzupełnienie, że jeśli tak się nie stanie to „Nowe przysłowie Polak sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi”. Coś mi się wydaje, że tego możemy oczekiwać w „aferze” z niedźwiadkiem w Chochołowskiej.
Kilka lat temu wielka lawina na Rysach pozbawiła życia ośmiu młodych ludzi z Tychów. Im życia nikt nie zwróci ale cała ta sprawa ma do dziś swoje pozytywne skutki – wycieczki szkolne nie wybierają tak ekstremalnych celów a organizatorzy wycieczek szkolnych dostali stracha i pokornie wynajmują przewodników.
Dobrze by było aby sprawa zabicia niedźwiadka w dolinie Chochołowskiej miała również pozytywne zakończenie tzn. wyciągnięcie odpowiednich wniosków dla organizacji ruchu turystycznego.
Samo zdarzenie z 22 października jest aktualnie w rękach prokuratora i policji i zapewne będzie miało swój finał w Sądzie. Oskarżenie, jeśli zostanie podjęte, będzie publiczne a TPN już zapowiedział, że wystąpi jako oskarżyciel posiłkowy. Sprawa będzie zapewne wytoczona przed Sądem Rejonowym a w razie niezadowolenia z wyroku stronom będzie przysługiwała droga odwoławcza.
Wyrok zapewne niektórzy uznają za sprawiedliwy a inni wręcz odwrotnie, dla mnie to sprawa w tej chwili raczej mniej ważna. Ważnym natomiast dla mnie jest czy w obydwóch Parkach, polskim i słowackim rozwiązano w sposób właściwy problem koegzystencji olbrzymiej ilości turystów z niebezpiecznym dzikim zwierzęciem jakim jest niedźwiedź bo to jest właśnie clou tego zagadnienia czy po szkodzie nadal będziemy głupi czy też zmądrzejemy.
Stosunkowo niedawno temu, bo 23 września 2007 roku ukazała się taka notka w Gazecie Wyborczej -
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... l?skad=rss
Pozwalam sobie zacytować:
Amerykańscy leśnicy z Parku Narodowego Gór Skalistych pomogą chronić niedźwiedzie w polskiej i słowackiej części Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Park Narodowy Gór Skalistych w stanie Kolorado, w którym dziko żyją grizzly, jest niewiele większy od obu części Tatr - polskiej i słowackiej. Polscy i słowaccy leśnicy postanowili poznać metody ochrony przyrody w Górach Skalistych i podpisali z Amerykanami porozumienie o współpracy.
- Szczególnie zależy nam na poznaniu amerykańskich doświadczeń dotyczących ochrony niedźwiedzi, które coraz częściej w poszukiwaniu żywności wychodzą na szlaki i podchodzą pod ludzkie siedliska -mówi Paweł Skawiński, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. - Amerykanie mają nam pomóc rozwiązać problem tzw. synantropizacji niedźwiedzi. Synantropizacja oznacza zatracenie przez zwierzę cech dzikości. W Stanach Zjednoczonych turystów odwiedzających parki narodowe obowiązują rygorystyczne przepisy, np. żywność można wnosić tylko w hermetycznych pojemnikach, by zapachy nie wabiły zwierząt. Jeśli odwiedzających park jest dużo, wprowadza się dzienne limity wejść. Wszystko po to, by niepotrzebnie nie niepokoić dzikich zwierząt.
W Polsce w ostatnich latach brunatne niedźwiedzie pojawiają się wśród wycieczkowiczów na zatłoczonej drodze do Morskiego Oka. Wyczuwając jedzenie, włamywały się też do samochodów pozostawionych przez turystów.
Na Słowacji na początku czerwca pojawił się nawet pomysł odstrzału 400 drapieżników. Zaprotestowali wtedy polscy leśnicy.
W Polsce niedźwiedzie są pod całkowitą ochroną. W naszej części Tatr jest ich kilkanaście, około 50 w Bieszczadach, a w całej Polsce prawie sto. Tym z TPN leśnicy zakładają obroże telemetryczne, dzięki którym mogą śledzić każdy ich krok. Ogrodzili też schroniska elektrycznymi pastuchami.
Chcemy, by niedźwiedzie w Tatrach znów zaczęły żyć zgodnie ze swoją naturą i mamy nadzieję, że nam i Słowakom pomogą w tym amerykańscy leśnicy - mówi Skawiński.
To chyba w oparciu o ten materiał ukazał się post Lucyny (na 321) w wiadomej dyskusji po incydencie z dnia 22.10.07:
Tatrzańskie parki polski i słowacki podpisały umowę z Parkiem Narodowym Gór Skalistych (ten ostatni pod względem powierzchni jest porównywalny z naszymi parkami). Właśnie amerykańscy leśnicy mają pomóc Polakom w rozwiązaniu problemu synatropizacji niedźwiedzi. Pierwsza rzecz na jaką zwrócili uwagę naszym parkowcom to dokarmianie dzikich zwierząt. W USA w kilku parkach za nakarmienie np.niedźwiedzia płaci się kary do kilku tysięcy dolarów. Kary są egzekwowane. Druga rzecz. Na teren parku można wnosić żywnośc tylko w hermerycznie zamkniętym opakowaniu. Zwierzęta nie mogą czuć zapachu jedzenia. Trzecia uwaga dotyczyła natężenia ruchu turystycznego. Ograniczenie wejść do parku i wprowadzenie limitu dziennych wejść. Czwarty punkt to karanie turystów za przekroczenie bariery szlaku.
Amerykańskie parki mają dobrze oznakowane miejsca, gdzie występują niedźwiedzie. Człowiek wchodzi tam na własne ryzyko. Agresywne misie są monitorowane. W razie powtarzających się ataków na ludzi wywożone w inne miejsca. Jeżeli mimo tego ataki powtórzą się to taki osobnik jest eliminowany ale w humanitarny sposób.
Jak widać z powyższego propozycje amerykańskich leśników sprowadzają się do:
1. Zlikwidowanie dokarmiania niedźwiedzi – sensu stricto jak i pośrednio przez otwarte śmietniki, śmiecenie na szlakach,
2. Wnoszenie żywności na teren parków tylko w hermetycznych opakowaniach (pojemnikach),
3. Ograniczenie ilości turystów do parku i wprowadzenie limitu dziennych wejść
4. Zakaz wychodzenia poza szlaki oznakowane.
5. Drastycznie wysokie kary (np. równoważnik ok. 5 tys. $ za przewinienia określone wyżej.
Ad.1. Hermetyzacja pojemników na odpadki przy schroniskach jest możliwa do wyegzekwowania, m.in. przy pomocy drastycznych kar nakładanych przez TPN w przypadku stwierdzenia niedociągnięć, natomiast wyeliminowanie „śmieciarzy” wśród turystów na pewno jest niemożliwe przy pomocy apeli, tabliczek itp. Potrzebne są wysokie kary i odpowiednio wielka liczba strażników (polskich odpowiedników amerykańskich rangersów) umiejących i chcących te kary stosować i odpowiednie służby prawne w parkach aby te kary egzekwować.(nawet policji nie wolno pobierać kwoty kary bezpośrednio)
Ad.2. Rewizja osobista na wejściach?
Ad.3. Próbował takie propozycje wprowadzić Wojciech Gąsienica Byrcyn – reakcja – wrzask władz terenowych Zakopanego i okolicznych gmin. Nie sądzę też aby podpisało się pod tym zbyt wielu użytkowników tego forum.
Ad.4. Tylko się roześmiać – właśnie nie tak dawno TPN to wielce zliberalizował a ponoć i TANAP nad taką liberalizacją rozmyśla.
Ad.5. W Stanach Zjednoczonych są rzędu 5000 $ czyli ok. 13500 PLN. Co Państwo na to? No i jak się ustrzec oczywistych prób korumpowania strażników? Powołać TBA (Tatrzańskie Biuro Antykorupcyjne)?
Ktoś może powiedzieć, że to jakieś nieporozumienie lub przekłamanie - może więc warto zapoznać się trochę z tym jak to wygląda w amerykańskich parkach narodowych. Najlepiej na przykładzie najbardziej znanego parku czyli Yellowstone skądinąd doskonale znanego każdemu prawie Polakowi z dobranocek telewizyjnych o Misiu Joggi, który wraz z Misiem Uszatkiem „odpowiada” na dość pokrętny stosunek Polaków do „kochanych Misi”, stosunek, przy którym zapominamy, że jest to groźne dzikie zwierzę a nie kreskówka lub pluszaczek.
Na wstępie parę słów o Parku Yellowstone i w porównaniu z TPN i TANAP. Yellowstone to jak wiadomo najstarszy park narodowy na świecie (1872 r.) o powierzchni 8980 km2 i rocznej ilości turystów ok. 3 milionów osób. TPN to 212 km2, TANAP – 769 km2 czyli razem 981 km2 a ilość turystów wg. różnych szacunków to 6 milionów osób. Średnie obciążenie 1 km2 to w Yellowstone 334 osoby rocznie a w obu parkach tatrzańskich 6116 osób rocznie czyli przeszło 18 razy większe a samym TPN 14150 osób rocznie czyli przeszło 42 razy więcej niż w Yellowstone. Jeśli te cyfry nic nie dają komuś do myślenia to gratuluję dobrego samopoczucia.
By jeszcze bardziej uwypuklić problem to informuję, że Yellowstone leży na terenie trzech stanów: Idaho, Montana, Wyoming w których gęstość zaludnienia wynosi odpowiednio 6.04 osób/km2, 2.39 i 1.96 czyli jest to absolutne pustkowie o którym w Europie nie mamy zielonego pojęcia. Taki stan Wyoming to mniej więcej 80% obszaru Polski a mieszka tam około 500 tys. osób. Dla porównania podam, że gęstość zaludnienia w Województwie Małopolskim wynosi 216 osób/km2, Podkarpackim 118 osób/km2 a w Słowacji 111 osób/km2. Jeśli teraz ktoś powie, że warunki koegzystencji niedźwiedzi w południowych województwach Polski oraz w Słowacji są porównywalne z tymi, które są w Yellowstone to po prostu kłamie albo ma maksimum złej woli.
Jak jest naprawdę w tym Yellowstone? Zapraszam do ciekawej relacji:
http://www.ing.uni.wroc.pl/~buki/mnisi- ... elacja.htm
Trzeciego dnia nic specjalnego się nie działo, dotarliśmy do Montany, ostatni odcinek drogi nie wypadł przyjemnie, bo akurat rząd sfinansował budowę drogi przez terytorium Rezerwatu Czarnych Stóp (BlackFeet Indian Reservation) aż do południowej granicy Glaciera, wiec czas ten upłynął nam w kurzu i przy pozamykanych szczelnie oknach. Wieczorem przekroczyliśmy granicę parku narodowego. Okazało się, że tak spieszyliśmy się na wakacje, że zaoszczędziliśmy 1 dzień drogi, ale dzień ten niezwykle się przydał, bo formalności w parku są długie i męczące i niestety nie da się ich pominąć.
Parki Narodowe w USA funkcjonują na zupełnie innych zasadach niż w Polsce, a nawet w Europie. Można by powiedzieć, że obrzeża parku z cała infrastrukturą dróg, kempingów i ich zaopatrzeniem są zorganizowane dla turystyki masowej. Natomiast zwiedzanie obszarów, do których dotarcie piesze stanowi więcej niż jeden dzień drogi jest mocno ograniczane. Jednym słowem tam, gdzie można dojechać jest mnóstwo ludzi, którzy mieszkają na kempingach i chodzą na jednodniowe wycieczki. Ci, którzy chcą czegoś więcej, czyli zabrać plecak i pójść na wędrówkę, muszą udać się do specjalnego biura pod nazwą Backcountry Office i uzyskać zezwolenie (permit - 4USD/os/noc) na noclegi na konkretnych kempingach w górach. W całym Glacierze są 3 takie biura w różnych jego częściach. Wszystko jest zorganizowane komputerowo. A odbywa się to w ten sposób, że o 7.00 rano wpada do biura tłum chętnych i kto pierwszy ten lepszy, o ile nie ma się wcześniejszej rezerwacji.
I tu zaczął się nasz problem, ponieważ kempingów w górach nie jest specjalnie za dużo i na takim jednym kempingu jest średnio 3-5 miejsc na namioty. Oznacza to, że wystarczy paru łojantów i trudno jest wytyczyć trasę, bo wszystko zajęte i nie ma gdzie spać. A w parkach główna zasada mówi, że można łazić, gdzie się chce, ale spać wolno tylko tam, gdzie masz wyznaczone. A my chcieliśmy pójść na wędrówkę z 7-mioma noclegami. Spędziliśmy w biurze ponad 2 godziny, bo ranger drukował nam kartkę z wolnymi noclegami, my wytyczaliśmy trasę, po czym okazywało się, że jakiś kemping jest już zajęty i zaczynaliśmy zabawę od nowa z nowym wydrukiem tego, co zostało. W końcu jeden gość widząc, że z uporem chcemy jednak mieć te 7 noclegów pomógł nam wytyczyć trasę. Wyglądała fajnie, ale miała jedną wadę, a mianowicie odległości, podejścia i zejścia, które przypadały na każdy dzień wędrówki, były mordercze.
Przeszliśmy też szkolenie antyniedźwiedziowe, tzn. puszczono nam wideo z 15-minutowym filmikiem, jak się zachowywać, gdy miś stanie ci na drodze. My kupiliśmy sobie przed wyjazdem spray na misia (i osobno na komary) poprzez stronę http://www.counterassault.com/ w cenie 45 USD, ale w tej samej cenie jest do kupienia na miejscu w parku. Wygląda to jak ciut większy dezodorant, ale ma zasięg ok. 8 metrów. W środku zawiera gaz pieprzowy i jak się później dowiedzieliśmy jest praktycznie w 100% skuteczny. Film mówił głównie o tym, aby pilnować kwestii jedzenia i innych środków chemicznych (zapachowych), czyli nie trzymać ich w namiocie (bo to żadna przeszkoda dla misia), wieszać z dala na drzewie (zabrać ze sobą kawał sznura lub liny), jeść również z dala od namiotu, w specjalnie do tego przygotowanych miejscach na kempingach (food area). W lesie w odróżnieniu od tego, czego przestrzegaliśmy w Polsce, czy Europie tu należy się zachowywać głośno, ale jak było zaznaczone należy wydawać "ludzkie dźwięki", najlepiej klaskać, gadać głośno i pokrzykiwać od czasu do czasu, aby miś wiedział, że człowiek się zbliża. Film wyjaśniał, że miśki głównie atakują, gdy czują się zaskoczone i przez to zagrożone. A! zapomniałabym napisać, że Glacier National Park to park, gdzie głównie występują niedźwiedzie grizzli i w mniejszym stopniu niedźwiedzie czarne. Rozpoznaje się ich łatwo, gdyż grizzli mają futro bardziej brązowe, są znacznie większe, ale najbardziej charakterystycznym punktem jest garb na karku. Niedzwiedzie czarne są czarne (bez garba), dużo mniejsze i też mniej agresywne.
W przypadku spotkania misia nie należy uciekać, tylko starać się wolno wycofać. Jeśli będzie wykazywał zainteresowanie i się zbliżał to należy mu rzucić jakąś kolorową rzecz np. czapkę i dalej się wycofywać. W razie bezpośredniego ataku należy położyć się na brzuchu mając plecak na sobie w ramach ochrony i założyć ręce na kark (aby go nam nie przetrącił). Jeśli miś próbuje odwrócić człowieka leżącego w takiej pozycji, to nie należy stawiać oporu, tylko przetoczyć się i znów ustawić w tej samej pozycji. Ostatnie przesłanie filmu zupełnie do mnie nie trafiło, a mianowicie, że jeśli miś chce zaatakować (dotyczy to tylko niedźwiedzia czarnego), ale nie jest to gwałtowny szybki atak, to należy z nim walczyć, krzyczeć podnosić ręce, rzucać kamienie, uderzać gałęzią o drzewa, wprawdzie miałam jeszcze wyhodowane długie paznokcie, ale sami wiecie....
[....]
Ponad to Grzegorz był na prelekcji jednego rengersa na naszym kempingu, który okazał się fanem miśków grizzli i poopowiadał kilka ciekawostek o misiach. Jakieś ok. 30 lat wstecz, w parku znajdowało się wysypisko śmieci stanowiące główną atrakcję turystów, ponieważ na to wysypisko przychodziły od wielu lat niedźwiedzie. Wysypisko dorobiło się nawet specjalnej kładki, z której ludzie fotografowali misie. Misie grzebały w śmieciach i żywiły się odpadkami. W którymś momencie, jak już wspomniałam, parki zaczęły prowadzić politykę, aby wszystko się odbywało naturalnie, czyli jak coś się zaczęło palić to niech się spali, zakaz dokarmiania zwierząt itp. Postanowiono zlikwidować wysypisko. Spotkało się to z wieloma protestami ekologów, którzy twierdzili, że misie się już uzależniły od posiłków na śmietniku i nie będą w stanie przeżyć. Ale i tak najbardziej protestowali turyści, których chciano pozbawić punktu widokowego. Niemniej którejś zimy śmietnik zapakowano na samochody i wywieziono, a miejsce zasypano czymś tam. Efekt był taki, że w pierwszym roku padło 50% populacji grizzli w parku, a w następnym 25% tego, co pozostało, zaś w następnych latach populacja zaczęła się odradzać i wszystko wróciło do stanu naturalnego. Rangers powiedział też, że jedna niedźwiedzica przez 5 lat z rzędu wracała z młodymi i próbowała kopać na tym miejscu. Ograniczenie dostępu do żywności pochodzenia ludzkiego to nie tylko likwidacja składowisk śmieci, ale również specjalne antyniedźwiedziowe kosze na śmieci, przepisy dotyczące przechowywania żywności na kempingach itd. Rozwiązania te zaowocowały mniejszą ilością ataków niedźwiedzi na ludzi. Z czasem po prostu przestały kojarzyć ludzi z łatwo dostępnym pożywieniem i raczej omijają turystów na szlaku jak i osady z daleka.
Skomplikowane, prawda?
Wpierw trochę obliczeń. Wg różnych szacunków w Tatrach (polskich i słowackich) przebywa od 50 do 100 niedźwiedzi czyli od 19.6 km2 do 9.8 km2 na 1 osobnika . Niewiele, minimum podobno wynosi 30 km2. A zbyt mały areał osobniczy (tak się to naukowo nazywa) oznacza niemożność normalnego się wyżywienia, głód i tym większą podatność na poszukanie pożywienia u człowieka. Zwłaszcza jak ten człowiek jest głupi i niefrasobliwy, jak zostawia otwarte śmietniki z odpadkami spożywczymi albo chociaż tylko wyrzuca przy ścieżce ogryzki jabłek czy gruszek, papierki po cukierkach, snickersach i innych wafelkach, niezjedzone kawałki bułek itd. itd. (co jest powszechne w naszych Tatrach i na ich obrzeżu).Niestety nie mogę nigdzie znaleźć danych o ilości niedźwiedzi w Yellostone (może ktoś znajdzie). Na świecie jest podobno 100 tysięcy (bez polarnych). W Rumunii przeszło 6000, w Rosji ponoć 25 000. Nie wiem czy w Yellowstone jest ich proporcjonalnie tyle co w Tatrach czy też mniej czy więcej, podejrzewam, że mniej. Dlaczego – bo z powyższego opisu wynika, że amerykańscy leśnicy i ochroniarze podchodzą profesjonalnie i odpowiedzialnie do swoich zadań.
Spróbujmy zatem wyobrazić sobie przeniesienie amerykańskich zwyczajów na nasz teren. Co musimy zrobić na początek? Ano pobudować wielki mur albo wysokie ogrodzenie oddzielające teren TPN od reszty terenu. Czy przed niedźwiedziami? Też, ale przede wszystkim przed ludźmi nad którymi musimy zapewnić sobie kontrolę. Yellowstone leży na pustkowiu, wręcz zadupiu i do obszaru o powierzchni 30% Belgii dochodzi tylko pięć dróg.
Tam nie trzeba budować muru i płotu, tam wystarczy postawić zaporę na drodze. Tam nie ma kolei ani samolotu, tam jest zbyt daleko aby ktokolwiek przyszedł pieszo, tam trzeba przyjechać samochodem.
W Tatrach tak nie jest a zatem należy postawić płot a przy jednej, góra dwóch bramach urządzić biura wstępu i „segregacji” turystów. W Yellowstone większość wybiera jazdę samochodem, na ogół nie własnym ale autokarem wyspecjalizowanych firm (bo taniej) po tak zwanej „ósemce” asfaltowej drogi, z zatrzymaniem się lub nie na którymś z przydrożnych kampingów i odbyciem drobnej wycieczki, na ogół pod nadzorem przewodnika. W warunkach TPN mógłby to być przejazd wyspecjalizowanym autokarem do Włosienicy a nawet i dalej, krótki pobyt nad Morskim Okiem i powrót. Następnego dnia niewielkim elektrycznym busem jazda na Polanę Pisaną w Kościeliskiem, wizyta w jaskini Mroźnej i na tym koniec. Chętni na piesze wędrówki musieliby tak jak w opisie uzyskać „przydział” trasy, uzależniony od otrzymania miejsca w schronisku na nocleg. To trzeba byłoby rezerwować na długo przed tym lub liczyć na los szczęścia biegnąc do biura o 7-ej rano – dokładnie tak jak w Yellowstone (i ponoć wszystkich innych parkach narodowych amerykańskich i kanadyjskich – mówił o tym w wywiadzie Wojciech Gąsienica Byrcyn gdy uzasadniał konieczność limitowania ilości osób wchodzących do TPN. Oczywiście po odbyciu szkolenia jak zachować się w przypadku napotkania niedźwiedzia.
Przy takiej organizacji ilość osób spadłaby do około 150 tys. rocznie plus wjeżdżający na Kasprowy ale z technicznym uniemożliwieniem wyjścia poza teren stacji górnej w okresie nie narciarskim. Taka ilość turystów by zminimalizowała potencjalną możliwość spotkania z niedźwiedziem, praktycznie wyeliminowała powody sinatropizacji i w efekcie wyeliminowała możliwość zrobienia krzywdy przez ludzi niedźwiedziom i odwrotnie.
Ale to oznacza koniec weekendowych wypadów w Tatry i eliminuje z nich jakieś co najmniej 80% dotychczasowej ilości turystów. Trudno – taka jest cena utrzymania niedźwiedzia w Tatrach.
To jest wersja radykalna, moim zdaniem absolutnie niewykonalna bo oznacza wyemigrowanie z Zakopanego i okolic około 70 do 80% mieszkańców, którzy by bez zatrudnienia przy turystyce utraciliby źródła dochodów.
Trzeba więc osiągnąć kompromis. Jaki? Przede wszystkim zakaz budowy nowych miejsc hotelowych – tylko ew. uzupełniających ubytki z rozbiórek. Co jeszcze – likwidacja samochodowego przejścia granicznego na Łysej Polanie i zakaz ruchu samochodów prywatnych na odcinku Wierch Poroniec – Palenica. Następnie wznowienie możliwości ruchu do Włosienicy ale TYLKO dla mikrobusów o napędzie elektrycznym , koncesjonowanych przez TPN przy jednoczesnym zakazie ruchu pieszych na drodze Wierch Poroniec – Palenica. Że takie dojście do Morskiego Oka będzie kosztowne? Tak, będzie – ale czy jest inne wyjście aby uniemożliwić śmiecącej hałastrze dojście do Morskiego Oka co w tym przypadku oznacza masową sinantropizację niedźwiedzi.
Co jeszcze? Uruchomienie w Zakopanem swoistej Akademii Szkolenia na temat zachowania się na wypadek spotkania niedźwiedzia. Akademia ta wydawałaby poświadczenia odbycia szkolenia bez którego byłoby niemożliwym nabycie biletu do parku. Co jeszcze? „Dorobienie” się prawdziwej grupy „Rangerów”, którzy kontrolowaliby zachowanie się turystów i w razie potrzeby wymierzali mandaty na kwoty absolutnie odstraszające od złego zachowania – np. 3000 zł – to i tak mniej niż w Stanach Zjednoczonych.
Co jeszcze – problem Doliny Strążyskiej i Białego. Obeie te doliny są praktycznie parkiem miejskim Zakopanego i bywa tam chyba najwięcej ludzi kompletnie przypadkowych. Niestety bywają też niedźwiedzie bo to miejsce pełne wyrzuconych w krzaki smakołyków. Jakie wyjście? Smutne bo chyba tylko solidne ogrodzenie od reszty parku.
No i może by TPN zrobił coś aby ten spray przeciw niedźwiedziowy znalazł się w sprzedaży w zakopiańskich sklepach. -
http://www.counterassault.com/ - ksztuje w USA 45$ czyli u nas mółby być za jakieś 120 złotych – ponoć całkowicie skuteczny więc cena za bezpieczeństwo nie jest wygórowana.
Ktoś może mi zarzucić, że się skoncentrowałem na Yellowstone a TPN i TANAP nawiązały kontakt z Parkiem Narodowym Gór Skalistych
http://www.nps.gov/romo/index.htm
Niestety nie udało mi się znaleźć tak bogatego materiału o tym Parku. W interesującej nas kwestii „niedźwiedziej” w Przewodniku „Amerykańskie Parki Narodowe” (wyd. Gazety Wyborczej) nie ma ani słowa. Na stronie tego parku (patrz link wyżej) o niedźwiedziach jest wzmianka – że są, w dolnych partiach lasów. Widać nie jest to problem . Park jest porównywalny do TPN i TANAP tylko pod względem obszaru. Poza tym niczym – pustkowie, brak miejscowości w parku i na jego obrzeżu, znacznie większe wysokości (ok. 4500 m npm). No i swoista ciekawostka – najwyżej na świecie poprowadzona autostrada – najwyższy punkt 3700 m npm. – poprowadzona w centrum gór (przypominam – o obszarze Tatr).
Jak sądzę to współpraca leśników i naukowców z TPN z ich kolegami z Rocky Mountains Park może być owocna – LOT pewnie już zaciera ręce.
Przyznam się, że nie mam specjalnego sentymentu do naukowców i ochroniarzy z TPN (TANAP również), może nie tyle sentymentu co zaufania. A także jestem pełen podejrzeń o tzw. „końskie okularki”. Aby to nieco rozładować kończę anegdotą:
Środek zimy, legowisko niedźwiedzi. Mały miś budzi starego siwego niedźwiedzia.
- Dziadku, dziadku! Nie mogę zasnąć! Opowiedz mi bajkę!
- Śpij... - mruczy zaspany dziadek miś - Nie czas na bajki.
- To pokaż chociaż teatrzyk!
- No dobrze - mówi dziadek i sięga po dwie ludzkie czaszki. Wkłada w nie łapy, wyciąga przed siebie i mówi marszcząc czoło:
- Docencie Malinowski. Co to tak hałasuje w zaroślach?
- Eee, to pewnie świstaki panie profesorze...