Ponieważ Lechu nigdy nam nie napisał relacji ze swoich rodzinno - tyrystycznch wędrówek uznałem, że muszę sam jechać i sprawdzić co w Sudetach piszczy. Postanowiłem, że do zanudzenia będę opisywał to co po drodze zobaczę lub pomyślę (no nie wszystko oczywiście – czytają to również nieletni) – relacja ta będzie więc dłuuuuuuuuuu ga i nudna jak flaki bez przepicia… Sorka…
Po długich naradach postanowiliśmy z
cure'czką, że leziemy tam gdzie najwyżej - Karkonosze. Obraliśmy termin w którym była szansa przejść szlakiem nie potykając się o kogoś co 10 metrów - Październik.
Wyjazd opóźnił się o jeden dzień, bo forumowo oglądaliśmy slajdy bałkańsko - słowackie ( za co wszystkim obecnym dziękuję) i o drugi dzień, bo leczyłem kaca po slajdowisku
Tak więc we wtorek rano byliśmy gotowi na wędrówkę
Dzień pierwszy:
Na pierwszy strzał poszła oczywiście Kurewna Ścieżka...
Postanowiliśmy czarnym szlakiem dostać się na Równię pod Śnieżką, później kawałeczek Ścieżki Przyjaźni Polsko – Czechosłowackiej (i nią śmignąć przez najwyższą górę w okolicy) i za Jelenką dajemy w lewo w dół curigiem do Karpacza.
Jak uradzili - tak zrobili:
Z początku w Karpaczu do ronda i z ronda razem z tabunami innych miłośników przyrody w górę – do wejścia do Parku.
- I oni wszyscy też tam idą???????? Oczy nam wyszły z orbit… doszliśmy do asfaltu srutututu, tu czerwony, tam czarny, na tablicy napisano, że ten czarny to taaaaki trudny – więc się zmartwiliśmy – czy my w ogóle damy radę…. No ale z duszą na ramieniu wyruszyliśmy w leśny gąszcz ponury wraz z innymi miłośnikami piękna górskiego.
Na szczęście wkrótce okazało się, że miłośnicy ci są co prawda miłośnikami wysokogórskimi, ale dupska mają przyziemne i wspinali się tylko do dolnej stacji kolejki, która to wywoziła ich windą do nieba…
Wleźliśmy w las i …. Nic… nic oprócz białego dziadostwa które rozłożyło się swoim białym i mokrym cielskiem na lesie którym podróżowaliśmy… Zajebiste klimaty – Powiem szczerze, że lubię te otoczenie rodem z horrorów nawet bardziej niż lejące się z nieba 30 stopni Celsjusza…
Precz z endorfinami!!!!!!!!!! Niech żyje przygnębienie i apatia!!!!
No niestety – cure’czka mimo ponurego otoczenia zachowywała się jakby THC można było wchłaniać prosto z mgły i nie dopuszczała do pogorszenia nastroju nawet na chwilę…
Kilka zamglonych widoków w drodze do Białego Jaru:
I sam Biały Jar (również nieco zamglony

, w którym lawina była kiedyś sprawcą śmierci kilku turystów, co upamiętniono tablicą. Przypomina ona wszystkim „Wyjadaczom Tatrzańskim”, że w Karkonoszach też może być niebezpiecznie.
Wszędzie dookoła widać ślady jakiejś klęski ekologicznej sprzed lat… całe połacie lasu składające się jedynie z martwych białych drzew i młodych drzewek próbujących zastąpić to co kiedyś było „dorosłym” a może nawet „pierwotnym” lasem… Widać również jak nigdzie ślady ludzkiej pracy wkładanej w odbudowę tego ekosystemu…
Aż tu nagle za Białym Jarem okazało się, że nasz wzrok jeszcze działa. Zaskoczona cure’czka nie tylko przejrzała, ale i zobaczyła:
Przycupnęła więc na pół godzinki, aby przepuścić grzejącą z góry grupę 5 milionów młodych ludzi z MP3 na uszach i co gorsza – w telefonach – tych, które można włączyć w trybie głośnomówiącym…
Gdy przeszła dyskoteka, prowadzona przez przodownika (który jako jedyny podniecał się przyrodą) a zakończona paniami wychowawczyniami Aga mogła spokojnie nie rzucić się na jagódki
Zasadniczo spotkanie z młodzieżą utwierdziło mnie w przekonaniu, że jeśli młodzież kocha dyskoteki i ma w dupie góry to wywożenie ich na siłę i „wbijanie do głów miłości do przyrody” jest męczeniem i tych co cenią ciszę i spokój i samej młodzieżówki….
A… i jeszcze jedna obserwacja… Ten przodownik wyglądał identycznie… No, wiecie do kogo… Getry itp… Oni tam właśnie tak biegają odziani…
Gdy już przejrzeliśmy, to się rozejrzeliśmy…. …
Ponieważ w zasadzie wchodziliśmy już w piętro kosówki zniszczony las reprezentowały pojedyncze martwe drzewa, co w połączeniu z mgłą stwarzało kosmiczną atmosferę dookoła:
Cure’czka kazała mi to wkleić – ale po co to komu i na co??????? Nawet sanglasy mam zdjęte…. Zero lansu…

Do dupy….
Poszliśmy więc dalej i po krótkim czasie połączyliśmy się z turystami, (których porzuciliśmy na dole – przy kolejce) we wspólnym marszu do Domu Śląskiego…
Zasadniczo to w tym miejscu zaczynaliśmy doceniać ludzi, którzy co prawda nie mają odpowiednich ubrań, butów, wwożą swoja cztery litery na krzesełkach – bo mogliby je natychmiast zwieźć na dół, posadzić w ciepłej knajpie, wysłać 200 SMS-ów i odhaczyć – tu byłem.
Oni jednak cierpiąc niewygody, wilgoć, chłód i w dodatku nic dookoła nie widząc (znowu wleźliśmy w mleko) idą wzdłuż tyczek i to w dodatku nie niesie ich tam to co nas – prawdziwe uczucie do gór – lecz po prostu świadomość, że nie można całego życia przesiedzieć w fotelu…
Teraz się nie zgrywam – powaga do takich właśnie wniosków doszliśmy… A to co teraz zobaczyliśmy to pikuś – tydzień później spotkaliśmy taką parę z parasolem w samym środku zamieci śnieżnej… Czapki z głów…
No nic… leźliśmy, leźliśmy i w końcu doleźliśmy do schroniska, obróciliśmy po bezalkoholowym i po omacku dawaj na górę…
Po omacku, po omacku, aż tu nagle jak to słońce nie przyp….. przygrzeje – chmury spękane zaczęły zwiewać na polską stronę i dawaj chować się w Karpaczu…
Noooooo i po chwili już było jasne: nic innego jak inwersja termiczna cholery pogoniła i tylko czekać jak zlezą całkiem w dół pokazując nam pięęęęęęęęęękne morze chmur….
Małe conieco drodze na Śnieżkę:
No i wyleźli my na górę królewny…
Do tej pory na Śnieżce straszyło polskie badziewie – brzydactwo „obserwatorium Meteorologiczne”. Czesi pozazdrościli… Jak to???? Na naszej najwyższej górze ma stać tylko polskie badziewie????? Wznieśmy również swooooje!!!!!! I tak wygląda badziewie budowane na Śnieżce przez Czechów:
Cureczka na Śnieżce
Morze mgieł dane nam było niestety dopiero za dwa dni… Ale nie uprzedzajmy faktów… Na razie rzut oka na drogę którą za chwilę zstąpimy
Chmurska cały czas spękane nagrzanych południowych czeskich stoków próbowały się ukryć po polskiej stronie…
Poszliśmy tą drogą…. Kiedyś czerwony szlak prowadzący główną granią Karkonoszy nosił miano ścieżki przyjaźni polsko – czechosłowackiej… Wiemy już czemu…
Schodząc zastanawialiśmy się ile roboty ktoś musiał władować w zbudowanie takiej szosy… Po chwili okazało się – to nasi przyjaciele – już nie Czechosłowacy, ale Czesi z przyjaźni do Polaków robili taaaaką śliczną drogę… My też ich polubiliśmy, można więc śmiało powiedzieć, że to prawdziwie przyjacielska ścieżka
A było tu naprawdę ślicznie… Doszliśmy do schroniska Jelenka… śliczny mały budyneczek w bajkowej scenerii… Warto choć pomarzyć o noclegu w tym miejscu… może następnym razem… z wrażenia nie zrobiliśmy nawet fotki… Poprawimy się za tydzień…

… ehe….
To kończę przynudzanie, może jutro opiszę drugi dzień… Będzie równie długo, nudno i przygłupio…
Na koniec trochę „widzialnego”

jesiennego lasu przez który schodziliśmy w doliny:
A nie, jeszcze cure’czka odkryła swą nową pasję – grzybobraństwo i gdy tylko minęliśmy tablicę Parku Narodowego wzięła się za polowanie

:
